piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 27

Rozdział 27



[Kamila]


Tuż po zdobyciu Mistrzostwa Polski, przez Skrę, która oczywiście wróciła w niezwykłym stylu na podium, zaczął się sezon reprezentacyjny. W tym roku miały się odbyć Mistrzostwa Świata. Na dodatek na naszej ojczystej ziemi! Oficjalnym trenerem został Stephane Antiga, natomiast jego pomocnikiem Philippe Blain. Nie dane nam było cieszyć się zbyt długo sukcesem pszczółek, ponieważ za niedługo mieli jechać do Spały. Mój Boże! Miesiąc w głuszy!


Co najlepsze, wraz z Rudą również musiałyśmy jechać. Był to "rozkaz" selekcjonera, a my oczywiście nie chciałyśmy "podpaść" nowemu szefowi. Już na początku maja musieliśmy wszyscy wstawić się w SMS Spała. Owszem... Miejsce piękne i spokojne, ale położone na zupełnym odludziu. Aż dziw było, że jest tutaj zasięg... 

Było gorąco, a my razem z trenerami czekałyśmy na pożal się Boże "punktualnych" siatkarzy... Mieli tu być półtorej godziny temu! Znudzona usiadłam na kanapie, obok Rudej (chyba nie muszę mówić, że nie dawała żyć telefonowi) i zaczęłam studiować rozporządzenia PZPS'u... Naprawdę im się nudzi... Niestety, a może i stety do ośrodka wpadło dwudziestu dwóch wielkoludów, którzy jak jeden mąż zaczęli śpiewać: "Hej Spała! Hej Spała! Wioska nie mała! Zrobi z ciebie siatkarza ideała!". 

Popatrzyłam na nich jak na ułomów i wróciłam do lektury. Nagle zauważyłam przed sobą cień i poczułam, że ktoś zagląda mi przez ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam jak zawsze ciekawskiego Ignaczaka i z bananem na twarzy. 

- Krzysiu!!! Mama nie uczyła, że nie wolno czytać rzeczy TOP SIKRET?!

- Ja też się cieszę, że cię widzę Maleństwo - powiedział libero i puścił oczko do Oli, powoli odchodząc w stronę Pawła Zagumnego. 

Rozejrzałam się po twarzach i zobaczyłam kilka nowych osób. Miałam poznać ich jeszcze dzisiaj, więc postanowiłam nie wysilać się i nie przedstawiać się od razu. Rozsiadłam się wygodniej i spróbowałam ogarnąć te przeklęte papierzyska, ale z Rudą nawijającą przez telefon i Kłosem dosiadającym się do nas, opowiadając swój dzisiejszy sen, było wręcz niemożliwe... Marzyłam teraz o gorącej kąpieli albo o kawie żeby w końcu się uspokoić. Nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak zestresowana byłam. Z rozmyślań wyrwał mnie dobiegający końca, monolog Kłosa...

- Ale to było niesamowite! Króliczki grały w siatkówkę! I to pluszowe króliczki!!!! Wprost nie do uwierzenia!!! 

- Tak, masz rację... Niesamowite jak nic nigdy dotąd.

Karol nadal podniecał się swoim jakże ambitnym snem, a ja wstałam, by rozprostować kości. Głowa zaczęła mi pękać, a to dopiero początek. Na szczęście sztabowi wcześniej przydzielono pokoje, więc nie musiałam targać za sobą ogromnej walizki. Szłam się właśnie położyć, kiedy Andrzej złapał mnie w pasie i zakręcił wokół własnej osi. Wydałam z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk z zaskoczenia i spojrzałam na środkowego. 

- Wydałaś taki erotyczny odgłos - szepnął mi do ucha po czym wpił się w moje usta. Widocznie nie przejmował się widownią wokół nas. 

- Koniec przedstawienia zakochańce, Andrzej ma trenować na siłce, a nie w łóżku. No już, koniec lizania, dobranoc - zarządził Karol i brutalnie odciągnął ode mnie swojego kumpla.

Widocznie skończył relacjonować swój wspaniały sen Rudej. 

- Do zobaczenia rano. Andrzej! Rusz dupę nie będę cię ciągnął do pokoju grubasie! Pakować będziemy jutro! 

Spaliłam raka i spojrzałam na Wąskiego. Gdyby wzrok mógłby zabijać, Szybki już leżałby martwy na kafelkach... Reszta sportowców odebrała klucze do swoich pokoi i poszła w ślady bełchatowskich środkowych. My z Rudą również wróciłyśmy do swojego "apartamentu". Zapoznanie się przenieśliśmy na jutro, więc na spokojnie ogarnęłyśmy się z przyjaciółką i poszłyśmy spać. Coś mi się wydało, że to zgrupowanie do łatwych należeć nie będzie... 

Obudziłam się bardzo wcześnie. Nie było to dla mnie szokiem, bo nigdy nie spałam długo w obcym miejscu. Zamiast leżeć bezczynnie i podziwiać sufit, postanowiłam coś ze sobą zrobić. Chwyciłam ubrania z kosmetyczką i weszłam do łazienki. Ubrana w grafitowe dresy-biodrówki, czarno-białą bokserkę z ying&yang, na która zarzuciłam szarą bluzę i szarymi nike'ami w czarne cętki wyszłam z łazienki. Zrobiłam kreski na oczach, a włosy związałam w ciasnego kucyka, zostawiając wolną tylko grzywkę. 

Obudziłam Wiewiórę, która chciała mnie za to zabić i udałam się na śniadanie. W stołówce nie było jeszcze nikogo. No nie licząc trenerów oczywiście. Usiadłam obok nich i poprosiłam kelnerkę o kubek z kawą, bo bez niej nie zacznę prawidłowo funkcjonować. Niedługo potem dołączyła do nas Abramowicz i siatkarze. Niestety nie doczekałam się kawy od "kompetentnej" kelnerki, ale od Wrony. Wytłumaczył się tym, że został o to poproszony. Istnieje taka możliwość, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Wietrzyłam podstęp... 

- Naplułeś tam?- spytałam, chcąc być pewna.

- Tak! Nawet dwa razy! - zażartował i cmoknął mnie w policzek na powitanie. Potem odszedł i zajął miejsce między Zagumnym, Bartmanem, Nowakowskim i Kłosem. 

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dojrzałam znajoma sylwetkę. Zaczęłam ciągnąć przyjaciółkę za rękaw bluzy. Spojrzała na mnie zniecierpliwiona, a ja pokazałam jej głową kierunek, w który miała spojrzeć. Na usta wpłynął jej szatański uśmiech. Z resztą... Mnie też. 

- Masz to przy sobie? - zapytałam dla pewności

- Jeszcze pytasz? Zawsze! - przytaknęła i zaśmiałyśmy się, sprowadzając na siebie zaniepokojone spojrzenia przełożonych. Ola wyjęła z torby czteropak MONTE i markera permamentnego, i podała mi. Chwyciłam to i bez namysłu ruszyłam w stronę Bartosza Kurka, szczerząc się przy tym jak głupi do sera. Siedział przy stoliku razem z Winiarskim, Kubiakiem, Wlazłym i Zatorskim. Zaraz obok był stolik przy którym siedział Andrzej. Stanęłam za przyjmującym z reklamy Zott i odezwałam się:

-Przepraszam bardzo, pan brał udział w reklamie Monte, prawda? Mogłabym prosić o autograf dla kuzynki? - zapytałam, tłumiąc śmiech. 

Kurson spojrzał na mnie jak na niesprawną umysłowo, ale podpisał się na opakowaniu deseru. Reszta towarzystwa, tak jak ja, starała się zachować kamienną twarz. Niestety nie udało im się to i po chwili leżeli na stołach, trzęsąc się w spazmach śmiechu. Marni z nich aktorzy... 

- Co ty bierzesz dziewczyno? - zapytał Winiarski. - Podziel się albo podaj dellera!

- Ale to Andrzej przyniósł mi kawę! - odpowiedziałam.

- Czegoś ty jej tam dosypał? 

- "Hera, koka, hasz, LSD" - zaintonował Andrzej.

- "Ta zabawa po nocach się śni" - Karol postanowił kontynuować.

- "LSD hera koka i hasz" 

- "Podziel sie z kolegami czym masz" - dołączyli się pozostali siatkarze.

Chłopcy odstawili swój popis wokalny, a obok mnie zmaterializowała się Ruda.

- Idioci, całkowici idioci - skomentowała. - Andrzej, debilu, hasz się pali, a nie dosypuje do picia - stwierdziła przyjaciółka i wybuchnęła śmiechem jak cała stołówka. 

Niestety Antiga przywrócił nas do porządku i kazał się zbierać na trening. Na hali przedstawiłyśmy się i poznałyśmy tych co jeszcze nie znałyśmy (no dobra - ja nie znałam), czyli Ruciaka, Mikę, Wojtaszka, Wiśniewskiego, Boćka, Perłowskiego, Haina, Ferensa i Żygadło. Na rozgrzewkę musieli wykonać trzydzieści okrążeń, potem rozciąganie, wystawa, ataki, przyjęcie, serwy a na sam koniec "mecz". Potem dokładny masaż. 

Podziwiam ich. Nawet nie sądziłam, że aż tak kochają ten sport. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona. Po ciężkim treningu, chłopcy udali się do szatni, a my z Rudą za wypełnianie potrzebnych papierów. Nie było ich końca. Zrezygnowane i zmęczone postanowiłyśmy chwilkę odpocząć. Było duszno, więc wyszłyśmy na chłodny korytarz. Ruszyłyśmy w stronę stołówki, kiedy dobiegł nas krzyk Fabiana: 

-RAFAŁ! Młotku! Pożałujesz tego! Znajdę twoje zbiory świerszczyków! 

Podskoczyłam ze strachu i wpadłam na pobliskie wiadro woźnej. Na szczęście było puste, ale miałam też takiego pecha, że naczynie przewróciło się i pękło. Co za chińszczyzna... 

-Fabian! I co żeś narobił?! Przez ciebie zabiłam wiadro! - krzyknęłam za rozgrywającym, który uśmiechnął się do mnie i popędził za Buszkiem. 

- Normalnie kobieta-terminator - zażartował Igła, który stał za nami - Gdzie idziecie? 

- Do stołówki... Idziesz z nami STARUSZKU? - odparłam ze słodkim uśmiechem i wszyscy się roześmialiśmy. W drodze do celu przyłączyli się jeszcze Winiar, Zati, Cichy, Kubiak, Bartman i Ruciak. Cały czas żartowaliśmy, ale od razu spoważnieliśmy gdy tylko dostrzegliśmy trenerów bardzo zaangażowanych w rozmowę z Łukaszem. Chyba nie do końca wyleczył kontuzję... 

Następnego dnia nie było aż tyle pracy. Chyba pierwszy raz. Siedziałyśmy w biurze znudzone dopóki nie wpadł do niego Kłos z Andrzejem. Oczywiście, Wrona znowu doznał olśnienia, które spadło na niego jak grom z jasnego nieba i chwycił świeżo zrobione statystyki, wybiegając z nimi z gabinetu śmiejąc się przy tym jak dziecko, któremu udał się psikus. Wszyscy zgodnie pokręciliśmy głowami nad jego głupotą i ruszyliśmy za nim. 

Na początku spokojnie szliśmy, ale gdy po raz kolejny zniknął za zakrętem, postanowiłam za nim pobiec. Pech chciał, że wchodząc w zakręt odbiłam się od czegoś twardego i upadłam na zimną podłogę. Podniosły mnie czyjeś silne ramiona. Zadarłam głowę, by zobaczyć kto jest moim oprawcą, czy też wybawcą i aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Przede mną stali skoczkowie - Maciej Kot, Dawid Kubacki, Jan Ziobro, Kamil Stoch, Krzysztof Biegun, Klemens Murańka i Aleksander Zniszczoł. 

- Kto wpuścił to dziecko z podstawówki, które nawet chodzić nie umie?!- zapytał irytującym tonem Kot. 

- Dziecko?! Z podstawówki?! - Oj, doigrał się! 

- Coś taka zdziwiona?! Wynajęłaś płytki?! Rusz żesz się! 

Gotowało się we mnie i zanim się spostrzegłam zaśpiewałam za odchodzącym skoczkiem.

- "Wlazł KOTEK na płotek i ciepnął go młotek, siekierka dobiła i KOTKA zabiła!!!" - Na sam koniec pokazałam mu język.

Jego koledzy zaczęli się śmiać jak opętani. Ruda i Kłos byli świadkami tego incydentu, więc teraz podtrzymywali się ściany by nie przewrócić się ze śmiechu. Nie wiedząc o co im chodzi pobiegłam szukać środkowego o nazwisku ptaka. Znalazłam go pod szatnią. Gdy tylko mnie zobaczył, wbiegł do środka, a ja za nim. Tam miałam przyjemność oglądać wszystkich powołanych bez koszulek. Na szczęście, że byli tylko bez górnej nawierzchni, bo gdyby nie mieli dolnej mogłoby być już źle... Starałam się nie wyglądać jakbym zobaczyła ducha, co chyba mi się udało. Za to chłopakom niekoniecznie... 

- Gdzie. ON. jest?! - zapytałam najspokojniej jak mogłam, cedząc każde słowo.

Wszyscy przełknęli głośno ślinę i wskazali głowami prysznice. Bez wahania weszłam do wskazanego pomieszczenia. Owszem... zastałam tam środkowego, ale otrzymałam również darmowy prysznic. Pisnęłam zaskoczona, kiedy zimny strumień wody zetknął się z rozgrzaną skórą. Wróciłam do szatni i zabrałam Kubiakowy ręcznik. Wytarłam nim ręce i odebrałam potrzebne statystyki. Właśnie w tym momencie do szatni wszedł Stephane razem z Philippe'm. Cała nasza trójka zrobiła wielkie oczy z zaskoczenia. Antiga odchrząknął...

- Chłopacy, mam dla was nowinę... Razem z Philippe'm musimy wyjechać na dwa dni... Dziewczyny się wami zajmą, dobzie?

Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Zignorowałam, że kapie ze mnie i że jest mi cholernie zimno. Skinęłam głową na zgodę i wręczyłam trenerowi statystyki. Wróciłam do gabinetu i zawiadomiłam Rudą o nowym obowiązku. Zbytnio się tym nie zdziwiła... Ona coś kombinuje... A ja nawet nie chcę wiedzieć co! Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane i po chwili dostałam sms'a od Rudzielca, że szykuje się impreza. Współorganizatorami mieli być skoczkowie. Jasny Gwint! Jeszcze się okaże, że będziemy wzywać na koniec ekipę budowlaną... Przebrałam się szybko i ruszyłam do stołówki, gdzie czekała na mnie przyjaciółka. 

- Czemu masz mokre włosy? - zapytała, gdy dosiadłam się do stolika 

- Andrzej zafundował mi kąpiel po męczącym biegu u chłopaków w szatni - odparłam i wzięłam kostkę czekolady leżącej na stole. 

Wtem do stołówki weszli skoczkowie. Zupełnie zaskoczona Ola nie zdążyła pogryźć swojej kostki i teraz ślina spływała jej po podbródku. Uśmiechając się pod nosem podałam jej serwetkę. Wzięła ją szybko i wytarła się. Na całe szczęście, bo podeszli do naszego stolika.

- Aaaaa!!!! - pisnął Piotr Żyła. - WIEWIÓRKA!!! Prawdziwa wiewiórka! Widzicie to?! - wskazał palcem na moją przyjaciółkę i uciekł, piszcząc przy tym jak mała dziewczynka... 

- Drogie panie - zaczął Stoch. - Czy byłybyście tak miłe i zgodziły się podać nam swój numer pokoju???

Zdezorientowane spojrzałyśmy po sobie. Po cholerę im nasz pokój... Kiwnęłyśmy znacząco głowami... 

- 206, drugie piętro, drugie drzwi po lewej od wind - odparłam i zabijałam spojrzeniem Maćka. 

- To TY?! - krzyknął zdziwiony. - Gdzie masz swoja klasę? Czyżbyś się zgubiła, dziecinko? 

Wstałam od stolika i zmierzałam w kierunku wyjścia. Specjalnie zderzyłam się z nim barkiem i opuściłam pomieszczenie. 

Dokładnie o godzinie 17 zabrzmiało pukanie do drzwi. Właśnie skończyłam się szykować. Wystroiłam się w granatowe, opięte szorty z lekkimi przetarciami, czarny, obcisły top bez ramiączek z ćwiekami na jednej piersi i czarne, długie conversy. Zrobiłam smokey eye na oczach, wyprostowałam włosy, a usta pomalowałam wiśniowym błyszczykiem. Olcia właśnie szła się szykować do łazienki. Otworzyłam drzwi. Moim oczom okazał się Maciek oparty ramieniem o górną część futryny z zalotnym spojrzeniem. Za nim stali Kubacki i Stoch. A oni to tu po jaką cholerę?! 

Chociaż muszę przyznać, że całkiem nieźle się prezentowali...Maciek założył czarne rurki, granatową koszulę z dwoma rozpiętymi guzkami u góry i podwiniętymi rękawami (Przypadek? Nie sądzę...), Dawid granatowe rurki i beżowy t-shirt, a na głowę full cup. Kamil natomiast postawił na klasykę... Granatowe rurki, czarny podkoszulek w serek i grafitowa kamizelka... Jednym słowem: Było na czym/kim oko zawiesić... 

- W czym mogę pomóc? - spytałam patrząc na zaskoczonego skoczka

- Ja... Eeee... To znaczy my... - jąkał się - Przyszliśmy po was...




[Ola]

W Spale poznałam wszystkich członków sztabu i trenera Blaina. Wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło. Myślałam, że na początku będzie między nami jakiś dystans, ale nic takiego nie zaistniało. Było naprawdę fajnie. Trener Antiga zebrał wszystkich w małej salce i wygłosił motywujące przemówienie - naszym celem było Mistrzostwo Świata. Tuż po tym zameldowaliśmy się w pokojach - miałam tradycyjnie mieszkać z Kamilą.

Pierwsze dni minęły nam pracowicie - co tu dużo można powiedzieć, nasz plan dnia wyglądał następująco: śniadanie, trening, obiad, trening, kolacja, sen i tak w kółko. Dużym zdziwieniem był dla mnie tutejszy pobyt skoczków. Z tego co było mi wiadomo, to najczęściej przygotowywali się do sezonu letniego w Szczyrku, ale tym razem zagościli w Spale. Po kilku dniach Antiga i Blain musieli wyjechać do Warszawy na dwa dni i nastąpiło rozwiązanie w szeregach - impreza zapoznawcza. 

Szykowałam się swobodnie na to wydarzenie i wyszłam z łazienki w samej bieliźnie, nie przewidując, że oprócz Kamili, ktokolwiek będzie u nas przebywał. Wycierałam delikatnie swoje włosy ręcznikiem szukając wzrokiem przygotowanej sukienki. Wtedy zobaczyłam skoczków. Któryś z nich gwizdnął z uznaniem, ale ja z prędkością światła powróciłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że jestem cała czerwona. Nie spodziewałam się tego. 

Ubrałam czarną sukienkę z delikatnym zdobieniem na gorsecie i zarzuciłam na to marynarkę. Wyglądałam bardzo przyzwoicie. Miałam średnią ochotę na imprezowanie, ale skoro już się odbywała to mogłam trochę potańczyć. Po paru piosenkach skierowałam się do stolika, gdzie stały napoje. Nie mieliśmy zbyt wielu procentów, ale niektórzy byli nieco wstawieni. Ja ograniczyłam się do jednego Radlera. Po chwili koło mnie znalazł się Dawid Kubacki. Przyjemnie nam się rozmawiało, więc przyjęłam jego propozycję i zatańczyłam z nim. 

Gdy wyszłam się przewietrzyć Kubackiego przywiało za mną. Zmęczona przysiadłam na ławce przed ośrodkiem, a chłopak zaczął się zbliżać niebezpiecznie blisko mnie. 

- Dawid, posłuchaj mnie. Mam chłopaka. Kocham go i to, że się do mnie właśnie zbliżasz jest dla mnie nieprzyzwoite. Przykro mi, jeśli dałam ci nadzieję na cokolwiek, ale nic między nami nie będzie.

- Rozumiem i przepraszam - powiedział po chwili. - Mam nadzieję, że możemy zostać, no nie wiem... Znajomymi? Przyjaciółmi?

- Nie ma problemu, ale na nic więcej nie licz - wyjaśniłam i samotnie wróciłam do ośrodka.

Miałam dość tej imprezy i skierowałam się do pokoju. W pomieszczeniu odnalazłam telefon i zobaczyłam na nim pięć nieodebranych połączeń od Alexa. Szlag by to trafił! Czemu nie miałam kieszeni w marynarce? Szybko oddzwoniłam do niego. Na całe szczęście odebrał.

- Alex! Przepraszam cię, mamy dzisiaj taką małą imprezę i nie wzięłam ze sobą telefonu. Coś się stało kochanie?

- Kamila powiedziała mi, że spędzasz czas z jakimś Dawidem, więc nie wiem, co mam myśleć...

Przeklęłam w myślach dziewczynę i jej niewyparzony język.

- Przykleił się do mnie taki jeden, ale uświadomiłam go, że jestem zajęta. Fajny z niego kumpel, ale nie masz się o co martwić. Ufasz mi, prawda?

- Tobie ufam, jemu nie - powiedział tonem naburmuszonego pięciolatka, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Kocham cię, wiesz o tym?

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, dzieląc się wiadomościami z naszych zgrupowań. Musiałam kończyć gdy do pomieszczenia wpadła Kamila, a za nią zgraja siatkarzy. Później doszli jeszcze skoczkowie. Szczerze nie wiem jak oni zmieścili się na naszej podłodze, no ale, jakoś się upchnęli. Wpadli na genialny pomysł gry w butelkę o trzeciej nad ranem. Ja pierdzielę, miałam ochotę iść spać! Żeby nie wyjść na zgreda przyłączyłam się do zabawy, ale wiedziałam, że jutro to odchoruję.


_____________________________________
Ostatnim razem więcej historii Oli, tym razem więcej Kamili - zadowoleni? :P 


Piszcie co tam u Was słychać :*

Do następnego!

Iadala&Hachiko


2 komentarze:

  1. No nieźle się na śmiałam... kurde, skąd Wy bierzecie te teksty? :P sa genialne...czekam na następny
    Weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dajcie więcej wątków z Andrzejem

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)