piątek, 23 października 2015

Rozdział 10

Rozdział 10


Po nieudanych Igrzyskach Olimpijskich, Lidze Światowej i Mistrzostwach Europy niemal pewne było to, że Anastasi straci posadę trenera naszej narodowej kadry. Według mnie, jego głównym błędem było samozaparcie, aby ciągle stawiać na tą samą "szóstkę". Andrea zbyt mało rotował składem i nie dawał szansy innym, nawet kiedy nasza gra w ogóle się nie układała.

W ostatnich dniach września całą siatkarską (i nie tylko) Polskę obiegła informacja, że nowym selekcjonerem został... Stephane Antiga. Jego pomocnikiem miał być Philippe Blain. Nigdy nie sądziłam, że PZPS zdecyduje się na tak szalony krok tuż przed Mistrzostwami Świata w naszym kraju. Antiga wciąż był aktywnym graczem... Po głębszym zastanowieniu postanowiłam go jednak nie oceniać. Znałam jego styl bycia i wiedziałam, że to bardzo mądry facet.

Natomiast Blain był doświadczonym trenerem. Być może razem stworzą genialny duet i się idealnie uzupełnią? Stephane znał zawodników od nieco innej strony i łatwiej będzie mu do nich dotrzeć, a Philippe mógłby przekazać im niezwykłą wiedzę. Sam Antiga to również bardzo dobry, techniczny zawodnik i wielu już się od niego uczyło...

Po długiej kontemplacji postanowiłam zacząć zbierać się na trening. Byłam zmęczona, nie lubiłam latać samolotem i teraz to się na mnie odbijało. Zakryłam cienie pod oczami, które sprawiały wrażenie, jakbym była żywym zombie. Obiecałam sobie, że zrobię badania w najbliższym czasie, bo wyglądało mi to na anemię, do której miałam skłonności. Włożyłam czarne tregginsy, niebieską asymetryczną bluzkę, ciemnoszary kardigan i byłam gotowa do wyjścia. Kamila znowu gdzieś zaginęła w akcji. Gdy dotarłam na halę w korytarzu natrafiłam na Antigę.


- Witaj - powiedziałam i uśmiechnęłam się. - Gratuluję trenerze! - Przytuliłam go.

- Jaki trenerze? Na razie to nie czuję tego... Bardziej jestem graczem...

- Powiem ci szczerze, że duże wyzwanie przed tobą... Ale myślę, że dasz radę, tym bardziej, że masz do pomocy Blaina - pocieszyłam go.

- Tak, tak... Philippe to świetny człowiek... Teraz praca na dwa etaty mnie czeka... Cieszę się jednak, chyba warto się poświęcić.

- Uwierz mi prowadzenie naszej kadry to niezły orzech do zgryzienia. Mimo to, liczę na złoty krążek po mistrzostwach! - zaśmiałam się. Stephane obiecał, że się postara, jednak nie mogliśmy dłużej porozmawiać, bo Miquel zawołał go na rozgrzewkę.

Spotykając jeszcze paru zawodników I ligi, kierowałam się w stronę mojego gabinetu. Otworzyłam drzwi i mnie zamurowało. Dopiero po chwili zareagowałam.

- Andrzej. Co. Ty. Robisz. W. Moim. Gabinecie?! - wycedziłam każde słowo osobno. - I wytłumacz dlaczego jesteś półnagi?

- Przyszedłem na zabieg - wytłumaczył spokojnie.

- Mój drogi, o ile się nie mylę, a uwierz mi, raczej zawsze mam rację, to twoją trakcję mięśni grzbietowych miała przeprowadzić Kamila.

- No tak, ale...

- Jakie "ale"?! Chłopaku, to jest twoja praca i powinieneś być profesjonalny, odstawić na bok wasze sprawy prywatne! Nie patrz się na mnie jak zbity pies. Kładź się na tym łóżku i leż cicho... Ostatni raz idę ci na rękę... Musicie się wreszcie dogadać, a nie wzajemnie unikać... To na dłuższym dystansie czasowym nic nie da...

- Ty serio masz jakieś zapędy wychowawcze... - zaczął Wrona, jednak mój wzrok godny bazyliszka sprawił, że zaczął się szybko tłumaczyć. - Ale to taki dobry instynkt! No, w każdym razie dajesz mądre rady, muszę powiedzieć Alexowi, że będziesz dobrą matką... Dzięki za przysługę i już się nie odzywam - zakończył swój krótki wywód, widząc, że mam zamiar rzucić w niego ręcznikiem. - Chociaż nie, powiem ci jeszcze tyle, że ręcznik to słaba broń...

- Mogę rzucić butelką - ostrzegłam środkowego.

- Dobra, dobra, ale ja chcę jeszcze trochę pożyć i nie być kaleką. Moje ręce i nogi są mi na razie niezbędne - zaśmiał się.

Po upływie czterech godzin, wymasowaniu czterech Mamutów i wypełnieniu raportu miałam dosyć, a jeszcze dzisiaj czekała mnie taka sama popołudniowa przeprawa. Jednak co się dziwić, zaraz rozpoczynała się PlusLiga! Byłam podekscytowana myślą, że będę mogła być jej częścią, nawet jeśli ona była miniaturowa.


[Kamila]

Miałam dzień wolny i postanowiłam go spędzić w samotności, jednak ktoś jak zwykle musiał mi przeszkodzić, pukając do drzwi. Otworzyłam je by po chwili zostać ponownie wepchnięta do środka, a drzwi zostały zamknięte z hukiem. Któryś z mamutów padł przede mną na kolana. Zdezorientowana całą tą sytuacją przeniosłam spojrzenie na gościa. Był nim mój sąsiad - wielmożny pan Andrzej W. Zdecydowanie za często na siebie wpadamy.

- Co ty wyprawiasz?- spytałam, wiedząc że sam z siebie nie powie.

- Mam do ciebie prośbę... Tylko proszę... Nie rób mi krzywdy - odparł błagalnie.

- Nie mam zamiaru robić ci krzywdy, a przynajmniej na razie. Mów, o co chodzi?

- Bo wiesz... Jest taka sprawa ... Robert Lewandowski to mój kumpel i ...

- I?

- Zaprosił mnie na mecz: Borussia Dortmund vs. VfB Stuttgart...

- I co ja mam z tym wspólnego?

- Lewy prosił bym przyleciał z dziewczyną ...

- To nie możesz wziąć Sylwii?

- No właśnie nie... Ona jeszcze chodzi do szkoły, jest w klasie maturalnej, a poza tym wtedy wyjeżdża z rodziną.

- Czy ja dobrze rozumiem? Mam udawać twoją dziewczynę, bo ta prawdziwa wtedy wyjeżdża?

- No... Tak/

- Czekaj... Umawiasz się z licealistką?! To przecież jeszcze dziecko!!!

- Wiem... Właśnie dlatego pomyślałem o tobie. Błagam! Zgódź się! Nie masz innego wyjścia!

- Niech ci będzie... Tylko zachowuj się jak na faceta przystało i wstań z tych kolan. Tak z innej beczki: kiedy i gdzie jest ten mecz?

- Pierwszego listopada w Dortmundzie.

- I że ja mam z tobą do Niemiec lecieć?!

- Jeśli będziesz się czuła niekomfortowo to weźmiemy jeszcze kogoś.

- Olę! I Kłosa! Bo nie wiem co ci jeszcze do tego durnego łba wpadnie!

- Dobra, bylebyś się zgodziła i ze mną poleciała... - westchnął zrezygnowany.


[Ola]

Październik upłynął pracowicie, ale i przyjemnie, bo Skrzaty wygrały swoje wszystkie spotkania w miarę gładko. Dowiedziałam się też, że Andrzej z Kamilą zabierają mnie i Kłosa do Niemiec. Co prawda nie znosiłam piłki nożnej, ale ostatecznie zgodziłam się na to. W końcu to darmowa wycieczka do Niemiec! Dzień przed wylotem zaczęłam się pakować. Wyciągnęłam małą walizkę i po kolei wkładałam do niej wszystkie potrzebne mi rzeczy, a przede wszystkim ubrania.

W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak Kamila krzyknęła, że otworzy, więc na spokojnie kontynuowałam przygotowania do wyjazdu. Po chwili dostrzegłam Alka w drzwiach mojego pokoju, nie zdążyłam nic powiedzieć, a on zaczął panikować.

- Wyjeżdżasz?! Ale dlaczego? Jak? Z kim? Dokąd? Tak w środku sezonu?!

- Hej, spokojnie, lecę tylko na trzy dni do Niemiec z Kamilą, Karolem i Andrzejem... - wyjaśniłam i gdy odetchnął, postanowiłam zadać mu nurtujące mnie pytanie. - Czemu tak spanikowałeś?

Siatkarz wyraźnie się speszył.

- No bo... Ostatnio tak jakby... No... Chyba zbliżyliśmy się do siebie... I pomyślałem, że... No, że chcesz wyjechać... Kurde! Po prostu zależy mi na tobie i bałem się, że wyjedziesz stąd, rozumiesz? - Uśmiechnęłam się. Zakłopotany Alex to uroczy widok. - Ale to nic między nami nie zmieni, prawda? Nawet nie wiesz jak ciężko jest mi być tylko twoim przyjacielem, ale nie chcę stracić chociaż tego...

Czułam jak moje serce szybciej zabiło. Ostatnimi czasy rzeczywiście bardzo zbliżyliśmy się z Atanasijeviciem do siebie.

- Aleksandarze musiałabym być głupia, żeby cię odrzucić od siebie, wiesz? Poza tym mi też na tobie zależy, tak bardzo, że czasami mnie to boli...

- Naprawdę? - zapytał pełen nadziei. - W takim razie, byłaby jakaś szansa, na to, że zgodzisz się gdzieś ze mną wyjść po powrocie z Dortmundu?

- Na randkę? - upewniłam się. - Z przyjemnością!

Atakujący wyraźnie się ucieszył i uściskał mnie, życząc bezpiecznej podróży i miłego pobytu w Niemczech, po czym podekscytowany niemalże wybiegł z naszego mieszkania. Roześmiałam się, po czym zadowolona zaczęłam nucić sobie pod nosem "Du temps".


[Kamila]

Siedzieliśmy w samolocie, czekając aż wystartuje. Do Niemiec lecieliśmy dwa dni wcześniej, ponieważ uparty Andrzej stwierdził, że przedstawi nam napastnika polskiej reprezentacji. Nie wiem ile trwał lot, ale mi upłynął niesamowicie szybko. Może to dlatego, że w uszach miałam słuchawki i czytałam książkę ignorując wszelkie próby kontaktu z moja osobą?

Na miejscu czekała na nas Ania – narzeczona Roberta, by nas eskortować. Niestety w mieszkaniu państwa Lewandowskich było za mało miejsca na naszą zgraję, więc udaliśmy się do hotelu, gdzie czekały na nas zarezerwowane pokoje. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym, iż swój mały apartament mam dzielić z nikim innym jak z Wroną. Za jakie kurde grzechy?! Nadal ubolewając, zostawiliśmy swoje bagaże i pojechaliśmy na stadion, gdzie aktualnie odbywał się trening, który jak się później okazało, właśnie dobiegł końca.

Po kwadransie Andrzej i Lewy wpadli sobie w ramiona. Chwilę potem, mój „chłopak” przywołał mnie do siebie. Grzecznie podeszłam i przywitałam piłkarza, ładnie się przy tym przedstawiając.

Gdy wszyscy poznaliśmy Roberta, a on nas, udaliśmy się na późny obiad, do pobliskiej restauracji. Tam miałyśmy okazję by razem z Olą wykazać się swoją umiejętnością języka niemieckiego, którego szczerze nienawidziłyśmy. Siatkarze byli szczerze zdziwieni tym faktem, ale zignorowałyśmy ich ciekawskie spojrzenia.

Z opowieści Roberta bardzo dużo się dowiedziałam na temat Andrzeja z przeszłości. Nawet tego iż spotykał się z Mileną – starszą siostrą napastnika, która również grała w siatkówkę. Zostałam również uświadomiona o ilości jego byłych dziewczyn. Możecie mi wierzyć lub nie, ale było ich zdecydowanie za dużo by tu wymieniać.

Późnym wieczorem wróciliśmy do pokoju. Niestety nie mogłam się zamienić z Karolem pokojami, gdyż rano miała być inspekcja przez nikogo innego jak Lewandowskiego. Obiecał nam również, iż zabierze nas na wycieczkę krajoznawcza po mieście. Odświeżyłam się i przebrałam. Położyłam się do łóżka i starałam zasnąć, gdy poczułam, że tuż obok mnie ugina się materac. Przeklinając w duchu z bólem uniosłam powieki i spojrzałam w stronę intruza.

- Pan się nie pomylił? – spytałam zaspana

- Yyyy… Nie sądzę – odparł środkowy odwracając się w moją stronę

- A ja myślę, że tak… Wypad z baru, piwa brak… Jazda na kanapę.

- Dlaczego?

- Bo nie ma dżemu! Nie będę spać w jednym łóżku z obcym facetem! Nigdy nie wiadomo co wam do tych pustych łbów przyjdzie! Zjeżdżaj!

- Nie bądź taka… Już spaliśmy razem w jednym łóżku!

- I nadal nie wiem jak to się stało! Nie każ mi się dwa razy powtarzać… Wypad!

- NIE! Nie rób mi tego… Proszę! Co sobie Robert pomyśli na taki widok, wiedząc, że jesteśmy parą?! A tak na marginesie… Który facet przy zdrowych zmysłach chciałby się do ciebie dobierać?!

- Przesadziłeś kolego! Tego już za wiele! Miałam okazać się już taka dobra i ci ustąpić, i być miła, ale jak zwykle się nie da! Żegnam! Sayonara!

Wyskoczyłam z łóżka i ręką wskazałam na pobliska kanapę. Andrew spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa, starając się mnie wziąć na litość. na co jedynie posłałam mu mordercze spojrzenie. Posłusznie wstał i podszedł do mnie. Przerzucił mnie przez swoje ramię jakbym ważyła tyle co nic i zaniósł do łazienki. Tam wrzucił mnie do kabiny i odkręcił zimną wodę. Pisnęłam, gdy przeszedł przeze mnie lodowaty dreszcz. Andrzej z perfidnym uśmieszkiem trzymał kran, odcinając mi do niego drogę.

- Zakręć to! – powiedziałam cała się trzęsąc – I to w tej chwili!

- Jak będę mógł spać z tobą w łóżku!

- To szantaż! Nie ma takiej opcji!

- To siedź tu dalej!

Wyglądem przypominając Samarę z „The Ring”. tylko w mokrej i przemarzniętej wersji, uległam. Wygoniłam siatkarza z łazienki, a sama rozwiesiłam przemoczoną pidżamę. Do pokoju wróciłam owinięta tylko w ręcznik. Podeszłam do walizki, która leżała obok łóżka i wyciągnęłam z niej luźną koszulkę i spodnie, po raz kolejny znikając w łazience.

Wysuszona wróciłam do pokoju i wskoczyłam pod ciepłą pościel.

- Andrzej… Proszę, podkręć grzejniki…

- Ale one są podkręcone do granic możliwości…

- Ale mnie nadal jest cholernie zimno!

- To chodź… Przytulę cię…

- Wolę koc – wstałam z łóżka.

To samo uczynił Dziobaty, który teraz stał za mną i trzymał za rękę.

- Nie bądź dzieckiem – wyszeptał mi do ucha. – Nic ci nie zrobię… Chyba…

- Jednakże uważam, iż koc będzie dla mnie wystarczający…

Zrezygnowany siatkarz położył mi głowę na ramieniu i przytulił się do moich pleców. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Ciśnienie mi podskoczyło, a serce zaczęło niewyobrażalnie szybciej bić. Środkowy wyczuł moje zdenerwowanie i perfidnie je wykorzystał, ciągnąc mnie za sobą na łóżko. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze usta w każdej chwili mogły się spotkać. Odwróciłam wzrok.

- Proszę… Uspokój się… Przecież masz dziewczynę, więc przestań się tak zachowywać.

Wypuścił mnie ze swoich objęć, a ja skierowałam się ku wyjściu.

- Najlepiej uciekać – usłyszałam na odchodne.

- Ucieczka może być nie raz dowodem wielkiej odwagi – odparłam i posłałam mu smutny uśmiech, zamykając za sobą drzwi.


____________________________________

Witamy!

Na wstępie przepraszam Was za opóźnienie w zeszłym tygodniu - miałam tyle nauki, że nawet nie zaglądałam do internetowego światka :(

Nasza ferajna zawitała do Dortmundu ;) Jak Wam się podoba? :)
Liczymy na Wasze opinie w komentarzach!

Iadala&Hachiko

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że to będzie udany pobyt w Dortmundzie! :D <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział *.*
    Coś mi się zdaję, że bd ciekawie w tych Niemczech :D
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)