sobota, 31 października 2015

Rozdział 11

Rozdział 11




[Kamila]

Nie mogłam spać przez całą noc, kręciłam się z boku na bok. O godzinie siódmej rano zwlekłam się z łóżka. Udało mi się zdrzemnąć tylko przez chwilę, co odbiło się na moim wyglądzie. Chcąc doprowadzić się do stanu względnej normalności, cicho weszłam do pokoju by nie obudzić współlokatora i wzięłam swoje rzeczy. Zamknęłam się w łazience i przyodziałam w granatowe rurki, czarną bokserkę, a na ramiona zarzuciłam kobaltową koszulę w biało-czarną kratę. Dobrałam do tego beżowe botki z ćwiekami na pięcie i zrobiłam delikatny makijaż.

Ponownie zawitałam do sypialni, gdzie siatkarz nadal spał w najlepsze. Tylko głowa wystawała mu spod kołdry. Nie mogąc się powstrzymać, obśliniłam palca i włożyłam do ucha sportowca. Zdezorientowany zerwał się z łóżka, a ja krztusząc ze śmiechu udałam się umyć ręce. Chwile potem zadzwoniłam na recepcję w celu zamówienia jakiegoś śniadania.


Po niespełna pół godzinie kelner zapukał do drzwi i rozłożył posiłek na stole w salonie. Gdy tylko wyszedł, zjawił się w nim w miarę rozbudzony i ubrany Andrzej. Podałam mu kubek z parującą kawą i chwyciłam pełnoziarnistego tosta. Po szybkim skonsumowaniu, usiadłam na kanapie i pogrążyłam się w lekturze bardzo ciekawego harlequinu. Byłam niezmiernie ciekawa czy Frau Heckmann będzie z Herr Winckler. Niestety świat, to nie instytucja od spełniania życzeń, więc nie dane mi było czytać w spokoju. Wielce wygodny Wrona położył głowę na moich kolanach i rozłożył się niczym król. Nie zwracałam na niego uwagi, dopóki nie zaczął stukać palcem w książkę. Zirytowana jego zachowaniem, odsunęłam od siebie lekturę i spojrzałam na niego.

- Nie za wygodnie ci? – spytałam z sarkazmem, próbując po raz kolejny przeczytać ten sam fragment.

- Wiesz… No nie bardzo… Przydałyby się jeszcze winogrona, którymi mogłabyś mnie karmić…

- Tak? I co jeszcze?

Wtem Andrzej rozpoczął swój monolog o tym, jak to według niego powinna zachowywać się jego idealna kobieta. Namiętnie go ignorowałam, ale gdy już któryś raz z rzędu pstryknął mi koło ucha, nie wytrzymałam i zrzuciłam go ze swoich kolan. Siatkarz stracił równowagę i zlatując z sofy złapał mnie za rękę, pociągając za sobą. Mój upadek zamortyzował tors Dziobatego, który jak długi wyciągnął się na ziemi. Drżącą ręką wyczułam jego znacznie przyśpieszony puls. Nie chciałam by doszło do czegoś między nami, dlatego szybko podniosłam się na nogi. Na moje szczęście chwilę później do pokoju wparowali przyjaciele. Widząc Wronę w takim stanie, wybuchnęli śmiechem.

- I w ten oto sposób, największy bełchatowski Casanova został pokonany przez kobietę – skomentował Kłos, imitując głos Tomasza Swędrowskiego.

- Andrzej… Ile razy tłukłam ci do tego pustego łba, że z Młodą nie ma żartów, a jej prawy prosty to po prostu zwala z nóg… Jak widać dosłownie… - uśmiechnęła się Wikipedia.

Robert podszedł do kumpla i pomógł stanąć mu na nogi. Poklepał go po przyjacielsku po plechach i zabrał głos:

- Dobra ferajna… Teraz będziecie tak mili i miłe i zbierzecie swoje seksowne dupeczki, bo idziemy na wycieczkę.

Jako ostatni opuściliśmy pokój. Zostałam zmuszona do trzymania się za ręce z tym erotomanem. No bo przecież musieliśmy być wiarygodni. Piłkarz postanowił robić nam za przewodnika i zgodnie z jego planem wycieczki zwiedziliśmy: Hohensburg - ruiny zamku z 1150r., romańsko-gotycki kościół Mariacki, fachowo nazywany Mareinkirche, czy Borussmuseum – muzeum piłkarskie Borussi Dortmund oraz ogrody botaniczne i ekologiczne.

Robert i Ruda bawili się w fotografów - postanowili zrobić małą sesję Andrzejowi oraz mnie. Wymyślali rozmaite tła i pozy. Jak nie miałam siedzieć Ptaszysku na barana to leżeliśmy pod drzewem w ogrodzie botanicznym… Wszelkie wymysły wyobraźni.

Mimo iż obiektów do zwiedzanie nie było wiele, do hotelu wróciliśmy późnym wieczorem. Po szybkiej toalecie, złożyłam się w kłębek na sofie. Już pomału przysypiałam jednak Andrzej nie był tak wspaniałomyślny i obudził mnie, twierdząc, że przeprasza za swoje zachowanie i kobiecie (Jak miło, że mnie za nią uważa!) nie wypada spać na kanapie, kiedy mężczyzna śpi rozłożony na łóżku. Nie mogąc uwierzyć w jego zdanie, nie zgodziłam się. W końcu zdecydowaliśmy się na kompromis i oboje spaliśmy w sypialni rozdzieleni kocem.

Nad ranem usłyszałam uniesione głosy i trzaski. Wciąż zaspana otworzyłam oczy i spojrzałam na druga połowę łóżka. Andrzej już nie spał. Wygramoliłam się spod ciepłej pościeli i ruszyłam do walizki w celu jej spenetrowania. W końcu wybrałam swój strój na dzisiaj, a moją szopę, którą były włosy, zaplotłam w dobieranego warkocza i zrobiłam delikatny makijaż. Weszłam do salonu, gdzie czekało już na mnie śniadanie.

- Kto się tak trzaskał? – spytałam.

- To tylko przeciąg - odparł smutno Andrzej i podszedł do mnie.

Złożył lekki pocałunek na moim czole i opuścił pokój. Coś mi tu nie pasowało, więc udałam się do pokoju, który Wąski dzielił z Rudą. To właśnie tam wszystkiego się dowiedziałam. Siatkarze pokłócili się o podejście Wrony do mojej osoby. Podziękowałam bratu za wstawienie się za mną i usilnie starałam się go pocałować w policzek. Po raz kolejny przeklinałam swój niski wzrost, gdy nie udało mi się tego zrobić. Spróbowałam inaczej. Stanęłam na palcach i pociągnęłam Karola z koszulkę by te się zniżył. W ten oto sposób dostał soczystego całusa w nos. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale zaczęłam martwić się o Ptaszysko. 

Wróciłam do swojego pokoju, by stwierdzić iż poszukiwanego tam nie ma. Istniały tylko trzy miejsca, do których mógł się udać: bar hotelowy, mieszkanie Lewandowskich albo pobliski park. Chwyciłam za telefon leżący na szafce i wybrałam numer Roberta. Niestety go tam nie było. Dociekliwy Robert dopytywał co się stało, więc skłamałam, tłumacząc mu, że się pokłóciliśmy i zaczęłam się o niego martwić, ponieważ nie ma go od dłuższego czasu. Sprawdziłam bar, ale również go tam nie zastałam. Dopiero w parku zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą swojej ramoneski, co przypłaciłam dreszczami, gdy tylko zawiał silniejszy wiatr. Po kilku minutach zauważyłam znajomą postać siedzącą na ławce w zadumie.

- Tu jesteś… Wszędzie cię szukałam – stwierdziłam i usiadłam obok niego.

Ponownie zaczęło wiać. Opatuliłam się ramionami by nie zmarznąć. Siatkarz ocknął się wreszcie i zarzucił mi swoją bluzę na ramiona. Podziękowałam i oboje pogrążyliśmy się we własnych myślach. Dopiero po jakimś czasie uznaliśmy, że pasowałoby przygotować się przed meczem. Wróciliśmy do hotelu.

Po wejściu do pokoju, zabarykadowałam się w łazience. Swoja koszulę zamieniłam na żółty t-shirt i poprawiłam makijaż. Rozpuściłam włosy, które opadały mi lokami na plecy. Resztę zostawiłam bez zmian. Uwielbiałam stawiać na wygodę. Gotowa wróciłam do salonu. Andrzej czekał na mnie już przygotowany. Za pamięci chwyciłam swoja kurtkę i po chwili zapukaliśmy do pokoju przyjaciół. Całą czwórką ruszyliśmy do recepcji i poprosiliśmy o zamówienie taksówki.

Po dotarciu na stadion, podeszliśmy do Roberta i życzyliśmy mu powodzenia. Zajęliśmy swoje miejsca. Z pełną premedytacją usadziłam dwóch środkowych obok siebie, mając na celu ich pogodzenie się. Tak też się stało, gdy Borussia wygrała 6:1 chłopcy wpadli sobie w objęcia. Zaczekaliśmy aż tłumy się rozejdą, a piłkarze udadzą się do szatni. Po ogarnięciu wszystkiego i wszystkich nasza trójka (Olka przysypiała na trybunach) dopadła Roberta zalewając gratulacjami. Z całego tego zamieszania wybrnął Robert, zapraszając nas na imprezę. Razem z Olą grzecznie odmówiłyśmy, chcąc by chłopcy nacieszyli się swoim towarzystwem. My natomiast udałyśmy się do Ani, postanawiając urządzić sobie babski wieczór.

Następnego dnia z samego rana ktoś zaczął nas katować dzwonkiem do drzwi. Nie zdobyłyśmy się na żadną reakcję mając cholernego kaca. Dopiero donośne pukanie do drzwi, które nawet umarłego by zmusiło do zmartwychwstania ruszyłam swój odwłok i pomaszerowałam do przedpokoju. Głowa mi pękała, a walenie do drzwi nie ustępowało. Z rozmachem otworzyłam to chwilowe narzędzie tortur, a przede mną stały trzy znajome postacie.

- No cześć! – przywitał się Robert, a jego głos wydawał się dla mnie zdecydowanie zbyt głośny.

- Robert! Ja cię proszę… CISZEJ! – odparłam z wyrzutem i wróciłam do sypialnie gdzie nasza trójka wczoraj zabalowała. 

Ponownie położyłam się na łóżku, marząc o powróceniu do snu. Niestety nie mogłam na to liczyć. Mężczyźni wparowali do pokoju i rozsunęli zasłony. Ściągnęli z nas cieplutkie nakrycie i każdy przerzucił sobie jedną z nas przez ramię. Posadzili nas dopiero na kanapie. Wciąż nieprzytomne, odżyłyśmy gdy dostałyśmy po szklance wody i tabletce przeciwbólowej, które przyjęłyśmy z nieskrywaną wdzięcznością.

- Czego dusza jęczy? – spytałam gdy poczułam się odrobinkę lepiej

- Chcieliśmy zobaczyć do jakiego stanu się doprowadziłyście… jeszcze chwila i byłby zgon – odciął się Andrzej

- Bardzo przepraszam , że cię zawiodłam skarbeńku. Jak widzisz nie udało mi się sprostać twoim oczekiwaniom.

Reszta zajęła się sobą, więc nie zwracali na nas uwagi. Ola zniknęła w łazience, Ania z Robertem postanowili przygotować śniadanie, a Karol poszedł ogarnąć sypialnie.

Nie chcąc siedzieć bezczynnie wstałam, niestety za szybko, co zakończyło się zawrotami głowy. Gdyby nie siatkarz pewnie leżałabym już na podłodze. Oparłam się o niego i obrzuciłam wzrokiem mieszkanie. Zlokalizowałam swoją walizkę, która leżała w przedpokoju. Zanim jednak się postanowiłam się przebrać, pomogłam Karolowi salon. Pozbierałam walające się po podłodze butelki po winie i spakowałam je do worka na śmieci. Związałam go i wygoniłam z nim Andrzeja byczącego się dotąd na kanapie. 

Niech się w końcu na coś przyda, a nie leni! Gdy tylko Ruda zwolniła łazienkę, chwyciłam swoją walizkę i wparowałam do wcześniej okupowanego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Szybko się ogarnęłam. Postanowiłam pomóc nakryć do stołu. Dokładnie w tym samym czasie co układałam talerze, do mieszkania wrócił Dziobaty. Jak gdyby nigdy nic przywitał się ze mną buziakiem w policzek i pociągnął za pasmo wciąż wilgotnych włosów. Posłałam mu pytające spojrzenie, jednak ten zignorował mnie i odszedł do Roberta siłującego się z siatkami. Widocznie wrócił z zakupów.

Ania zrobiła pyszne śniadanie! Był to budyń z komosy ryżowej oraz koktajl z cukinii i kopru włoskiego z nutą cytryny. Koniecznie musicie tego spróbować. Po posiłku państwo Lewandowscy odwieźli nas na lotnisko. Trochę żal było się żegnać, jednak mus to mus. Jednym słowem – było miło, ale się skończyło.

W Polsce byliśmy kilka godzin później. Jednak przez korki na krakowskim parkingu, do Bełchatowa wróciliśmy dopiero pod wieczór. Na całe szczęście jutro mieliśmy dzień wolny. Jak tylko weszłyśmy do mieszkania, rzuciłyśmy się na łóżka i zapadłyśmy w błogi sen.


[Ola]

Lot do Dortmundu minął mi błyskawicznie. Przez niemalże całą drogę grałam z Andrzejem w karty. Może miałam w stosunku do niego trochę wyrzutów o Kamilę, jednak mi bezpośrednio w ostatnim czasie nie podpadł, więc mogłam z nim pouprawiać trochę hazardu. Na lotnisku czekała na nas narzeczona Lewandowskiego - Ania. Po pięciu minutach spędzonych w jej towarzystwie miałam dość. Kurde blaszka, była tak pusta, że nawijała cały czas o wyglądzie i Robercie.

Na początek podwiozła nas pod hotel, gdzie tylko zostawiliśmy bagaże i pojechaliśmy po piłkarza na stadion, gdyż właśnie kończył trening. Lewy okazał się być całkiem równym gościem i po szybkim zapoznaniu ruszyliśmy całą szóstką na wspólną kolację. Z każdej strony słyszałam ten okropny, szczekający język. Co gorsza! - W restauracji sama musiałam się nim posłużyć, ponieważ kelnerka nie rozumiała nic po angielsku. 

Wspominałam już, że nienawidzę niemieckiego? Nauka tego języka w szkole, była dla mnie największą torturę. Już wolałam lekcje łaciny w liceum! Skonsumowaliśmy jakieś mięsko, wypiliśmy po piwku i z ulgą przyjęłam fakt, że jest już późno, więc wracamy do hotelu. Odebrałam swój bagaż i z prędkością światła śmignęłam do swojego lokum.

- Kłos, nie żebym cię nie lubiła, ale co ty robisz w moim pokoju? - zapytałam, gdy tylko zobaczyłam Mamuta po wejściu do pomieszczenia.

- W twoim pokoju? To mój pokój!

- Błagam, nie mów mi, że ten dureń zarezerwował nam wspólny pokój... - jęknęłam. Karol szybko zadzwonił do recepcji i okazało się, że nie jest to pomyłka. - Dobra, bracie, skoro nie mamy innego wyjścia to jakoś to przeżyjemy. Większa część łóżka jest moja, to ja mam pierwszeństwo rano w łazience i ogólnie wszelkie przywileje idą dla mnie, ok?

- A ja niby co będę z tego miał?

- Jak to co, Karolku? Nie wyrzucę cię na kanapę, ani na zewnątrz! - powiedziałam oburzona jego niewiedzą. Wąski niechętnie, ale się na to zgodził gdy przekupiłam go czekoladą i zgodziłam się, żeby wrzucił nasze selfie w #Czapach na swój fanpage. 

Następny dzień minął nam na zwiedzeniu miasta i okolic - nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Moje nastawienie do wszystkiego co niemieckiego jest tak pesymistyczne, że wszystko co się z tym wiąże natychmiast można spisać na straty. Dopiero trzeciego dnia odbył się ten długo wyczekiwany przez chłopaków mecz. Czy mówiłam już, że nienawidzę piłki nożnej? A wspominałam, że nienawidzę niemieckiego? Połączenie obu tych rzeczy równało się w moim przypadku małym piekłem. Nie pamiętam nawet jaki był wynik, ale co tam! 

Przetrwałam jeszcze babski wieczór w towarzystwie Ani. Jedyne co mogę pochwalić w Niemczech to alkohol, upiłam się szybciej niż się spodziewałam i nie musiałam znosić opowiadań narzeczonej piłkarza. Z uśmiechem na ustach wyruszyłam w drogę powrotną. Gawędziłam sobie z Karolem i nie mogłam się doczekać, kiedy dolecimy. 

- Polska! Nareszcie! Ja chcę do Bełchatowa! - wykrzyknęłam, gdy tylko wybiegłam z lotniska. 

- Nie mów, że było aż tak źle - rzucił Andrzej.

- Nie bierz tego do siebie, ale nigdy tam nie wrócę - powiedziałam i pokazałam mu język. 


[Kamila]

Następnego dnia, żeby zrzucić mnie z łóżka musiałaby wybuchnąć III Wojna Światowa. Mimo iż było mi ciężko, udało mi się to zrobić. Szybko się rozpakowałam i postanowiłam udać się do łazienki. Oczywiście ubiegła mnie Ruda. Zaczęłam wnosić ciche modły do nieba, by ta się pospieszyła. Widocznie przyniosło to efekt, bo wyszła już po pół godzinie. Nie chcąc by taka sytuacja się powtórzyła, zajęłam jej miejsce i szybko zmieniałam ubrania. 

Postawiłam na stonowane kolory, więc ubrałam czarne, dziurawe rurki, grafitową bokserkę, ramoneskę i białe trampki. Zostawiłam rozpuszczone włosy, a oczy podkreśliłam tuszem. Opuściłam łazienkę, w celu zaparzenia sobie kawy, kiedy rozdzwonił się telefon. Odebrałam, upewniwszy się wcześniej kto dzwoni. Trener. Dostałam polecenie by jak najszybciej zjawić się w klubie z powodu roboty papierkowej. Zgodziłam się i pospieszyłam do Energii. Wcześniej jednak dowiedziałam się, iż Ola ma randkę z Alexem. Życzyłam im miłej zabawy i już mnie nie było.

Zaraz po pojawieniu się w pracy, wzięłam potrzebne dokumenty i zaszyłam się w biurze. Nie sądziłam, że uzbiera się ich tak dużo. Byłam tak tym pochłonięta, że nawet nie usłyszałam dzwoniącego telefonu.

- Nie męczy cię to? – usłyszałam za sobą męski głos. Podskoczyłam na krześle ze strachu, upuszczając przy tym długopis. Chwyciłam się teatralnie za „serce„ i odwróciłam się do intruza. Oczywiście kto nim był? Andrzej Wrona, we własnej osobie!

- A tobie się w domu nudzi czy co? W prześladowcę się bawisz? – zapytałam, podnosząc długopis

- Czyli to tak odnosisz się do człowieka, który chciał ci za pomoc podziękować?

- Nie mogłeś po prostu zadzwonić?

- A myślisz, że ile razy to zrobiłem? Do ciebie się dodzwonić to graniczy z cudem…

Spojrzałam na telefon. Miał całkowitą rację. Na piętnaście nieodebranych połączeń jego było zdecydowanie najwięcej.

- Dobra. Podziękowałeś mi, więc możesz już iść. Nie odbieraj tego, że cię wyganiam czy coś. Po prostu mam dużo zaległości i muszę je nadrobić, a nie wiem ile to jeszcze zajmie.

Aby dogłębnie zrozumiał moją aluzję pokazałam mu stosy papierzysk. Siatkarz jednak nie był skory do zostawienia mnie samej. Wiedząc, ze z nim nie wygram zaproponowałam mu coś do picia. Wstałam od biurka, by wstawić wodę na kawę, jednak środkowy zatorował mi drogę i posadził z powrotem na krześle. Posłał mi spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Posłuchałam go, bo co innego miałam do roboty. A! No tak! Robota papierkowa… Chwilę potem tuż obok mnie znalazł się kubek ze zbawiennym napojem. Upiłam łyk i wróciłam do przerwanej czynności. W tym czasie Andrew zaniósł wypełnione jak do tej pory dokumenty do prezesa i ułożył większą część kostki Rubika z biurka przyjaciółki.

Pracę skończyłam późnym popołudniem. Zaniosłam pozostałe papiery do gabinetu Piechockiego i schowałam telefon do kieszeni. Upewniłam się czy aby na pewno w gabinecie nikt nie został i zamknęłam za sobą drzwi. Już miałam odnieść kluczyk na dyżurkę, gdy dostąpiłam zaszczytu bliskiego spotkanie się z męską klatką piersiową. Wiedząc kto to zadarłam głowę. Już przyzwyczaiłam się, że spotykam go na każdym kroku.

- Grzeczna dziewczynka – stwierdził Andrzej, czochrając mi włosy. – W ramach nagrody za odrobienie pracy domowej zabieram cię na spacer.

- Czy ja według ciebie jestem psem, że trzeba ze mną na spacery wychodzić? – Zrzuciłam jego rękę. – Jednak skoro nalegasz, by niesamowita "ja" ci towarzyszyła, to chyba mogę się zgodzić…

Spacer Bełchatowskimi uliczkami nie jest zły. Zwłaszcza gdy przechodzisz obok McDonalda i masz zapotrzebowanie na cukier. Nie mogąc się oprzeć, zamówiłam sobie shake’a truskawkowego i wróciłam do swojego towarzysza. Namiętnie zaprzeczył, gdy zapytałam się go czy czegoś nie chce. Ruszyliśmy dalej. Zaczęliśmy wspominać pobyt w Dortmundzie, mimo iż nie minęło od niego dużo czasu. Nagle poczułam jak ktoś trąca mnie w ramię. Odwróciłam się, ale nikogo tam nie zastałam. Wtedy usłyszałam, że KTOŚ przyssał się do mojego napoju.

- A ciebie to mama nie kocha, że tak bezkarnie pijesz mojego shake'a? – skarciłam go. – No pytałam się czy chcesz coś, ale nie..! 

- Pamiętaj jedno… Nigdy nie pozwolę by to dziewczyna za mnie płaciła.

- Jaki z ciebie gentelman… Jestem ciekawa tylko od kiedy?

- Poza tym od dziewczyny zawsze lepiej smakuje…

- Sylwię też na takie teksty podrywałeś?

- Może… - zarumienił się.

Wybuchnęłam śmiechem. Tak to jest gdy uzupełnię cukier. Siatkarz spojrzał się na mnie jak niedorozwiniętą. To tylko zwiększyło moją głupawkę, mimo to nie to zmieniło faktu, że czułam się jakby ktoś przeżuł mnie i wypluł. Powłóczając nogami wyglądałam jakbym szła na ścięcie. Nie miałam na nic kompletnie siły ani ochoty. Środkowy był bardzo wyrozumiały i już po chwili niósł mnie na barana. Nie zważał na moje protesty. 

W drodze do domu złapała mnie jeszcze większa głupawka. Pod drzwiami od mojego mieszkania zeszłam z pleców siatkarza, uwalniając go od mojego ciężaru. Przeprosiłam go za sprawiony kłopot, podziękowałam za miło spędzony czas i weszłam do mieszkania. Rudej jeszcze nie było, zresztą co się dziwić, może Atanasijević wreszcie się rozkręcił?... Skorzystałam więc z okazji i po szybkiej kąpieli wskoczyłam do ciepłego łóżka i usnęłam.



[Alex] 

Wbiegłem do swojego mieszkania i wpadłem na Srećko. Nie zastanawiając się nad niczym zgniotłem go w swoich ramionach. Gdy po chwili euforii, biedny Lisinac zdołał się ode mnie uwolnić był zdezorientowany. 

- Mogę wiedzieć co wywołało twoją ekstazę? 

Po krótce wyjaśniłem mu, że Ola wreszcie zgodziła się ze mną umówić i powiedziała, że zależy jej na mnie. 

- No nareszcie! Człowieku, przecież patrząc na was można było pomyśleć już dawno, że jesteście razem, ale nie... Musieliście się zapierać, że to tylko przyjaźń... Chyba taka jak z koziej dupy trąba...

- Tyle, że chciałem przygotować coś wyjątkowego... Jak wróci z Niemiec, to mógłbym ją np. tutaj zaprosić i tu pojawia się pytanie - nauczysz mnie gotować? 

Srećko był moją ostatnią nadzieją... I jak zwykle się nie zawiodłem. Te parę dni bez niej minęły mi nadzwyczaj szybko, ale na szczęście zdążyłem opanować sposób przyrządzenia pysznej kolacji. Wyeksmitowałem z domu moich kumpli i zaszyłem się w kuchni. Wieczorem przystroiłem salon, przebrałem i z drżącymi rękami ruszyłem w stronę mieszkania Oli....


___________________________________
Cześć!

Przed Wami rozdział jedenasty - czyli ogółem - Dortmund! :D

Jak Wam się podobała wycieczka? I jak ostatni fragment? Alex wreszcie zdobył się na odwagę i zaprosił Olę... Jak myślicie, jak przebiegnie randka Atanasijevicia i Rudej?

Czekamy na Wasze komentarze! :)

Iadala&Hachiko

PS. Czy tylko ja jestem tak podekscytowana startem PlusLigi? :D Skra wygrała! <3
Iadala

2 komentarze:

  1. Przepraszam ze pisze z Anonima
    Wpadłam tu przypatkiem a na prawde bardzo mi sie spodobało....nie tylko ty jestes podekscytowana bo ja na tym meczu byłam xD Ale chyba najlepsza rzecz zrobił Wrona....podaje mu zeszyt i długopis (do autografu)wszystko fajnie gdybym odzyskala te 2 rzeczy xD Pan W zarypał mi długopis...kiedy sie skapłam to on odjechali autokarem xD Zdjecia sa autografy tez...mecz świetny *0*
    Sorry rozpisałam sie xS Tak jak mówiłam zostaje rozdzial cudeńko i idę nadrabiac zaległosci :'d
    Buziaki ;*
    ~Sportslivee~
    Ps.Nastepnym razem nke bede juz na anonimie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. pobyt w Dortmundzie - ekstra! Czekam na więcej wyjazdów hahah wspólny pokój dla Kamili i Wrony - mistrzostwo! oni są świetni! czekam z niecierpliwością co się tam między nimi wydarzy!
    I Alex jaki romantyk <3 nie mogę się doczekać tej ich randki... :D
    Pozdrawiam! Świetny blog ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)