sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 20

Rozdział 20


[Ola]

- Wyjdź, to nie ma sensu. Zostaw mnie.

- Ola, ja...

- Nie, Aleksandar, wyjdź... - rzuciłam słabo i podtrzymałam się drzwi, aby nie upaść, mając ciemne mroczki przed oczami. - Zostaw mnie po prostu...

Atanasijević próbował coś jeszcze zrobić, ale cofnęłam się w tył i weszłam do łazienki, zamykając drzwi na klucz. Słyszałam jeszcze jego prośby, żebym wyszła, ale po pewnym czasie ucichły. Usiadłam na zimnych kafelkach i oparłam czoło o kolana. Gdy tylko poczułam, że zawroty głowy nieco ustąpiły pomału wstałam. Umyłam zęby chcąc pozbyć nieprzyjemnego smaku w ustach, opryskałam twarz chłodną wodą i wróciłam do pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Alex siedzący po turecku na moim łóżku.

Postanowiłam go po prostu zignorować. Położyłam się na boku i przykryłam kocem, zwijając się jednocześnie w kulkę. Po chwili poczułam, że atakujący się poruszył i przytulił się do moich pleców. Nadal nie odzywałam się do niego, mimo, że co jakiś czas mruczał coś pod nosem. Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale w pewnej chwili zerwałam się szybko z łóżka, poruszona następną falą nudności, i pobiegłam, po raz kolejny, do łazienki.

Prosiłam siatkarza, żeby wyszedł z pomieszczenia, żeby na to nie patrzył, ale on się uparł i cały czas był przy mnie. Po chwili przykucnął i położył zimny okład na moim karku, gładząc mnie uspokajająco po plecach. Gdy wypukałam usta odprowadził mnie, a raczej prawie zaniósł do łóżka i przygotował herbatę miętową. Włożył ciepły kubek w moje dłonie i usiadł na wprost mnie. Upiłam łyk napoju i spojrzałam na niego.

- Dziękuję. Idź do domu, prześpij się, rano masz trening...

- Wiem, że zawaliłem wczoraj sprawę, ale chyba nie sądzisz, że sobie teraz tak po prostu pójdę? Idziemy spać, w razie czego ci pomogę, a rano szybko skoczę do domu i zdążę na halę. Koniec dyskusji! - rzucił szybko.

Alek zrzucił swoje jeansy i w bokserkach oraz koszulce wczołgał się pod moją kołdrę, przyciągając mnie do siebie. Kolejna noc minęła mi bezsennie, leżałam wtulowana w Serba i rozmyślałam. Rano cmoknęłam go w policzek, chcąc go obudzić, jednak on przytrzymał mnie przy sobie i pocałował w usta.

- Dzień dobry - szepnęłam zmęczona. Widząc jego pytający wzrok, wytłumaczyłam, że nie mogłam spać.

- Trzeba było mnie obudzić...

- Tak, tak, a dzisiaj nie wstałbyś na trening. Zbieraj się, bo się spóźnisz.

Siatkarz szybko ubrał się i zaparzył mi jeszcze herbatę, po czym wyszedł, niemalże biegiem, obiecując, że wpadnie później. Zakopałam się głębiej w pościeli i po godzinie wreszcie zasnęłam.

Po trzech dniach nareszcie poczułam się dobrze i wróciłam do pracy. Nadal byłam słaba, jednak zrzuciłam to na karb nawracającej często anemii. Byłam apatyczna i znużona, dziwiłam się jak reszta wytrzymuje mój morderczy nastrój. Zaczęłam się martwić, gdy po upływie kolejnego tygodnia nadal nie mogłam dojść do siebie. Postanowiłam po raz drugi wybrać się do lekarza.

Prawdopodobna "diagnoza" mnie dobiła. Modliłam się w myślach, aby to była nieprawda. Udałam się na pobranie krwi i wróciłam do domu, cały czas rozmyślając o jutrzejszej wizycie. Nikomu nic nie powiedziałam, starałam się nie dać po sobie poznać, że coś się stało... Następnego dnia równo o godzinie dziesiątej zapukałam do drzwi gabinetu mojej lekarki. Jak się dowiedziałam właśnie przeglądała moje wyniki, po chwili podniosła wzrok i spojrzała na mnie uśmiechnięta.

- Gratuluję, jest pani w ciąży - usłyszałam, to czego obecnie nie chciałam. - Najprawdopodobniej piąty, może szósty tydzień, ale to za chwilę postaram się dokładnie obliczyć. Teraz zapraszam na leżankę, zrobimy USG i może zobaczymy maluszka.

Otępiała mechanicznie rozebrałam się i ułożyłam na łóżku. Przez łzy patrzyłam na ekran, dostrzegając malutki zarys ciałka dziecka w kształcie miniaturowej fasolki.

- Z dzieckiem na razie wszystko w porządku, ale z panią nie za bardzo... - oznajmiła po badaniu doktor Siódmiak. - Nie chodzi mi tylko o to, że jest pani zasmucona, o tym porozmawiamy następnym razem, ale o resztę wyników. Po raz kolejny skrajna anemia, niski poziom magnezu, potasu, glukozy i oczywiście hemoglobina niecałe 6,5 g/dl... - Otrzymałam wykład z cyklu "Jak Aleksandra powinna się odżywiać i odpoczywać...". Cóż zawsze miałam z tym problemy... Teraz dostałam parę recept z możliwie jak najbardziej naturalnymi lekami, witaminami i suplementami. - W takim razie widzimy się za trzy tygodnie, a teraz musi pani dbać nie tylko o siebie, niech pani o tym pamięta dobrze? - Kiwnęłam potakująco głową i dziękując skierowałam się do wyjścia. - Pani Aleksandro? - usłyszałam na odchodnym i odruchowo odwróciłam się. - Ciąża to nie koniec świata, niech mi pani uwierzy kiedyś będzie pani szczęśliwa z tego powodu.

- Mam nadzieję, że ma pani rację i mój chłopak również będzie tak uważał... - dorzuciłam smutno.

Wróciłam do pustego domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Dosłownie zrzuciłam z siebie swój płaszczyk i zaczęłam szukać czegoś żeby się wyładować. Wyjęłam z szafy swoją starą, czarną gitarę i usiadłam po turecku na łóżku. Sprawnie ją nastroiłam i zaczęłam sobie brzdąkać. Bardzo dawno nie grałam, ale pamiętałam dokładnie każdą swoją lekcję. Już po chwili pojedyncze akordy ułożyły się w pierwszą piosenkę jaka przyszła mi na myśl. Przymknęłam powieki i zaczęłam śpiewać tekst utworu Sylwii Grzeszczak i Libera "Co z nami będzie?". Na ostatnim refrenie mimowolnie zaczęłam płakać.

- Hej... Co się dzieje? - usłyszałam głos Kłosa. Nie słyszałam jak wszedł. Usiadł obok mnie, odłożył gitarę na bok i przyciągnął mnie do siebie niemalże miażdżąc w silnym uścisku. - Ola... Co się stało? Tak dawno nie grałaś... Poza tym nie płaczesz bez powodu...

- Karol... - zaczęłam, wiedząc, że muszę o tym komuś powiedzieć. - Ja... Ja jestem w ciąży... - wyszeptałam przerażona. Widziałam w jego oczach szok.

- Ale nie masz się czym martwić! Przecież to raczej szczęście jest, a nie powód do smutku, Miśku! - starał się mnie pocieszyć po chwili.

- Karol, ty nie rozumiesz... Miałam iść na wymarzone studia, miałam się rozwijać, miałam milion planów, a teraz nici z tego... A poza tym Alex... Przecież jak on się dowie, to... To... Nie wiem co będzie... On jeszcze na pewno nie myślał o czymś takim... I co? Zostanę samotną matką z marną pracą, bo na wyjazdy ze Skrą nie mam co liczyć... Ja boję się tego... Boję się, że zostanę sama... Boję się jego reakcji... Boję się tego co pomyślą inni... Po prostu mam mętlik w głowie...

- Ola, naprawdę sądzisz, że pozwolilibyśmy na coś takiego? Masz tutaj przyjaciół i my, a przynajmniej ja cię nie zostawię, tak? Ta sytuacja, to widocznie tak miało być... Zobaczysz to będzie kiedyś twój najcenniejszy skarb! I pomyśl o plusach! Będziesz miała jeszcze ładniejsze włosy i paznokcie... O! I będziesz mieć komórki macierzyste!

W tym momencie do pomieszczenie weszła Kamila. Zdziwiona popatrzyła na zapłakaną mnie wtuloną w Karola.

- Eee... Czy ja o czymś o nie wiem? - zapytała zdezorientowana.

- Lepiej usiądź, bo padniesz z wrażenia - rzucił Kłos, za co oberwał ode mnie w potylicę. Spojrzałam na przyjaciółkę, która właśnie sadowiła się na materacu. - Mów! - przerwał nagłą ciszę Wąski.

- Jestem w ciąży - powiedziałam po raz drugi, pomału starając się do tego przyzwyczaić. Mała zrobiła wielkie oczy, po czym nagle wyskoczyła w moją stronę i mocno uściskała.

- Będę ciocią! Zajebiście! - Nie mogłam zrozumieć jej entuzjazmu... Do mnie to ciągle nie do końca docierało. - Alex już wie?

- Nie... Nie mówcie na razie nikomu, dobrze? Nie wiem, jak jemu to powiedzieć...

- Normalnie! Ty się nic nie martw sprowadzę go tu niedługo... - powiedziała i wyszła szybkim tempem z pokoju.

Porozmawiałam jeszcze chwilę z Karollem, ale wreszcie musiał się zbierać na trening. Podejrzewałam, że Alex zjawi się u mnie tuż po nim. Postanowiłam się uspokoić i odstresować przed tą konfrontacją, dlatego ponownie sięgnęłam po moją gitarę i zaczęłam brzdąkać różne melodie, podśpiewując cicho.

[Kamila]

Kilka dni potem musiałam zostać dłużej w pracy. Chłopcy właśnie skończyli treningu. Natomiast ja przeglądałam statystyki i wypełniałam jakieś zupełnie niepotrzebne papierzyska. Pod wieczór gdy byłam już w domu zajrzałam do pokoju Rudej, która jak się okazało siedziała wtulona w Kłosa i płakała.

- Czy ja o czymś nie wiem ? – spytałam zdezorientowana

- Siedź jak siedzisz, bo padniesz z wrażenia – rzekł rozentuzjowany środkowy, za co oberwał po głowie – No Mów! – naglił

- Ja… Jestem… jestem w ciąży – wreszcie to z siebie wyrzuciła. Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia.

- Ale zajebiście! Będę ciocią!!! – wykrzyknęłam i zgniotłam przyjaciółkę w uścisku, uważając przy tym by nie uderzyć ją przy moich skłonnościach w brzuch.

Pomimo jej błagań by nikomu o tym nie mówić, pobiegłam po Alexa. Gdy tylko usiadł, wyciągnęłam Wąskiego za ucho i usiedliśmy razem w salonie…

[Ola]

W chwili gdy do mojego pokoju wszedł Aleksandar byłam spokojna. Muzyka mnie wyciszyła. Wiedziałam, że muszę mu to przekazać bez nerwów, jeśli chcę mieć jakiekolwiek szanse na normalną reakcję. Poprosiłam go, żeby usiadł na wprost mnie. Popatrzyłam mu głeboko w oczy i zaczęłam mówić.

- Alex, ja muszę ci teraz powiedzieć coś bardzo ważnego. Ja... Ja nie wiem, jak zareagujesz... Nie wiem jak ci to powiedzieć... - Siatkarz złapał mnie za drżącą ze zdenerwowania rękę i zaczął mnie po niej uspokajająco gładzić. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Teraz. - Będziemy mieli dziecko, jestem w ciąży...

- Naprawdę?!

Atakujący wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Przytaknęłam ruchem głowy, czekając na jego reakcję. Nagle szeroko się uśmiechnął. Zbliżył się i przyciągnął mnie do siebie. Musnął moje wargi i przytulił mnie. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i nadal nachodziły mnie różne wątpliwości.

- Alex, ty... Ty nie jesteś zły? - zapytałam zdeprymowana po chwili.

- Czemu miałbym być zły? Jestem zaskoczony... Pewnie będzie nam ciężko, ale jakoś damy radę, bo w końcu, jak nie my, to kto? - zaśmiał się.

Położył dłoń na moim brzuchu i pogłaskał go. Na szczęście, przy Serbie wszystko zdawało się być lżejsze i łatwiejsze. Wielki kamień spadł mi z serca, po jego pozytywnej reakcji. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tego nie zaakceptował. Ustaliliśmy, że na razie nikomu nie będziemy o tym mówić, chcieliśmy poczekać chociaż parę dni.

[Kamila]

Kilka dni po całym wydarzeniu Falasca musiał wyjechać i nakazał mi przypilnować by chłopcy przyszli na trening indywidualny. Ola została w domu, więc byłam „ jedyną” kobietą na hali.

- Jeśli jesteście zbyt leniwi na trening, to idźcie smażyć ryby – postanowiłam im wjechać trochę na ambicję, widząc jak się ociągają. – Jesteście gorsi niż baby! To, że nie ma trenera nie oznacza, że możecie sobie pofolgować!

- Ale my przecież tak ciężko pracujemy – zajęczał Winiarski – No popatrz tylko…

- Winiary! Skoroś taki mądry, to poprowadzisz rozgrzewkę, a ja trening. Co ty na to?

- Już nie mogę się doczekać , co dla nas przygotowałaś „pani trener” – wtrącił Andrew.

- To niespodzianka… A teraz do roboty! Ruszajcie te „zgrabne” dupeczki i zacznijcie w końcu ćwiczyć. Inaczej wprowadzę tutaj dobermany z wścieklizną.

Po owocnej rozgrzewce, kazałam im ustawić w szeregu przede mną. Tak jak to się robi na wf’ie przy sprawdzaniu obecności…

- Endrju! – zawołałam – Mam ci zaproszenie wysłać, czy raczysz w końcu do mnie podejść?

Zdezorientowany środkowy wyszedł przed szereg i stanął obok mnie.

- Dobra panienki! Plan jest taki! Dzisiaj zagramy w coś zupełnie innego niż siatkówka! Koszykówka! Mówi wam to coś? Ok… Andrzej i ja będziemy „kapitanami”. Nie żeby coś, ale nie chce mi się losować, więc będziemy wywoływać. Jakieś pytania?

- Czy ty aby przypadkiem nie jesteś za niska do koszykówki? – zakpił Wrona. Jak babcię kocham… On się kiedyś doigra…
- Żebyś się kurde nie zdziwił – wziął mnie w obronę Kłos.- Co jak co, ale w kosza to wymiata. Jednak gdyby wzięła to na poważnie, to teraz byłaby profesjonalistką…

- Nie rozmawiajcie o mnie tak jakby mnie z wami nie było! Andrew! Wybieraj pierwszy…

- Ale to kobiety mają pierwszeństwo…

- Dlatego mówię, żebyś wybierał pierwszy…

Ten komentarz spotkał się z salwą śmiechu i chęcią dokonania na mnie mordu. Pokazałam jeszcze środkowemu język, widząc, że próbuje mnie zabić samym spojrzeniem.

- Kłos, Winiar, Muzaj, Conte, Cupko, Antiga i Woicki, zapraszam do mojego składu – zawołałam.

- Obrażam się! – zawołali razem Zati, Alex i Mariusz idąc jak na ścięcie do mojego rywala.

- Wybaczcie, ale nie zamierzam dawać mu forów, więc potrzebował jakiś dobrych zawodników…

- Czy ty uważasz, że jesteśmy kiepscy w te klocki? – spytał Facu, przy okazji mierzwiąc mi włosy i uwieszając się na mnie.

- Ależ skąd… Ja po prostu stwierdzam, że ON nie ma ze mną żadnych szans…

- To się jeszcze okaże – prychnął zainteresowany. Uuuu. Powiało chłodem.

Zaczęliśmy grać. Mecz był wyrównany. Jednak pierwszą kwartę wygrała moja drużyna 20:18. Środkowy nie był z tego powodu usatysfakcjonowany. W ostatnich minutach drugiej partii zostałam zmuszona stać na środku i blokować Dziobatego. Musiało to komicznie wyglądać. Mierzyliśmy się wzrokiem. W tym samym momencie, Winiary podał mi piłkę. Złapałam ją w locie i popędziłam do kosza przeciwnika. Sprawnie wyminęłam Ptaszysko i okiwałam defensywę jako składu, zdobywając przy tym trzy punkty na nasze konto. Nadal prowadziliśmy. Nasza przewaga może nie była duża, ale i tak przeciwnik zaczynał się denerwować. Pierwsza połowa była za nami. Co prawda, ten mecz to tak naprawdę to była walka między mną a środkowym. Oboje uwielbiamy doprowadzać się do szewskiej pasji. Przez resztę starcia szliśmy łeb w łeb, jednak to moi podopieczni wygrali jednym punktem.

Zmęczona udałam się do gabinetu. Po wymasowaniu mamutów, wypełniłam raport dla trenera. Trening co prawda nie był zbyt długi, jednak zabawny. Zabrałam ze sobą dokumenty i zamknęłam gabinet na klucz. Zaniosłam je do prezesa. Postanowiłam zbierać się już do domu.

Tuż przy dyżurce, obok wejścia zobaczyłam naszych Skrzatów. Widocznie oni też mnie dostrzegli, bo po chwili mnie osaczyli. Nawet nie wiem jak i kiedy zamknęli mnie w swojej szatni. Czy tak na pewno to wszyscy zdrowi? Odwróciłam się twarzą do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się sylwetka Andrzeja siedzącego na jednej z ławek. Kończył się pakować. Odruchowo chwyciłam za klamkę, za którą zaczęłam szarpać. Na nic zdały się moje próby.

- Co.Ty.Tu.U.Licha.Ciężkiego.Robisz? – wycedził przez zaciśnięte zęby

- A tak się składa, że stoję. Nie widać? Mam takie pytanie? Badał ich psycholog albo psychiatra?

Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Czas dłużył nam się niemiłosiernie przez tą ciszę.

- Dałem ci fory – wypalił ni z tego ni z owego Wrona.

- Yhy… A pingwiny wstały i zaczęły klaskać… Ktoś tu chyba nie umie przegrywać…

- Wątpisz?

- W ciebie? Zawsze i wszędzie.

Po raz kolejny podeszłam do drzwi. Szarpnęłam. Ustąpiły. Wypadłam na korytarz, w celu odnalezienia tej bandy. Niestety widocznie wrócili już d o domu. Niech ja tylko, któregoś dorwę… Wróciłam się do szatni. Sprawdziłam czy niczego nie zostawiłam i miałam zamiar wrócić do domu. Powstrzymała mnie jednak prośba Dziobatego bym tego nie robiła. Postanowiliśmy wrócić razem.

Pod wejściem do klatki zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: Alex. Czegóż on ode mnie może chcieć? Odebrałam.

- Mała! Pani fizjo! – wykrzyknął mi do ucha Kostek – Masz u nas być w trymiga. Przyjechał kolega Piechocki. Coś musiało się stać bo płacze i twierdzi, że boli! Proszę! Pomóż mu…- zawył żałośnie.

Bojąc się co mogę tam zastać pobiegłam w stronę ich mieszkania, do którego wpadłam jak burza. To co tam zobaczyłam wywołało u mnie krwawą rządzę mordu. Serbowie wpatrywali się we mnie z bananami na twarzach, a młody Piechocki dalej żałośnie wył w poduszkę.

- Cupković! – uniosłam się – Masz mi w tej chwili powiedzieć co tu się dzieje do jasnej cholery!

- Nie spinaj się tak! Żyłki ci powyskakiwały!

- Skąd masz zamiar przywołać mnie następnym razem?! Z kibla?!

- No ale przecież i tak już wracałaś…

- Co jest aż tak ważne, że musiałam wszystko rzucić i tu przybiec?!

- Bo jest taka sprawa…- zaczął niepewnie Konstantin.

- PIECHU SIĘ ZAKOCHAŁ!!! – zawyli razem Alex i Srećko.

- Ale ja adwokatów nie potrzebuję – wychrypiał Libero.

- I niby w czym ja mam mu pomóc? Do kardiologa zadzwonić?

- Yyy… Doradzić? Opisać kobiecy światopogląd?

- To dużo się nie dowiesz… Przecież to AMATORKA! – stwierdził Andrew, który wyłonił się z czeluści (piekieł) korytarza.

- Profesjonalista się znalazł! – warknęłam w odpowiedzi

- No na pewno większy niż ty!

- A mam ci przypomnieć, kto u mnie w salonie leżał, bo był nabzdryngolony jak szlachta w Auschwitz?!

- Nie wiem o czym mówisz… To było dawno i nie prawda!

- A wracając do mnie… - wtrącił się Kacper – Znacie może kogoś kto by udzielił mi korków do matury?

- Ruda! – odparliśmy jednogłośnie.

- To później się do niej zgłoszę… Wracając do pierwotnego tematu… Pomożesz mi – zrobił minę kota ze Shreka.

- No niech ci będzie… Ale pamiętaj, że każda ma inne upodobanie, więc może być ciężko…

- Dlatego będziesz w duecie z Andrew…

- Że co?!

- To co słyszysz „Kochanie” – stwierdził siatkarz i objął mnie ramieniem

- W takim razie ja również poproszę o takie korepetycje „ Panie Profesorze” – zrzuciłam jego rękę.

Opuściłam mieszkanie Serbów z wysoko uniesioną głową. Jutro po treningu miała się odbyć pierwsza „lekcja”.
________________________
Witajcie ludziki ♥
Czy tylko mnie się wydaję czy pomiędzy Małą a Wrona napięcie jest wręcz namacalne? xD
Spodziewałyście/liście się takiego obrotu spraw? ;)
Dziękujemy za wizytę i zapraszamy za tydzień ♥
Hachiko&Iadala

2 komentarze:

  1. O kurczaczki ❤ siedzę sobie tak od rana i czytam od początku. Jesteście niesamowite!!! Mega opowiadanie i moje kochane Skrzaty ❤❤❤ jestem pewna że tu zostaję :)
    Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. wooow po wizycie u lekarza w poprzednim rozdziale byłam pewna, że to jednak nie ciąża, a tu proszę! Nieźle się porobiło hahaha XD
    a Kamila&Andrew świetni!
    Dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)