piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 21

Rozdział 21


Music

[Kamila]

Obudziłam się bardzo wcześnie. Na sam początek postanowiłam się ubrać. Czarna bluza ze smerfem – Marudą, grafitowe rurki i szaro-różowe AirMaxy wydawały się idealne. Zawitałam do kuchni. Ola również już nie spała i kończyła robić śniadanie. Przygotowała sałatkę z rukoli oraz pełnoziarniste tosty. Zjadłam dosyć dużą jak na mnie porcję i wypiłam kawę. Zajęłam łazienkę. Zrobiłam sobie lekki makijaż i przeczesałam włosy, po czym wyszłam do pracy.

Gdy ledwo zasiadłam za biurkiem, Andrew zrobił „wejście smoka”, oznajmiając iż to jednak ja mam go masować. Jaki zaszczyt mnie kopnął. Nie ma co. Poprosiłam Wronę by się rozebrał i położył na kozetce. Sprawnie wmasowałam olejki w jego plecy. Wytarłam ręce i wróciłam do swoich zajęć. Siatkarzowi natomiast nie kwapiło się aby udać się na trening. Dokonał tego dopiero chyba po setnej prośbie i piątemu zagrożeniu dobermanem.

Tuż po treningu, zgodnie z obietnicą wyszłam na parkiet. Niestety już na mnie czekali. Jednak muszę przyznać, że czekały mnie całkiem przyzwoite widoki… Dziobaty wystroił się w ciemne, dopasowane spodnie i rozpiętą u góry, brzoskwiniową koszulę.

- A ty coś się tak wystroił jak szczur na otwarcie kanału? – Uwielbiam być złośliwa w stosunku do niego.

Młody Piechocki prawie zakrztusił się ze śmiechu. Natomiast Dziobaty chciał mnie najprawdopodobniej ukatrupić. Usiadłam obok Kacpra i wpatrywałam się z wyczekiwaniem na „Nauczyciela”.

- Dobra ferajna! Co prawda znamy się, aczkolwiek przedstawię się dla pewności - rozpoczął. – Nazywam się Andrzej Wrona i jestem środkowym w klubie PGE Skra Bełchatów. Od dzisiaj będę wam dawał lekcje typu „Jak skutecznie podrywać?”, czy też „Jak zrobić na niej wrażenie?”.

- Nie wiem czy twoje kwalifikacje sięgają tak daleko – wtrąciłam.

- Kobiety często nazywają mnie „swoim przeznaczeniem” – mimowolnie Kacper i ja wybuchnęliśmy śmiechem. – Liczę na owocną współpracę.

Nieznacznie kiwnęliśmy głowami. Nie byliśmy pewni czego możemy się spodziewać. Siedzieliśmy patrząc to po sobie, to po Ptaszysku.

- A teraz poproszę do siebie – No zgadnijcie kogo? – naszą „uroczą” koleżankę…

Niepewnie do niego podeszłam. „Sensei” wręczył mi wieszak z czarną sukienką, przepasaną liliową wstążką, która zapewne sięgała mi do połowy uda oraz pudełko z butami nakazując się w to przebrać… Skąd on to w ogóle wziął?!

- Przepraszam, ale prędzej mnie piekło pochłonie – gwałtownie zaprzeczyłam.

Uległam po jego ciężkich namowach i zamknęłam się w swoim gabinecie. Przebrana w nowy strój, który opinał górne partię ciała i delikatnymi falami przechodził w spódnice, która jak dobrze myślałam, sięgała do połowy uda. Szpilki były niebotycznie wysokie. Kto w ogóle w takich chodzi?! Rozległo się pukanie do drzwi.

- Gotowa? – rozległo się pytanie środkowego.

- Nie ma chuja we wsi! Ja się tam tak nie pokażę!

- Pogadaj do rynny… Będzie większe echo… Czego pietrasz? Nic ci nie będzie… Chłopak i tak nie będzie cię chciał!

Powstrzymując się od głupiego komentarza i bardziej prawdopodobnego walnięcia go w łeb usiadłam w ramach protestu za biurkiem. Chwilę potem w drzwiach pojawiła się głowa Dziobatego. Jeszcze później zmaterializował się tuż obok mnie. Podciągnął mnie do pozycji stojącej i spojrzał krytycznym okiem. Jarał się tym widokiem jak pedofil Disneylandem, sądząc po jego uśmiechu. Siłą wyciągnął mnie z pomieszczenia. Skora do popełnienia morderstwa z premedytacją stałam z nim na korytarzu, gdy nagle wyłonili się z szatni zawodnicy Młodej Ligi. Na mój widok zagwizdali z uznaniem, ale jak tylko wyczuli moją aurę „jeżeli podejdziesz bliżej, to o własnych siłach do karetki nie dojdziesz” momentalnie przestali. Wróciliśmy do czekającego na nas syna prezesa. Zajęłam miejsce obok niego, a sukienka niebezpiecznie się podniosła. Oczywiście nie uszło to ich uwadze.

- To na sam początek zaczniemy od banalnego pytania… Co to jest „podryw”?

- „Podryw”: kolokwialne określenie uwodzenia, zachwiania dotyczącego budowania więzi emocjonalnych – odparłam.

Mężczyźni spojrzeli na mnie zdziwieni. No co ja im mam zrobić. Kiedyś takie tematy na WDŻ’cie się poruszało. Wracając… Siatkarze wciąż nie mogli uwierzyć, że podałam książkową odpowiedź.

- A tak nie do tematu… Dlaczego musiałam się w TO przebrać?

- Mielibyśmy sobie odpuścić takie widoki? No nie żartuj… A poza tym… Chciałem pokazać Młodemu jak wygląda mój IDEAŁ KOBIETY…

Przebrałam się zatem w swoje poprzednie ubrania i wróciłam na lekcje.

- Teraz drugie zagadnienie… Co kręci facetów? Jak zapewne wiadomo, zależy to od gustu i charakteru…

- I stopnia zboczenia – ponownie się wtrąciłam.

- Jeśli jeszcze raz mi przerwiesz, to opuścisz zajęcia – zagroził/

- O niczym innym nie marzę. - W dalszym ciągu go prowokowałam.

- To śnij aż do śmierci… Wracając do tematu - tak od tego też zależy. Podam przykład… Mnie osobiście pociągają kobiety pełne wdzięku, subtelne, kobiece, najlepiej by była to blondynka z niebieskimi oczami, dużym biustem i w miarę wysoka…

- SYLWIA była tego idealnym przykładem, nieprawdaż? Co z tego, że to jeszcze dziecko? Przecież liczy się tylko dupa, cycki i ładna buzia… Każdy na to leci…

- Wypraszam sobie! – obruszył się Kacper. – Ja tam wolę mające swoje zdanie dziewczyny. Nie zwracam jako tako uwagi na wygląd.

- Młody… Kocham cię! – Przytuliłam się do libero. – Gdybym była tylko kilka lat młodsza… - westchnęłam.

Środkowy nie wierzył w scenę rozgrywającą się przed nim.

- To tak w ramach ćwiczeń odegramy scenkę… - powiedział z lekkim fochem Andrzej.

- On ma jakiś problem? – spytał niepewnie młodzik.

- Tak… Ze sobą – odparłam. – To o czym będzie scenka?

- Ja będę bardzo znanym sportowcem… Hmm... Na przykład - siatkarzem!

- Sądzę, że atrakcyjniejszą ofertą dla ciebie, byłaby praca na plantacji koperku…

- Ja będę SIATKARZEM, a ty moją „wierną” fanką. Wpadamy na siebie przez przypadek, na korytarzu po meczu, więc jarasz się tym jak dziewica wibratorem i w ogóle. Ogarniasz o co mi chodzi?

Zaczęliśmy grać. Niby przypadkiem szłam zaabsorbowowana ekranem mojego telefonu i nie zwracając na nic uwagi, wpadałam na jakiegoś osobnika. Zadarłam głowę i pisnęłam podekscytowana.

- O! MÓJ! BOŻE! TO MARIUSZ WLAZŁY!!!

Środkowy zrobił wielkie oczy ze zdziwienia. Zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

- Nie… Ja jestem WRONA – odparł zmieszany – ANDRZEJ WRONA…

- Nie TY! – zgasiłam go. – On!!! – wskazałam placem na Mariusza będącego na drugim końcu sali, który zwijał się ze śmiechu. Podbiegłam do niego.

- Szampon, Kochanie, gdzie żeś był, jak cię nie było? – spytałam, przytulając się do niego.

- Tak się składa Kochanie, że mam żonę i syna – powiedział, jednak odwzajemnił uścisk. – Podobno… Kręci się tu jakaś niezła laska… Słyszałem od Młodzików i szczerze chciałbym sam ocenić – puścił mi oczko – czy jest podobna do Evy Longorii… Widzieliście ją może?

Nakreśliłam mu cały jak dotąd przebieg wydarzeń. Kapitan wychodząc życzył mi „pomyślnych wiatrów” oraz „połamania nóg”. Ponownie zaczęliśmy odgrywać scenkę. Tym razem tak, jak powinna wyglądać. Jednak mam talent aktorski. Moja rola była wiarygodna. Wyglądałam jak słodka idiotka. Na sam koniec kiedy Wrona zaproponował mi „randkę” omal go nie wyśmiałam. Jednak przywróciłam się do dyscypliny, więc zemdlałam. Dziobaty, jakby był rycerzem w lśniącej zbroi na białym koniu, złapał mnie w locie. Po przedstawieniu otrzymaliśmy gromkie brawa od naszego jedynego widza.

- Teraz posłuchajmy, co ma nam do powiedzenia Kamila, której bliżej zachowaniem do faceta.

- Też jestem kobietą, wiesz?

- Nie jesteś częścią tego gatunku. I nie szufladkuj się razem z „kobietami”. To bezwstydne. Tak więc… Moja asystentka poprowadzi wykłady na takie tematy jak „Jak według kobiet powinni zachowywać się mężczyźni” oraz „ Co dziewczyny myślą na temat facetów?”.

- Dziękuję Kanarku. Możesz zająć swoje miejsce. – Stanęłam naprzeciwko swoich studentów. – Otóż… Odpowiedź na pierwsze pytanie - to zależy tylko i wyłącznie od gustu kobiety. Dla mnie ideałem będzie: odpowiedzialny, czuły, romantyczny, dżentelmen, który czasem mógłby mnie zaskoczyć, byłby raczej bezpośredni… Drugie pytanie też zależy od gustu pań. Na przykład ja uważam, że wasz gatunek to krewni świni i chcecie sobie jedynie ulżyć…

Po skończonych zajęciach, syn prezesa podziękował za pomoc i poprawienie humoru. Do mieszkania wróciłam wieczorem. Opowiedziałam przyjaciółce całą historie i patrzyłam jak tarza się ze śmiechu po swoim łóżku.

Następnego dnia w pracy miałyśmy urwanie głowy. Przyjeżdżały ważne osobistości z PZPS’u chcąc sprawdzić jak radzą sobie siatkarze. Ci drudzy jednak nie za bardzo się z tego cieszyli. Wręcz odwrotnie. Wszyscy chodzili struci. Nawet pogodny Miquel.



[Ola]

W ciągu następnych paru dni moje nastawienie zupełnie się zmieniło. Czułam się nie najgorzej, a Alex był przy mnie i wspierał mnie. Nigdy nie pomyślałabym, że facet w jego wieku może wykazać się taką empatią i odpowiedzialnością. Naprawdę był wzorem dla innych.

Skra niestety przegrała ostatni wyjazdowy mecz z Resovią, więc wróciliśmy nieco przygnębieni, jednak wszyscy zaczęli koncentrować się na czekającym nas za parę dni pojedynku z Zaksą. Tuż przed meczem miałam jeden dzień wolnego i postanowiłam go pożytecznie wykorzystać. Złapałam kluczyki do swojego garbusa, ubrałam się i zjechałam windą do podziemnego parkingu. Napisałam Alexowi smsa z informacją, że jadę do Łodzi i wyruszyłam.

Ze smutkiem stwierdziłam, że warunki są straszne. Oblodzona jezdznia i padający śnieg sprawił, że wszyscy jeździli przepisowo. Nie spodziewałam się więc, że ktoś przy takiej pogodzie może być tak głupi i zacząć wyprzedzać "na trzeciego", a jednak. Ledwo minęłam przekreśloną tabliczkę z napisem Bełchatów, a tuż przede mną pojawił się rozpędzony samochód. Nie było szansy, żeby zjechał na swój pas, bo jechał na równi z tirem.

Przerażona próbowałam zjechać na pobocze, jednak przez lód nie mogłam zapanować nad autem, które wpadło w mocny poślizg. Ostatnimi rzeczami jakie zapamiętałam był głośny huk, ostry ból i nagła ciemność...

Obudziłam się czując tępy ból w potylicy. Moje oczy natrafiły na ostre, jasne światło. Po chwili rozchyliłam mocniej powieki. Najprawdopodobniej byłam w szpitalu. Przerażona, zastanawiałam się co z moim dzieckiem. Nagle pojawiła się nade mną lekarka.

- Witamy, pani Aleksandro, nareszcie się pani obudziła. Jest pani w szpitalu. Pamięta pani jaki dzisiaj mamy dzień?

- Dwudziesty czwarty stycznia... Pani doktor, jestem w ciąży, proszę mi powiedzieć co z moim dzieckiem?

Oczywiście personel nic o tym nie wiedział, ba! Nikogo jeszcze nawet nie powiadomili, że tutaj jestem. Podałam im numer telefonu do Alexa i zostałam zabrana na oddział ginekologii. Byłam mocno zdenerwowana. Nie interesowały mnie moje obrażenia, miałam złe przeczucia co do mojej kruszynki. Niewyraźna mina ginekologa utwierdziła mnie w nich.

- Niestety, przykro mi, ale wraz z lekkim krwotokiem wewnętrznym nastąpiło poronienie. Proszę się jednak nie przejmować, jest pani młoda, będzie miała pani jeszcze szansę zostać mamą...

Jego słowa mnie nie pocieszyły, a wręcz przeciwnie. W dziwnym stanie otępienia poddałam następnym badaniom i zabiegom. Wyszłam z tego niemalże bez większych obrażeń. Wstrząs mózgu, parę ran ciętych od szkła z wybitej szyby i złamane żebro, czym to było w porównaniu ze śmiercią mojego maleństwa?!

Po tomografii zostałam zawieziona na oddział ogólny, gdzie miałam pozostać parę dni na obserwacji. Po paru minutach, podczas których wpatrywałam się w sterylnie biały sufit, do sali wpadł wystraszony Aleksandar. Zaczął się mnie pytać co się stało, jak się czuję, ale ja po prostu wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać.

- Spokojnie... Powiedz mi co się stało... Postaram ci się pomóc...

Odsunęłam się parę centymetrów od niego i przez łzy obserwowałam, jak delikatnie ociera moje mokre policzki.

- Alex... Ja... Ja... Straciłam nasze dziecko! - wyjąkałam płaczliwie.

Zobaczyłam wielki smutek w jego oczach. Nic nie powiedział tylko po raz kolejny bardzo mocno mnie przytulił, gładząc po plecach. Gdy troszkę się uspokoiłam powiedziałam mu mniej więcej co ze mną i jak to się stało.

- Kochanie, przestań płakać... To nie jest twoja wina, nie mogłaś tego przewidzieć... Widocznie tak miało być... A jeszcze kiedyś będziemy mieć takiego małego brzdąca, obiecuję ci! Może teraz nie byliśmy jeszcze gotowi... - Spojrzałam na niego z powątpieniem. - Rudzielcu, mi też jest ciężko... Wiem, że tobie pewnie jest ciężej, ale ja też zacząłem się przyzwyczajać do tego, że będę tatą, że my będziemy rodzicami... I kiedyś będziemy, naprawdę - zakończył ze smutnym uśmiechem.

Nadal czułam się fatalnie, ale on, nie po raz pierwszy, potrafił mnie pocieszyć i podtrzymać na duchu. Później odwiedził mnie Karol z Kamilą, jednak nie mogłam znieść rozżalenia przyjaciółki i jej lamentu, więc po chwili poprosiłam ich o pozostawienie mnie samej. Mieli mnie odwiedzić jutro między treningami...


[Alex]

Właśnie mieliśmy zaczynać trening, jednak zanim zdążyłem wyjść z szatni rozdzwonił się mój telefon. Miałem dziwne przeczucie i natychmiast go odebrałem. Najpierw ktoś zwrócił się do mnie po polsku i niewiele z tego zrozumiałem, jednak poprosiłem o przetłumaczenie na angielski i momentalnie zamarłem.

- W jakim szpitalu? - zapytałem i gdy tylko uzyskałem odpowiedź, przebrałem się błyskawicznie i wybiegłem wpadając na trenera. - Miquel... Ola miała poważny wypadek, jest w szpitalu w Łodzi, ja muszę do niej jechać! - powiedziałem i nie czekając na jego zgodę opuściłem halę.

Na całe szczęście przyjechałem dzisiaj samochodem i po czterdziestu pięciu minutach szaleńczej jazdy byłem we własciwym miejscu. Chwilę błądziłem po korytarzach, aż wreszcie jakaś pielęgniarka skierowała mnie do odpowiedniej sali. Ola leżała na łóżku, lecz gdy tylko podeszłem do niej wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.

Starałem się dowiedzieć co się stało, lecz gdy tylko uzyskałem odpowiedź, zamurowało mnie. Pomimo, że był to dla mnie szok na początku, cieszyłem się, że będziemy razem we trójkę... Zachowałem jednak dla siebie swoje odczucia i zacząłem pocieszać mojego rudzielca, który był całkowicie załamany.

Wieczorem niestety musiałem opuścić szpital. Wróciłem do Bełchatowa i wstąpiłem do sklepu, kupiłem pierwszy z brzegu procentowy trunek i skierowałem się do swojego mieszkania. Mimo protestu moich przyjaciół zamknąłem się w swoim pokoju i zacząłem się użalać nad życiem...

Rano, gdy zadzwoniłem do Oli, czułem, że coś jest nie tak, nawet pomimo jej zapewnień, że wszystko jest dobrze. Zebrałem szybko potrzebne mi rzeczy i ruszyłem w kierunku Energii, aby poprosić Miquela o kolejny dzień wolnego. Cała drużyna była już na parkiecie zwarta i gotowa do pracy.

- Cześć - rzuciłem smutno. - Miquel, ja wiem, że wczoraj opuściłem dwa treningi, ale ja muszę jechać do Łodzi...

Hiszpan spojrzał na mnie sceptycznie, jednak widząc mój wyraz twarzy stwierdził, że jeśli chłopcy nie mają nic przeciwko, mogę jechać. Oczywiście każdy kiwnął bezproblemowo głową, a Karol, poklepał mnie pocieszająco po plecach, jednak musiał znaleźć się ktoś, kto miał wyrzuty. Tym kimś był najmniej lubiany przeze mnie gracz, Michał Bąkiewicz, który bardzo często działał mi na nerwy.

- Niby dlaczego masz opuszczać treningi? Podobno twojej dziewczynie nic poważnego się nie stało, więc nie widzę usprawiedliwienia dla ciebie... - rzucił kpiąco. - Co zadzwoniła ze łzami, że czuje się samotna, bo nie miała z kim nocy spędzić?
________________________________________________
Cześć Misiaki!
Kolejny rozdział już za nami ^^
Jak wam się podobał?
Jak myślicie? Co Michał Bąkiewicz ma do naszych ukochanych Atanasijeviców? ;o
Tego dowiemy się już za tydzień!
Pozdrowionka!
Hachiko&Iadala

7 komentarzy:

  1. Normalnie..mam Wam do powiedzenia zaledwie trzy słowa dziewczyny..
    TO JEST ZAJEBISTE ❤❤❤

    Jezu..nie lubię takiego Michała..czyżby był zazdrosny??
    Btw Wlazły made my day xd
    Dzięki za poprawienie humoru 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy <3
      To miód na nasze serducha :*

      Bąkiewicz... Mmm.. Sytuacja nieco rozjaśni się w następnym rozdziale ;D

      Całusy, Iadala :*

      Usuń
  2. Uwielbiam tego bloga i tą historię, ale uważam, że niektórych wątków nie rozwijacie, za szybko je kończycie. Bo ledwo co Ola dowiedziała się, że jest w ciąży, a tu już poronienie. Za szybko.
    Ale to moja jedyna uwaga.
    Pozdrawiam i weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za opinię :)
      Wątek ciąży był celowy taki krótki - miał to być podwójny szok - nagła "wpadka" i tuż po pogodzeniu się z tą myślą, ponowny zwrot o 180 stopni ;)
      Mamy nadzieję, że jednak blog Ci się podoba i pomimo wszystko zostaniesz z nami :)
      Pozdrawiam!
      Iadala

      Usuń
    2. Oczywiście, że zostanę. Za bardzo pokochałam tą historię i tych bohaterów, żeby teraz z niej rezygnować! Zawsze z niecierpliwością czekam na piątki... :D

      Usuń
  3. Ahh... mistrzostwo świata z Kamilą i Andrzejem! :D I mam nadzieję, że Ola i Aleks szybko się pozbierają!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moment scenki z Szamponem najlepszy❤️ Nie moge sie doczekać następnego rozdziału 👍🏼👍🏼

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)