piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 13

Rozdział 13



[Ola]

Miesiąc minął mi jak z płatka. Spotykałam się z Atanasijeviciem i cieszyłam się z życia, naprawdę go kochałam go. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek tak szybko i tak mocno zadurzę się w jakimkolwiek mężczyźnie, ale jak widać życie zaskakuje. Alex okazywał mi zainteresowanie i troskę. Był kiedy go potrzebowałam, mogłam mu zaufać. Czułam, że jestem dla niego ważna, że jestem dla niego piękna, że wreszcie ktoś mnie docenia.


Miałam paru chłopaków, ale z żadnym nie łączyła mnie taka więź. Miałam wrażenie, że to ten jedyny na całe życie. Może też dlatego zbliżyłam się z nim tak szybko? Wiem, że to głupie, ale czułam, że mogę mu zaufać i wcale nie żałowałam tego. Obydwoje tego chcieliśmy, a w dodatku to nic nie zepsuło, a wręcz pogłębiło naszą relację... W końcu seks to również część związku, nieprawdaż?

Pod koniec listopada pogoda nas nie rozpieszczała - pochmurne niebo i opady deszczu były codziennością. Pewnego popołudnia Miquel odpuścił chłopakom trening, więc część z nich postanowiła się spotkać razem, żeby zabić nudę. Oczywiście dokąd postanowili pójść? Do nas! Wymusili na mnie obietnicę, że upiekę im szarlotkę. Jako dobra przyjaciółka poświęciłam się i zrobiłam im to ciasto, a w gratisie upiekłam jeszcze mój ulubiony migdałowo-orzechowy placek z czekoladą. Zadzwoniłam jeszcze do Alexa, aby z resztą serbskiej ekipy kupili jakieś napoje zanim przyjdą.

O osiemnastej w salonie zaroiło się od Skrzatów, przybyła ponad połówka składu. Tradycyjnie pojawił się Karol, Andrzej, Alex, Srećko, Kostek, Facundo, Nico i Winiar, którego Dagmara ostatecznie wypuściła z domu. Oprócz tego Kłos przyprowadził ze sobą Kacpra Piechockiego, który akurat przebywał w Bełchatowie.

Jakimś cudem pomieściliśmy się wszyscy na kanapie i rozpoczęliśmy seans Hobbita, podjadając słodkie smakołyki. Do tego któryś z Argentyńczyków przyniósł czerwone wino, które idealnie pasowało do ciasta. Trzy godziny później stwierdziliśmy, że czas się trochę rozerwać, bo za chwilę uśniemy, więc genialny Kacper z Karolem wymyślili, że pogramy sobie w jakże dorosłą grę "Prawda lub wyzwanie". Usiedliśmy wygodnie w kółku i rozpoczęliśmy zabawę.

Zaczęło się od tego, że Facundo musiał wrzucić na instagrama selfie, na którym daje buziaka Karolowi w policzek, z podpisem "I love this guy <3". Gdy tylko usłyszałam to zadanie z ust Kłosa, to myślałam, że się przewrócę z wrażenia. Już widzę te komentarze hotek... Będzie ciekawie! Następny był Piechocki, który zatańczył na kanapie Macarenę. Dowiedziliśmy się, że Srećko przepada za białą czekoladą i codziennie zjada przynajmniej dwie kostki, a Michał będąc w Spale wbiegł w szklane drzwi i je rozwalił. Później Kostek zjadł łyżkę cynamonu i zakręcił pustą butelką po winie. Po paru sekundach zatrzymała się idealnie wskazując wprost na Alexa, który wybrał wyzwanie.

- Hmm... Co by ci tu wymyślić... - zastanawiał się Cupkowić. - Już wiem! Jesteś z Rudą już trochę czasu, może byś tak, powiedział o tym wszystkim? I teraz twoje, a właściwie wasze zadanie. My zrobimy wam takie ładne zdjęcie jak dajecie sobie buzi, a ty wrzucasz to na facebooka, twittera, instagrama, cokolwiek...

- Kostek, czy ty naprawdę sądzisz, że pozwolę aby moje zdjęcia krążyły po sieci? - zapytałam.

- Tak? - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Dawaj mi swój telefon, marudo!

- Miejmy to z głowy, trafimy co najwyżej na ciacha.net - rzucił wesoło Alex i wpił się w moje wargi.

Usłyszałam okrzyki "Gorzko! Gorzko!", ale nie przejęłam się nimi. Po paru chwilach ostatni raz musnęłam ustami jego wargi i odsunęłam się delikatnie. Kostek podał nam telefon, którym zrobił nam paręnaście zdjęć. Wybraliśmy najlepsze, po czym Alex wrzucił je na swój profil na instagramie z hashtagiem "My love", udostępniając je jednocześnie na facebooku i twitterze. Jeśli napalone na Alka "hot13" rzucą się na mnie po najbliższym meczu, to wydłubię Kostkowi oczy za to zadanie. Serio.

Kolejny był Nico, który zadzwonił do trenera i zapytał się czy ten może pożyczyć mu jakieś czyste skarpetki, bo pies Facundo wszystkie zeżarł. Uriarte rozmawiał ze zdezorientowanym Falascą przez głośnik, więc wszyscy wszystko słyszeliśmy.

- Nicolas, czy ty się aby dobrze czujesz? Facu przecież nie ma psa... Czy ty coś brałeś?!

- Matka, wie, że ćpiesz? -wyszeptał, popisowe hasło Piotrka Nowakowskiego, Winiarski i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Uriarte dostał całkowitej głupawki i zaczął rżeć niczym przysłowiowy koń, więc chwyciłam jego telefon i szybko odeszłam kawałek od rechoczącej bandy. Wyjaśniłam Miguelowi całą sytuację, który żartobliwie stwierdził, że jutro sobie z nami porozmawia. Ocierając łzy z oczu, wróciłam do reszty towarzystwa. Tym razem butelka wskazała na mnie - cóż, kiedyś musiało to nastąpić. Wybrałam wyzwanie i z oczekiwaniem spojrzałam na Argentyńczyka.

- Powiedz nam o sobie coś, co wiedzą tylko nieliczni - uśmiechnął się cwaniacko. Zamyśliłam się chwilę.

- Mam tatuaż.

- Co?! - wykrzyknął zdziwiony Nico.

- Jak, gdzie, kiedy go zrobiłaś?! - dorzucił natychmiast Cupković.

- Normalnie. Cztery lata temu. Jest mały i świetny. Satysfakcjonuje cię ta odpowiedź? - zapytał Alex odpowiadając za mnie.

- Skoro on o nim wie, to czemu my nic o nim nie wiemy?

- O! Szalejesz Ruda! Jak wygląda? - nagabnął Andrzej.

- Mały znak nieskończoności z napisem "Live a live you will remember". Nie wiecie o nim nic, bo mam go wysoko na żebrach, po prawej stronie... - odpowiedziałam zarumieniona.

- Aha. To my nie będziemy wnikać w wasze życie erotyczne, ale masz nam pokazać kiedyś zdjęcie tego cudeńka - zaśmiał się Kostek.

Skinęłam potakująco głową i przeszliśmy do dalszej gry. Wypiliśmy jeszcze po lampce wina i atmosfera stała się jeszcze bardziej zabawna. W międzyczasie siatkarze wyjedli niemalże całe jedzenie z lodówki oraz przygotowane przeze mnie ciasto. Ostatecznie skończyliśmy się bawić grubo po północy, a towarzystwo rozeszło się do swoich domów...

Grudzień był niemalże tak samo pracowity jak listopad. Ciągłe treningi i dodatkowa praca papierkowa wykańczały mnie. Wyjazdy były chyba najprzyjemniejsze - w podróży można było się przynajmniej wyspać. W mikołajki spotkaliśmy się wszyscy i wypiliśmy po symbolicznym piwie, wiedząc, że za cokolwiek większego, czy też mocniejszego, może nam się ostro oberwać

Pomału przygotowaliśmy się do świąt. Jakiś tydzień przed Wigilią spotkaliśmy się na klubowej wieczerzy w hotelu na obrzeżach Bełchatowa. Było trochę sztywno ze względu na obecność wszystkich "szych", czyli sponsorów i prezesów. Później towarzystwo się rozluźniło i zrobiło się naprawdę przyjemnie.

W wolnym czasie upiekłam dla nas i dla znajomych milion ciasteczek oraz pierniczków. Uwielbiałam piec, a Karol zawsze ze smakiem zjadał wszystkie moje popisowe dania. Gdy przyniosłam te słodkości na halę Miquel zaśmiał się, że utuczę drużynę i nikt nie będzie w stanie skakać. Sam jednak zjadł połowę ciastek w trakcie jednego treningu. Następnego dnia dostarczyłam mu pudełeczko pełne łakoci - był tak szczęśliwy, że widziałam małe iskierki w jego oczach.


[Kamila]

Początek grudnia nie obfitował w jakieś szczególne wydarzenia. Dzień przed mikołajkami dowiedziałam się od prezesa, że nasza drużyna jedzie do stolicy, jako że nasi zawodnicy mają dobre serduszka i co roku jeżdżą do tamtejszej fundacji Herosi, która wspiera dzieci chore na raka. Ucieszyłam się na tę wiadomość. W końcu będę mogła odwiedzić rodziców.

W dzień wyjazdu, we wczesnych godzinach porannych, kiedy mieliśmy już wyjeżdżać, siatkarze dopiero zaczęli się schodzić. Gdy zaszczycili nas swoją obecnością, postanowiłam przerwać panujący w autokarze zgiełk.

- Wszyscy są? - spytałam, a oni pokiwali twierdząco głowam.i - Są. Zgody od rodziców i legitymacje są?

- A może być zgoda od jednego rodzica? - zapytał Zatorski, odwracając się od Woickiego, z którym namiętnie o czymś dyskutował. - Bo widzisz.... Mojego taty aktualnie nie ma w domu.

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam puste miejsce przy oknie. Siedziałam sama, gdyż Aleksandra wybrała towarzystwo pewnego Serba. Nie miałam jej tego za złe. Wręcz przeciwnie. Cieszyłam się jej szczęściem i mocno trzymałam z nich kciuki. Wyjęłam z torby słuchawki i włożyłam je do uszu. Chwilę później rozbrzmiały pierwsze takty piosenki Taylor Swift - Haunted.

Wyciągnęłam również książkę, pt. "Klątwa Tygrysa", autorstwa Colleen Houck. Gorąco polecam! Oczywiście nie dane mi było poczytać w spokoju, ponieważ tuż obok mnie zmaterializował się Kostek i zajrzał mi przez ramię.

- Widzę, że podnosisz poziom swojego IQ - powiedział, zabierając lekturę. Teraz akurat czytałam bardzo romantyczny wątek i czułam się tym trochę zażenowana.

- A ciebie to rodzice nie kochali, że książek nie czytałeś?! Oddawaj!

Rzuciłam się na niego z zamiarem wyrwania książki z jego rąk. Nie muszę chyba mówić, że mogłam tylko pomarzyć by tknąć ją choćby koniuszkiem palca. Siatkarz ruszył przed siebie wzdłuż pojazdu i zaczął czytać na głos fragment gdzie skończyłam. Wszyscy słuchali go w skupieniu, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Postanowiłam się wdrapać na pobliskie, wolne siedzenie, które przypadkiem było tuż obok Maćka. Czułam się jak zdobywca Mount Everest'u. 

Stanęłam na palcach i wyjęłam książkę z rąk serbskiego zawodnika i zdzieliłam go nią po głowie, obiecując, że wkrótce zginie. Postanowiłam nie wracać do lektury. Moja przygoda z książką na dzień dzisiejszy została zakończona. Odwróciłam się do Skrzatów i zaczęłam ich bacznie obserwować, jakbym prowadziła jakieś bardzo ważne badania dla ludzkości. W mojej głowie zrodziło się tylko jedno pytanie; "Co oni kurwa biorą? Ja też chcę! Niech się podzielą, albo podadzą dilera!" Ich wygłupom nie było końca.

Gdy dotarliśmy na miejsce odłączyłam się od grupy, uprzednio informując o tym przełożonego jak i Rudą. Poszłam na cmentarz i odnalazłam grób mamy. Zapaliłam wcześniej kupione znicze i ogarnęłam w miarę pomnik. Zaczęłam jej opowiadać jak obecnie żyje, wyobrażając sobie, że moja rodzicielka wciąż żyje i przytuli mnie od niechcenia, jak to zawsze miała w zwyczaju. 

Nadal nie mogłam się pogodzić z jej śmiercią, mimo iż upłynęło od niej tyle lat. Zginęła w wypadku samochodowym, kiedy uczęszczałam do klasy maturalnej. Jakiś niedorozwinięty kierowca był pod wpływem alkoholu i potrącił ją, gdy przechodziła przez przejście dla pieszych. Zginęła na miejscu. Od tego czasu moim jedynym wsparciem była Ruda. Byłam wiecznym dzieckiem, więc postanowiła zastąpić mi ukochaną bliską osobę. 

Kiedy skończyłam swój monolog siedziałam w ciszy. Miałam kilka spraw do przemyślenia.

- Mała? Ziemia do Małej! Obudź się! - usłyszałam i zobaczyłam mamucie dłonie klaskające mi przed oczyma.

- Czego? - warknęłam, prawie,naturalnie.

- Mówię do ciebie od paru minut, a ty uparcie mnie ignorujesz.

- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? Nie! Nie mów! Już wiem! Kłos albo Wiewiórka!

- Wiewiór. Co robisz?

- Łowię łososie norweskie, nie widać?

- Nie... To twoja mama?

- Nie... Rocky Balboa... No oczywiście, że tak!

Tu streściłam Andrzejowi sposób w jaki zmarła moja rodzicielka. Wysłuchał mnie w milczeniu i przytulił na sam koniec, próbując mnie tym pocieszyć. Uśmiechnęłam się smutno.

- A co z twoim ojcem? Byłaś u niego?

- Tak. Nie ma go w mieszkaniu. Założył nową rodzinę i przestał się mną interesować. Dlatego studiowałam w Łodzi, co było mu na rękę. Miałam dość naszych ciągłych awantur.

Wróciliśmy do autokaru. Ledwo wyjrzałam zza siedzeń, kiedy dopadł mnie Cupković i zgniótł mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Nigdy więcej mi tego nie rób! - zawył. - Myślałem, że cię porwali! Nawet nie wiesz jak się martwiłem!

- Ok, Cupko, ok. Żałuję za grzechy i proszę cię ojcze o rozgrzeszenie! A teraz możesz mnie już puścić, mamucie.

Wieczorem dotarliśmy do Bełchatowa. Chłopcy jutro grali u siebie mecz z Bielskiem, więc musieli odpowiednio wypocząć. Wikipedia zaszyła się w swoim pokoju, a ja postanowiłam wziąć prysznic. Po relaksującej kąpieli przebrałam się w czarne leginsy i szarą, luźną koszulkę. Udałam się do salonu z zamiarem obejrzenia jakiegoś ambitnego filmu. Wybrałam "horror", który był zdecydowanie bardziej filmem psychologicznym, czyli "Stygmaty". Włożyłam płytę do odtwarzacza DVD i czekałam aż film się załaduje. Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. W progu stał lekko wcięty Wrona, a w ręce trzymał butelkę wódki "Złoty Kłos". Serio?

- Zerwała ze mną! - pożalił się.

- Kto? - spytałam niepewna.

- Sylwia! Zerwała! I to ze mną! To niewybaczalne! Z tym panem... - tu wskazał na siebie kciukami - ...się nie zrywa! Tylko ja mogę kończyć takie znajomości! Nikt inny! Tylko ja!

Ignorując moje protesty, siatkarz wtargnął do mieszkania i rozgościł się na kanapie. Pociągnął dosyć spory łyk trunku, po czym zaczął gadać więcej niż zwykle. Ubolewał nad tym, że teraz jego reputacja Casanovy ulegnie drastycznej zmianie. Mimo iż starałam się go jakoś pocieszyć, nie przyniosło to żadnych rezultatów. Zrezygnowana poszłam do Oli, która rozmawiała przez telefon. Wytłumaczyłam jej szeptem o co chodzi i zadzwoniłam do Wąskiego. Zjawił się szybciej niż się tego spodziewałam. Kłos stanął nad swoim kumplem i załamał ręce widząc w jakim jest stanie.

- Przecież Miquel nas jutro zabije! Urwie nogi przy samej dupie! – rozpaczał. – Andrzej! Wstawaj! Idziemy do domu! Pamiętasz, że jutro mamy mecz?! 

Środkowy starał się mu jakoś przemówić do rozsądku. Jednak na nic się to zdało. Po dwudziestominutowej próbie ocucenia zalanego mamuta poddaliśmy się, widząc że ten usnął. Nie pozostało nam nic innego jak zrobić to samo.

Podczas rannego szykowania się do pracy, usłyszałam huk. Ubrana tylko w bieliznę, wparowałam wystraszona do salonu, skąd dobiegał odgłos. Zastałam w nim Wiewiórę pokładającą się ze śmiechu i rozmasowywującego sobie głowę Wronę, który próbował wstać z podłogi. Ruda poratowała skacowanego siatkarza tabletkami przeciwbólowymi i wodą, wcześniej wyganiając go do domu.

Wróciłam do łazienki w celu dokończenia garderoby. Ubrałam się w bordową koszulę, czarne, poprzecierane rurki i lity. Włosy spięłam w luźnego koka i zrobiłam lekki makijaż. Teraz tylko musiałam zaczekać na Olę. Razem wyszłyśmy na halę. Po drodze spotkałyśmy Karola eskortującego Wronę na poranny trening. Gdy trener zobaczył w jakim stanie jest środkowy, postanowił nie wystawiać go w dzisiejszym spotkaniu. Podobnie było w przypadku Zatiego, który wciąż zmagał się z kontuzją dłoni. 

Spotkanie było zaciekłe, ale to Skrzaty wygrały ten pojedynek 3:0. Tytuł MVP zyskał Stephane Antiga. Nadal załamany Wrona, wprowadził się na czas bliżej nieokreślony do Karola. Gospodarz już po kilku dniach miał mordercze zamiary wypisane na twarzy w stosunku do Ptaszyska. Jednak sumienie nie pozwoliło mu go wyrzucić.

Dziesiątego grudnia odbyło się kolejne spotkanie. Andrzejowi nadal nie szła gra, więc szkoleniowiec został zmuszony umieścić go w kwadracie. Mimo tego ponownie wygraliśmy 3:0, jednakże chłopcy nie mogli zbyt długo świętować, ponieważ niedługo miał mieć miejsce kolejny mecz. Czternastego, bo wtedy owe spotkanie miało nastąpić, Falasca całkowicie zmienił skład. Nikt zupełnie się tego nie spodziewał. 

Pomału zaczęłyśmy przygotowania do świąt. Pojechałyśmy do łódzkiej galerii handlowej - Olimpia. Zabrałyśmy ze sobą nadal załamanego Wronę i Alexa, który cieszył się jak pies wychodzący na spacer. Na miejscu postanowiliśmy się rozdzielić. Chłopcy udali się do sklepu sportowego, Ola do pobliskiego Reala, a ja do OBI w celu kupienia lampek choinkowych. Prezenty dla bliskich kupiłam już dawno. Starannie je zapakowałam i schowałam pod łóżko. Nikt tam nie zaglądał, więc nie musiałam się o nic martwić. 

Umówiliśmy się w pobliskiej kawiarni. Odrobiłam się szybciej od reszty i zajęłam nam stolik. Za niedługo dołączyła do mnie Ruda. Zamówiłyśmy sobie po gorącej czekoladzie i czekałyśmy na siatkarzy. Coś długo nie wracali, ale jednak nie robiło to na nas wrażenia i nie szukałyśmy ich. Zamiast tego pogrążyłyśmy się w rozmowie na wszystkie możliwe tematy. Niestety nie trwało to zbyt długo, gdyż jacyś nieznajomi "przystojniacy" postanowili się do nas dosiąść. Widziałam ich na kilku meczach Skry, ale chyba nas nie kojarzyli.

- Cześć dziewczyny! Jestem Janek, a to mój kumpel Marek - grzecznie przywitali się. - Co takie dwie urocze damy robią tu same i to jeszcze przed świętami?!

- Miło mi. Jestem Kamila, a ta Wiewiórka, to Ola. Niestety muszę was rozcza...- nie dokończyłam, gdyż zza zakrętu wyłonili się sportowcy. Zabijali wzrokiem naszych nowych towarzyszy.

- Tu jesteście! Wszędzie was szukaliśmy! Mała! Miałaś po mnie zadzwonić, kiedy poczujesz się samotna - wypalił Wrona. 

Powstrzymywałam się by nie zrobić typowego *facepalma*, ale jednak udało mi się to z ledwością. Andrzej zaszedł mnie od tyłu i zamknął w objęciach i dając w gratisie buziaka w policzek. Drwiąco spojrzał na moich znajomych, jakby chciał im powiedzieć "Wypad, bo liczę do trzech". Alex natomiast przykleił się do Wikipedii. Chłopcy speszyli się zbyt zuchwałym zachowaniem Skrzatów i opuścili nas w szybkim tempie. Byli bardzo zdziwieni. Tylko nie wiem czym... Że jednak nie byłyśmy same? Czy tym, że jednak byli to siatkarze we własnej osobie? Gdy mężczyźni zniknęli z pola widzenia Ptaszysko raczyło mnie wreszcie puścić.

- Ale oni nachalni...- stwierdził od niechcenia, siadając tuż obok mnie.

- Nie tak jak ty - odparłam i dopiłam napój. Zebraliśmy się do wyjścia i całą czwórką wróciliśmy do domu...

______________________________
Cześć!
No i akcja powoli się rozkręca xD
Jak wam się podobało? ^^

Tak jak planowałam, udało mi się wpleść wątek o przeszłości Małej :)

Uwaga! Achtnung! Atenttion! Atencion!
Hachiko, rozpoczęła własną działalność na którą serdecznie zaprasza :*
Będziecie mięli przyjemność poznać Wojtka Włodarczyka w zupełnie nowej odsłonie ^^

Hachiko&Iadala

PS. Cierpienie - dzięki, że wróciłaś <3
Iadala

4 komentarze:

  1. świetny rozdział, czekam na więcej! Już nie mogę się doczekać, co wydarzy się między Kamilą a Wroną!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny jak zawsze *.*
    Czyli Sylwia ma oczy i dostrzega co dzieję się pomiędzy Kamilą a Andrzejem :P Biedne Ptaszysko :D
    Czekam na więcej ;3
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej;) Zostawiłaś u mnie komentarz (tu zwracam się do Hachiko), więc postanowiłam wpaść i przeczytać to opowiadanie. Nie jestem fanką siatkówki, więc wiele z tych nazwisk nic mi nie mówi, ale skupiłam się na tekście. Podoba mi się motyw związku Oli i Alexa, bo miło czytać o szczęściu dwójki osób. Ten rozdział był bardzo spokojny. Niby wiele się działo, ale nie wzbudzał większych emocji. Ich zabawy były takie trochę dziecinne:D Ale ludzie różnie się bawią bez względu na wiek, więc nie będę się czepiać. Te pomysły ze wstawianiem zdjęć na fejsa mi się średnio podobały. Jakby ludzie nie potrafili już żyć bez portali społecznościowych xD Face opanował świat, nawet w prawdzie czy wyzwaniu xD Ciekawa jestem jak potoczy się sytuacja z Andrzejem i Sylvią. To takie zerwanie na amen?
    Pozdrawiam! ;*

    I zapraszam na nowy rozdział w wolnej chwili;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo. Czekam na rozwiniecie akcji miedzy Andrzejem a Kamilą. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)