piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 22

Rozdział 22

[Alex]

W poprzednim rozdziale:

- Cześć - rzuciłem smutno. - Miquel, ja wiem, że wczoraj opuściłem dwa treningi, ale ja muszę jechać do Łodzi...


Hiszpan spojrzał na mnie sceptycznie, jednak widząc mój wyraz twarzy stwierdził, że jeśli chłopcy nie mają nic przeciwko, mogę jechać. Oczywiście każdy kiwnął bezproblemowo głową, a Karol, poklepał mnie pocieszająco po plecach, jednak musiał znaleźć się ktoś, kto miał wyrzuty. Tym kimś był najmniej lubiany przeze mnie gracz, Michał Bąkiewicz, który bardzo często działał mi na nerwy.


- Niby dlaczego masz opuszczać treningi? Podobno twojej dziewczynie nic poważnego się nie stało, więc nie widzę usprawiedliwienia dla ciebie... - rzucił kpiąco. - Co zadzwoniła ze łzami, że czuje się samotna, bo nie miała z kim nocy spędzić?

Teraz: 

Wybuchnąłem. Gdy tylko skończył mówić otrzymał cios prosto w szczękę. Mariusz chciał mnie powstrzymać przed tym, jednak Karol ostrzegł go, że nie warto.

- Ty. Nic. Nie. Wiesz - wycedziłem. - Ola była w ciąży, rozumiesz? Była! Straciliśmy dziecko, o którym mieliśmy wam dzisiaj powiedzieć!

- Klubowa ladacznica złapała cię na dziecko?! Gratulacje! - wysyczał mi prosto w twarz Bąkiewicz.

Tym razem nawet nie zdążyłem go ponownie go uderzyć, a przyjmujący już leżał z krwawiącym nosem na parkiecie. Zobaczyłem obok siebie wkurzonego Karola, który rozmasowywał swoje palce.

- Nigdy nie waż się obrażać mojej rodziny, Bąkiewicz, bo w przeciwieństwie do niej jesteś zwykłym śmieciem. Jeszcze raz nazwiesz moją siostrę synonimem panny lekkich obyczajów, to obiecuję, że będziesz miał problem z powrotem do siatkówki - powiedział lodowatym tonem, o który nigdy go nie posądzałem, Kłos.

- Ciesz się, że dostałeś od Karola, bo ja całkowicie przestawiłbym ci szczękę, kretynie - rzucił z tyłu Winiarski.

- Miquel, ja sądzę, że nasz "kolega" pomylił nieco wartości powszechnie przyjęte w tej drużynie i niezmiernie mocno prosi się o zastanowienie nad tym, czy jest nam jeszcze potrzebny...

- Chyba żartujesz! - wykrzyknął zainteresowany.

- Nie, nie żartuję! - odpowiedział twardo Wlazły. - Jako kapitan drużyny, w imieniu większości jej członków proszę cię, żebyś omówił to z prezesem i zarządem, dobrze? - dokończył Mariusz. - A ty chłopaku jedź do niej, pozdrów ją od nas i trzymajcie się tam razem!

Byłem zaskoczony postawą chłopaków. Owszem zawsze sądziłem, że mogę na nich liczyć, ale nigdy nie spodziewałem się takiego wsparcia. Z lekkim uśmiechem na ustach dotarłem do Łodzi. Streściłem Oli to co się wydarzyło, ona również nigdy nie przepadała za Michałem, więc na całe szczęście bardzo się nie zestresowała, ale za to była bardzo zadowolona z postawy reszty drużyny. Nagle rzuciła jednak, że ma dość tego miejsca i wypisuje się na własne żądanie.

- Zwariowałaś?! A jeśli ci się coś stanie? Zasłabniesz? Przecież żebra na pewno jeszcze cię bolą... Głowa też...

- Dam sobie radę, nie jest źle... Szybciej dojdę do siebie w domu, uwierz mi... Nie wytrzymam tu kolejnej nocy - prosiła. Nie mogłem jej odmówić...


[Ola]

Spędziłam niemal bezsenną noc w szpitalu. Starałam się poukładać sobie w głowie, to co się stało. Najlepszym wyjściem była próba zapomnienia, rzucenia się w wir pracy, aż będzie dobrze. Możecie uznać, że to bezduszne, jednak w przeszłości straciłam zbyt wiele osób i wiedziałam, że jeśli chcę się po tym pozbierać, muszę tak właśnie postąpić.

Pierwszym krokiem do tego, był wypis ze szpitala. Udało mi się przekonać Alexa do słuszności moich racji i tego samego dnia powróciłam do Bełchatowa. Mimo bólu w klatce piersiowej i bezwzględnego uporu Alexa, stawiłam się w Energii na popołudniowym treningu.

Wszyscy byli zszokowani moim widokiem, jednak ja nie przejmując się niczym podziękowałam im za poranne zachowanie wobec Bąkiewicza. Podchodziłam po kolei do każdego i obdarzałam tak mocnym przytulasem, na jaki tylko pozwalały mi moje bolące żebra. Cieszyłam się, że mam takich przyjaciół. Na koniec podeszłam do Wlazłego i, nie bacząc na ból, objęłam go z całych sił.

- Dziękuję - wyszeptałam ze łzami w oczach. - Alex mi wszystko opowiedział... Ja... Ja nie wiem, jak ci dziękować...

- Nie masz za co... Może chciałabyś, żeby Paulina do ciebie wpadła wieczorem? My też przez to przeszliśmy, przed narodzinami Arka... - Kiwnęłam potakująco głową. - To ja odwiedzę Alka, jemu też się przyda rozmowa... Trzymaj się Wiewiórko! - zaśmiał się, mierzwiąc mi włosy. Roześmiałam się przez łzy.

Udałam się do swojego gabinetu i zgarnęłam wszystkie papiery od Kamili. Czułam, że kręci mi się w głowie i nie wytrzymałabym przy stole, masując chłopaków, więc przynajmniej odciążyłam ją z obowiązku wypełnienia raportów. Dwie godziny później poprosiłam Alexa, żeby odprowadził mnie do domu, bo nadal nie czułam się zbyt pewnie poruszając się samodzielnie. Pożegnałam się z nim czułym pocałunkiem i ostrzegłam, że wpadnie do niego Mariusz...

A few weeks later...
Music

[Wrona]

Na początku lutego do mojego mieszkania jak burza wpadli Ola i Karol. Przedstawili mi plan dotyczący urodzin Kamili, które miały odbyć się już niedługo. Zostałem poproszony o pomoc przy ich niespodziance. Zgodziłem się, ciekaw jej reakcji. Moim zadaniem było przekonanie prezesa, by pozwolił na hali zorganizować małe przyjęcie. Dał nam zielone światło, tłumacząc iż tego dnia będzie w podróży służbowej. Świetna wiadomość! Wraz z Karolem poprosiliśmy chłopaków naszego team’u by niczego nie wspominali dziewczynie i o ustalonej godzinie zjawili się w odpowiednim miejscu. Nie tylko się zgodzili, ale również zaoferowali pomoc.

W dniu jej urodzin, miała akurat wolne. Tuż po treningu, gdy wszyscy się odświeżyli i przebrali Ruda zadzwoniła po Młodą. Szybko przedstawiła jej sytuację i kazała przyjść jak najszybciej. Już widzę jej zdezorientowaną minę… Właśnie skończyliśmy przygotowywać halę i przyszykowaliśmy prezenty. Jak to dobrze, że wczoraj pojechałem z Olą i Karolem do galerii. Po raz kolejny zdałem się na gust Rudej i kupiłem delikatną bransoletkę z białego złota z zawieszką w kształcie serca. Wiewióra zapewniła mnie, że będzie idealnie pasować do wcześniej podarowanego łańcuszka, z którym podobno się nie rozstaje. Przyszła Atanasijević zaginęła w kolejnym sklepie, więc zdany tylko i wyłącznie na Karola i jego brak orientacji w terenie ruszyliśmy przez pasaż. Zatrzymaliśmy się w pobliskim Empiku, gdzie Wąski zakupił książkę o kulturze Wschodu (Rosja, Japonia, Korea, Chiny etc.).

Gdy wszystko było gotowe, pozostało nam tylko czekać. Ciągnęliśmy losy między naszą trójką, kto będzie ją eskortował. Padło tym razem na Karola. Gdy tylko zobaczyliśmy jak wchodzą na halę, krzyknęliśmy głośno „Niespodzianka!”, a zaraz potem zaczęliśmy śpiewać tradycyjne „Sto lat”. Dziewczyna była zaskoczona, a w kącikach jej oczu zagościły łzy. Jak uroczo! O zgrozo! Co ja wygaduję?! Przecież ona jest KOBIETĄ TERMINATOREM! Zgnietliśmy ją w grupowym uścisku. No co ja poradzę, że jest taka drobna? Odsunęła się na pewną odległość i zaczęła lustrować nas wzrokiem. Wskazała na Olę, Szybkiego i mnie, nakazując przy tym wyjść na środek. Podziękowała nam ślicznie i do każdego się przytuliła. Przytrzymałem ją nieco dłużej w swoich ramionach, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Nadszedł czas na prezenty. Od całej drużyny i sztabu dostała ogromny bukiet pąsowych róż, który wręczał nasz przedstawiciel, czyli Mariusz „Mario”, „Szampon”, „SuperMario” Wlazły. Dzieciaki przygotowały dla niej barwne laurki, za które w ramach podziękowania otrzymały buziaka. Zjedliśmy tort, przygotowany przez Paulinę i w miarę ogarnęliśmy pomieszczenie. Mieliśmy zamiar imprezę kontynuować u dziewczyn w mieszkaniu, gdyż stąd wyganiał nas pan Henio – upierdliwy dozorca.

Późnym wieczorem goście się zebrali. Jak przystało na prawdziwych mężczyzn, razem z Kłosem postanowiliśmy pomóc dziewczynom w porządkach. Przyjęły to z wdzięcznością. Gdy tylko skończyliśmy usiedliśmy na kanapie. Jednak pozostała dwójka szybko się zmyła wymyślając różne preteksty, by zostawić nas samych. Rozłożyliśmy się wygodnie. Objąłem dziewczynę ramieniem i przyciągnąłem bliżej siebie. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Puściłem jej oczko i przytuliłem do siebie. Chcąc, nie chcąc położyła mi głowę na ramieniu. Ponownie podziękowała i wtuliła się mocniej.

Nagle usłyszeliśmy donośny krzyk. Z pokoju obok wybiegła do nas przerażona Ruda. Bełkotając pod nosem starała się nam wytłumaczyć jej nagły atak histerii. Z plątaniny słów, którą ja słyszałem, Kamila zrozumiała wszystko i przetłumaczyła to na nasz język.

- Tam jest pająk – powiedziała spokojnie. – Ola, prosi cię byś był jej rycerzem na białym koniu i zabił tego, zapewne olbrzymiego, smoka – dokończyła.

Stanąłem przed wejściem do sypialni Wiewióry.

- Idź przodem. Pomszczę cię! – stwierdziła Ruda. Zdążyła się już trochę uspokoić. 

- Muszę być dzielny! – powiedziałem jak harcerz.

- I tak nie wpadniesz w Berserka – stwierdziła Młoda. Ona to po prostu umie człowieka pocieszyć.

Wszedłem do pomieszczenia, dzierżąc w ręku gazetę. Czułem się jak Miyamoto Musashi. W jednej chwili pozbyłem się szkodnika, a jego trupa wyrzuciłem przez okno. Wróciłem zwycięsko z walki! 

- Jesteś jak strażnik z Teksasu. Bronisz nawet przed muchą. A nie. Sorry… Pająkiem – zażartowała Kamila.

Ola położyła się z powrotem, a my ponownie zasiedliśmy w salonie. Było już za późno na kawę, więc Młoda zaproponowała mi herbatę. Zgodziłem się. Wspólnie poszliśmy do kuchni. Zasiadłem na pobliskim stołku barowym, patrząc jak się krząta. Odwróciłem się w momencie, gdy upuściła kubek, który rozbił się w drobny mak. Szybko do niej podszedłem, jednak nakazała mi z powrotem zając swoje miejsce, bo NIE DAJ BOŻE coś by mi się jeszcze stało. Zerknąłem przez okno. Z rozmyślań wyrwało mnie głośna wiązanka przekleństw. Jak żyję 26 lat na świecie, niektórych nigdy nie dane mi było usłyszeć. Jak się okazało, ta mała łajza rozcięła sobie palec. 

Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem do łazienki, wcześniej prosząc Wiewiórkę by uprzątnęła odłamki. Usadowiłem ją na pralce i odkaziłem ranę. Na szczęście nie była głęboka. Zakleiłem ją plastrem. Byłem z siebie dumny! Może powinienem pójść na medycynę? Nie… Jednak zostanę przy siatkówce. Wróciliśmy do salonu i przy ciepłym napoju zaczęliśmy dyskutować o książkach. Tak, książkach! Okazało się, że obie dziewczyny to prawdziwe koneserki literatury… Nawet dostałem pozwolenie, by przejrzeć ich biblioteczkę. Miałem wrażenie, że jestem w bibliotece, tak ich było dużo. Dalej rozmawiając straciliśmy poczucie czasu. Dopiero podczas mojego długiego monologu pt. ”Dlaczego siatkówka?” zorientowałem się, że dziewczyna usnęła. I mnie również znużyło zmęczenie. Sam nawet nie wiem kiedy również usnąłem.

Następnego rana obudziłem się jako pierwszy, Kamila jeszcze spała. Poprawiłem się i położyłem jej głowę na swoich kolanach. Jak zaczarowany obserwowałem jej, niczym nie zmącony, sen. Jak tak pomyślę… To chyba pierwszy raz widziałem ją, gdy „siedzi” cicho. Jak miło, kiedy nie szczeka jak chiuaua . Jednak nie byłem łaskawy, więc zaraz ją obudziłem. Mruknęła i otworzyła oczy. Na jej usta wpłynął leniwy uśmiech.

- Dupek z rana jak śmietana, co? – spojrzała na mnie wyzywająco. Ona się kiedyś doigra.

Szybko zeskoczyła z sofy i zniknęła w czeluściach łazienki. Wykorzystując czas, kiedy się guzdrała, udałem się do siebie. Po szybkim prysznicu i przebraniu się wróciłem do mieszkania fizjoterapeutek. Nie było mnie kwadrans, a Mała nadal okupowała łazienkę, ku niezadowoleniu Oli.

Zamiast czekać bezczynnie, udałem się do kuchni i zaparzyłem sobie kawę. Wikipedia, również poszła w moje ślady i zaczęła przygotowywać śniadanie. Zaproponowałem jej pomoc, ale zbyła mnie machnięciem ręki. Co one? Feministki? Samowystarczalne? Nawet nie pozwolą sobie pomóc. 

Wróciłem do salonu i wygodnie usiadłem na kanapie, wcześniej kładąc kubek z kawą na stoliku. Chwile potem do pokoju zawitała odświeżona brunetka. Przebrana w magentowy sweter z granatową flagą Stanów Zjednoczonych (tak, jestem facetem i tak, rozróżniam kolory), granatowe, obcisłe rurki, które moim skromnym zdaniem ładnie eksponowały jej nogi, czarne kozaki na obcasie do połowy łydki wyglądała… Inaczej. Bardziej kobieco? Sam nie wiem. 

Zostawiła rozpuszczone włosy i zrobiła delikatny makijaż. Boże! Mam wrażenie, że czasem wyrażam się jak zboczeniec, erotoman albo napalony licealista. Będę się za to smażyć w piekle. Cóż, trudno... Podeszła do stolika i chwyciła naczynie. Zbliżyła je do ust i upiła spory łyk. Odwróciła się do mnie plecami i poszła do kuchni.

- No chyba se kuźwa żartujesz! TO! JEST! MOJE! – powiedziałem jak dziecko.

- Jakby to powiedziała Ola… ŻYCIE!

Zaczekałem, aż odstawi naczynie i postanowiłem wcielić w życie swój diaboliczny plan. Zaszedłem Wiewiórę od tyłu i odwróciłem w swoją stronę. Wpiłem się w jej usta, wymuszając na niej pocałunek. W kontynuowaniu tego przedstawienia przeszkodziło nam głośne trzaśnięcie drzwiami. Oderwaliśmy się od siebie. Błąd! Ja odessałem się od Rudej. Młoda opuściła mieszkanie, a na jej miejscu stał czerwony, jak pośladki pawiana ze złości, Kłos. Nie takiego obrotu spraw się spodziewałem. Ola wygoniła wyrzuciła mnie z mieszkania, twierdząc że wszystko wytłumaczy kumplowi. Wybiegłem z mieszkania, szukając Kamili. Byłem dosłownie wszędzie, aż wreszcie zobaczyłem ją na pobliskiej ławce. Przysiadłem się.

- Mała… To nie tak...  – zacząłem niepewnie.

- A jak?! Leć do Rudej! Śmiało! Dalej rozwalaj jej związek! Gratuluję wspaniałych pomysłów i inteligencji! A raczej jej ewidentnego braku! – krzyczała, nie zwracając uwagi na gapiów. – Wiesz co?! Myślałam, że się zmieniłeś! Ale nie! Wspaniały Andrzej Wrona zawsze musi coś spieprzyć! Nadal jesteś i ZAWSZE BĘDZIESZ zapatrzonym w siebie dupek, marną imitacją siatkarza, zwykłym siatkarzykiem!

- Daj mi coś powiedzieć…

- Siatkarzykiem podnoszącym swoje ego ilością zaliczonych panienek!

- Dasz mi ty dojść do słowa?!

- NIE!

Nie wytrzymałem, chwyciłem jej twarz w swoje dłonie. Chciałem uciszyć ją pocałunkiem, jednak gdy tylko zbliżyłem swoje usta dostałem siarczystego policzka.

- Naprawdę nie rozumiesz?! - Teraz i ja krzyczałem. – Gdyby mi na tobie nie zależało, już dawno nie zawracałbym sobie tobą głowy! Ile trwamy w tej chorej relacji?! Ile uprzykrzamy sobie życie?! PÓŁ ROKU! Zmieniłem się! Dla ciebie! Widocznie nie potrafisz tego docenić… - zakończyłem i zbierałem się do odejścia.

- To ty nie rozumiesz – powstrzymał mnie jej głos. – Ile można znosić coś takiego? Ja nie jestem stworzona do „wolnych związków”. To dla mnie za wiele. Mam dosyć.

Kucnąłem przed nią. Chwyciłem jej ręce w swoje dłonie.

- Więc spróbujmy… Spróbujmy być ze sobą razem. – Spojrzała na mnie krytycznie, jakby oceniając czy mówię szczerze. – Proszę… Wiem, że zabrzmi to banalnie, a z moich ust zapewne śmiesznie, ale… Zostaniesz moja dziewczyną?

Uśmiechnąłem się cwaniacko i widząc jej walkę ze sobą, wiedziałem już, że odpowiedź będzie twierdząca.

- Spróbujmy – powiedziała krótko, a ja złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Poszliśmy do naszego mieszkania. To chyba był pierwszy spokojny wieczór spędzony we dwoje. Późnym wieczorem odprowadziłem ją do domu. Dałem jej szybkiego buziaka i zaczekałem aż zniknie za drzwiami. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.


[Ola]

Dwa tygodnie później mogłam zdecydowanie powiedzieć, że rozmowa może dużo pomóc. Paulina, rozmowy z nią, bardzo mi pomogły. Przychodziła do mnie codziennie wieczorem i rozmawiałyśmy długimi godzinami. Znalazłam w niej wielkie wsparcie i byłam jej za to ogromnie wdzięczna.

Nie pojechałam na mecze wyjazdowe z Jastrzębskim Węglem, BBTSem i z VfB Friedrichshafen. Nie czułam się jeszcze na siłach, jednak codziennie uczęszczałam do Energii i w miarę sił, robiłam co tylko mogłam. Wspierałam też chłopaków w domowym pojedynku z Transferem Bydgoszcz.

Alex... Alex natomiast mocno mnie wspierał. Wiedziałam jednak, że na nim również się to silnie odbiło. Widziałam to w jego grze i miałam nadzieję, że kryzys szybko minie. Mariusz okazał się być prawdziwym kumplem. Pomagał mu na treningach i wspierał rozmową po "pracy".

Bąkiewicz rozwiązał kontrakt ze Skrą i przeniósł się do Częstochowy. Cóż, Skra wiele nie straciła, a ja cieszyłam się, że nie będę musiała go codziennie oglądać... Co z drużyną? Na początku nie wiedzieli czy mnie pocieszać, czy nic o tym nie mówić. Zorganizowaliśmy więc krótką, wspólną pogadankę i zamknęliśmy ten temat. Karol i Kamila? Zachowywali się wspaniale. Nie doczepiali się do mnie, pomagali kiedy trzeba było, wspierali i odciążali.

Obecnie pomału wracałam do formy i kończyłam pakowanie sprzętu na wyjazd do Warszawy, który co prawda miał być dopiero za dwa dni, ale wszelkie niepotrzebne tutaj bibeloty można było już spakować. Skra miała rozegrać tam swój przedostatni mecz drugiej rundy fazy zasadniczej. Walczyliśmy w końcu o jak najlepszą pozycję przed Play-Off'ami. Dwie godziny po zakończonym treningu Skrzatów wreszcie mogłam udać się do domu.

Wyszłam z gabinetu i zastałam przed sobą rzadki widok. Na środku korytarza stał zdenerwowany Antiga. Rozmawiał po francusku przez telefon. Stałam tam, jak zamurowana, pierwszy raz widząc jak Francuz zaklął (oczywiście poza boiskiem). Po krótkiej chwili rozmowa się zakończyła, a ja postanowiłam się wreszcie odezwać.

- Stephane? Wszystko w porządku? Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam, a on, zaskoczony, odwrócił się w moim kierunku.

- Tak... Znaczy nie... Nie wiem... Moja żona poinformowała mnie, że leci do Francji, bo ma pilną sprawę w pracy... Muszę odebrać dzieciaki, zająć się nimi, a oprócz tego muszę wypełnić dzisiaj tonę papierów dla PZPS... Sezon reprezentacyjny startuje niemalże z marszu, po ligowym, a już za niedługo czeka nas coraz więcej pracy... Do tego muszę przejrzeć wszystkie statystyki ostatnich dwóch kolejek PlusLigi i ostatnie poczynania Polaków za granicą... Nie wiem jak się wyrobię...

- Ale tak nagle musiała lecieć, nie mogła przed tym odebrać dzieci?

- Ona już jest w samolocie... Zaraz będą startować... - Zrobiłam wielkie oczy.

- Dobra, Stephane, ciesz się, że nie mamy popołudniowej sesji, ani meczu. Leć odebrać Timote'iego i Manoline, a ja jestem u ciebie za godzinę, pomogę ci w papierkowej robocie i wezmę ze sobą kogoś kto pobawi się z dziećmi.

- Nie będzie to dla ciebie problemem? - zapytał siatkarz, a ja przecząco pokiwałam głową. - Dziękuję ci bardzo! Życie mi ratujesz, kobieto! Do zobaczenia w takim razie! - krzyknął i z uśmiechem na ustach wybiegł z Energii.
__________________________
Hello! 
No i jak miśki?
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? 
Czy jednak było to dla was WIELKIM szokiem?
Na dalszą część losów naszych gołąbeczków zapraszamy na za tydzień!
Pozderki ;*
Hachiko&Iadala

2 komentarze:

  1. Super rodzdiał �� Już chce następny ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział! czekam co się wydarzy dalej... :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)