niedziela, 9 października 2016

Rozdział 38

Rozdział 38


[Kamila]

Podczas meczu z Argentyną nie miałam zielonego pojęcia komu kibicować. Z jednej strony siatki stali moi rodacy i najlepsi przyjaciele, a w kwadracie dodatkowo mój chłopak, a z drugiej strony stali dwaj wariaci, bez których nie wyobrażałam sobie bełchatowskiej drużyny. Ten argentyński duet był mi bliski i szczerze mówiąc miałam duży dylemat. Jednak postanowiłam spełnić swój obywatelski obowiązek i kibicować Naszym Orzełkom w tym meczu, który tak jak zakładałam miał być dla nas zwycięski...


[Ola]

Kolejna wygrana i komplet punktów dla naszej reprezentacji. Zaopatrzyłam chłopaków w napoje izotoniczne i zerknęłam na boisko szukając pozostałych. No tak, Skrzaty obijały się siedząc sobie z naszym bełchatowsko-argentyńskim duetem. Złapałam w dłonie dwie butelki z elektrolitami i podeszłam do rozłożonych na parkiecie. Mariusz bawił się z Arkiem, którego zaczepiał Conte i Uriarte, a po boku rozsiadł się Kłos i Wrona.


- Nie za wygodnie wam? - zapytałam i rzuciłam w stronę Kłosa butelkę. Mariuszowi podałam ją natomiast kulturalnie w dłoń - nie chciałam przypadkiem znokautować Arka.

- A dla mnie nie ma? - zawył Andrzej.

Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie.

- Opieprzałeś się przez ostatnie dwie godziny, rączki i nóżki masz zdrowe, więc jak chcesz się napić to rusz się i sam sobie weź - powiedziałam twardo, po czym roześmiałam się widząc jego minę, a reszta towarzystwa mi zawtórowała.

Cmoknęłam Nico i Facu w policzki na przywitanie, po czym dosiadłam się do nich. Musiałam w głębi ducha przyznać, że parkiet siatkarski może być całkiem wygodny, szczególnie gdy jesteś po dwóch prawie nieprzespanych nocach i masz ochotę zasnąć na stojąco. Niestety mieliśmy mało czasu i szybko musieliśmy się zebrać. Podeszłam jeszcze do trybuny VIP-ów, gdzie siedziała Kamila z bełchatowską bandą. Przytuliłam wszystkich i czmychnęłam do szatni.

Nie dane mi było jednak tam dotrzeć, gdy w przejściu nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w bok. Znaleźliśmy się w bocznym, nieużytkowanym korytarzu. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam przed sobą Conte. Spojrzałam na niego pytająco.

- Więc... Ty i Alex to tak na poważnie? - zapytał uciekając wzrokiem.

Dobra, już zrozumiałam, co tu się odpierdziela.

- Facu, to zawsze było na poważnie... - powiedziałam szczerze patrząc mu prosto w oczy.

- Wiem. To znaczy teraz wiem... Myślałem, że może przez ten okres, gdy byliście osobno coś się zmieniło... - wyszeptał. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez pewien czas wiedziałam, że podobam się Argentyńczykowi, on sam dawał mi wyraźne znaki, ale później związałam się z Alexem i sądziłam, że przyjmujący to zrozumiał. - Jesteś z nim szczęśliwa? - Conte wreszcie przerwał tą niezręczną ciszę między nami.

- Tak. Jak z nikim innym kiedykolwiek... Facu, ja wiem, że to pewnie jest trudne, ale dla mnie jesteś przyjacielem, traktuję cię jak brata. Kocham cię, ale nie tak jak Alka...

- Rozumiem - przełknął gorzko ślinę - naprawdę to rozumiem. Nie martw się, nie będę wam stawał na drodze do szczęścia. Mam tylko jedną prośbę i nigdy więcej nie będę o tym wspominał. Będziemy przyjaciółmi, dobrze? - Bez zastanowienia kiwnęłam potakująco głową. - Proszę, pocałuj mnie...

Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam oczy. Nie spodziewałam się tego. Nie mogłam tego zrobić.

- Facu... - bąknęłam i poczułam jego dłoń, która delikatnie uniosła moją głowę.

Gwałtownie rozchyliłam powieki i w tym samym momencie zasmakowałam jego ust na moich. W tym samym momencie odepchnęłam go siebie.

- Kurwa, Conte, nie! Co ty sobie myślisz?! Nie mogłabym spojrzeć Alkowi w twarz, gdybym to zrobiła! Zrozum to... - wyszeptałam.

- Przepraszam - usłyszałam i zostałam przytulona. - Kurwa, przepraszam. Jak zwykle muszę coś spierdolić... Powiedz mi, że to nic między nami nie zepsuje...

Uspokoiłam nerwy i pogodziłam się z Argentyńczykiem. Bardzo go lubiłam i nie chciałam stracić przyjaciela. Na spokojnie wróciłam do zespołu - Tomek i Paweł "odnawiali" naszych chłopaków, więc szybko do nich dołączyłam. Fabian rozwalił się na sofach mrucząc coś o bólu "czwórki". Wypytałam go dokładnie gdzie, co i jak - w końcu kontuzja mięśnia czworogłowego uda może być bardzo niefortunna, a Drzyzga jest nam teraz niezbędny. Nie wyczułam żadnego uszkodzenia - podejrzewałam, że to zwykłe przeciążenie. Jednakże umówiłam się z naszym Fabciem, że jeśli nasze cudne proszki i maści nie pomogą to ma się zgłosić do Sokala.

Do hotelu dotarliśmy o dwudziestej, zjedliśmy kolację i znowu wzięliśmy się za odnowę kadrowiczów. Gdy ostatni zawodnicy - Mariusz, Krzysiek i Andrzej - wyszli z naszego gabinetu było grubo po północy. Brandt i Pieczko stwierdzili, że "posprzątają" i spakują cały sprzęt. W końcu jutro przenosimy się do Łodzi. Ja natomiast miałam iść pomóc w cyferkach Oskiemu i Robertowi. Uśmiechnęłam się do chłopaków i przeniosłam do pomieszczenia obok.

Mecz skończył się po osiemnastej, jednak pracę wraz ze sztabem zakończyłam o trzeciej w nocy. Wzięłam ekspresowy prysznic, napisałam smsa do Alka, gratulując mu wygranej z Kamerunem i niemalże od razu zasnęłam. Taki tryb pracy pozwalał mi zapominać o rzeczach nieistotnych. Cieszyłam się z tego, bo nie musiałam rozpamiętywać dzisiejszej sytuacji z Argentyńczykiem...

~*~*~*~ 

Obudziło mnie nie przyjemne uczucie, tak jakbym miała mokrą twarz. Przejechałam palcami po policzku i zobaczyłam na nich krew. Zerwałam się z łóżka i skierowałam do łazienki. Założyłam okulary i oczyściłam swoją buzię. Nadal mocno krwawiłam z nosa i nie mogąc niczym tego zatamować, trzymając wacik skierowałam się do pokoju fizjo, błagając w myślach, aby nikogo tam nie było.

Moje modły zostały wysłuchane. Pomimo zawrotów głowy szybko odnalazłam potrzebną torbę i wyjęłam dwa tampony do tamowania krwawień. Położyłam się na leżance, umieszczając waciki w nosie i czekałam na choć odrobinę lepsze samopoczucie. Spojrzałam na zegarek, klnąc pod nosem. Zaraz miała się tu pojawić reszta. Znowu będzie mnie czekała rozmowa wychowawcza. O dziwo - pierwszy w gabinecie zjawił się Antiga, a nie Paweł i Tomek.

Zszokowany Francuz chciał wezwać Sokala, jednak szybko go uspokoiłam i upewniłam, że już wszystko dobrze. Krwawienie ustało, a ja czułam się lepiej, chociaż wiele mi brakowało do dobrego samopoczucia. Wróciłam do pokoju, przebrałam się i gotowa do pracy stawiłam się na odprawie, czując na sobie zaniepokojone spojrzenie Antigi. Przed wyjściem, po raz kolejny zapewniłam, że wszytko ok.

~*~*~

Byliśmy już na finiszu zmagań w Mistrzostwach Świata. Zanotowaliśmy jedną porażkę z Amerykanami, ale zwycięstwa z Włochami, Irańczykami i Francuzami, awansowaliśmy do najlepszej "szóstki". W nocy rozlosowano naszych rywali. Śmialiśmy się, że lepiej trafić nie mogliśmy - Rosja i Brazylia były idealne, po prostu marzyliśmy o nich.

Walka była bardzo zacięta, ale zdołaliśmy pokonać Brazylijczyków po tie-break'u zakończonym wynikiem 17:15. Canarinhos nie mogli pogodzić się z porażką. Wściekli i zmotywowani zbili następnego dnia Rosjan 3:0. My mieliśmy walczyć o awans do strefy medalowej ze Sborną. Cieszyło nas to, że wystarczą nam tylko dwa sety do awansu. Chcieliśmy jednak wygrać. Wyszliśmy na boisko zmotywowani i niesieni dopingiem plskich kibiców. Pierwsza partia padła naszym łupem. Wystarczy nam jeszcze jeden set, jeden set do szczęścia. Nasi ponownie wyszli na parkiet i konsekwentnie grali zgodnie z taktyką, która przyniosła dobry skutek.

- RAZ! DWA! TRZY! AAAAAAAA! - zawyła łódzka publika, gdy Polacy zdobyli dwudzieste piąte oczko w drugim secie.

Cała drużyna wbiegła na boisko i skakała z radości. Rosjanie nie mogli uwierzyć w to co się stało. Muserski siedział na boisku i smętnie wpatrywał się w jeden punkt.

- Dobić ich kurwa trzy zero i niech wypieprzają swołocze! - zakrzyknął któryś z naszych, a reszta mu zawtórowała, gdy schodziliśmy na przerwę do szatni.

Może nie było to zbyt uprzejme, no ale emocje robią swoje. Niestety po powrocie na boisko gra przestała nam się układać i przegraliśmy dwie partie. W tie-breaku zbudowaliśmy sobie przewagę i ostatecznie wygraliśmy spotkanie 3:2. Byliśmy cholernie zmęczeni, cały turniej dawał nam się już we znaki, ale radość maskowała wszelkie negatywne odczucia. Byliśmy w strefie medalowej!

Następnego dnia szybko przenieśliśmy się do Katowic, gdzie rozgrywane miały być finałowe rozgrywki. Przed "Mekką polskiej siatkówki" zbierały się kilkutysięczne tłumy ludzi. Wszyscy oglądali i wspierali naszych siatkarzy. W pierwszym półfinale zwyciężyli Brazylijczycy. Wtedy nadszedł czas na naszą bitwę z Niemcami.

- Panowie, walczymy o wszystko, albo o nic! Jesteśmy w stanie to zrobić, chcemy to zrobić! Pamiętajcie o okupacji, pamiętajcie jaki jest nasz cel - to przedostatnie strome podejście na szczyt! - zakrzyknęłam do chłopaków w szatni i zostałam nagrodzona oklaskami.

Zebraliśmy się w kółku, łącząc w środku ręce.

- HEJ OPA! - Zakrzyknęliśmy wszyscy i wybiegliśmy na halę.

Ciężko ogląda się jak oni grają z boku. Jedyne co mogę zrobić to w trakcie przerw ich wesprzeć. Bój był bardzo zacięty, walczyliśmy jak lwy o każdą piłkę, wygrywając niemożliwe akcje. Dwa pierwsze sety padły naszym łupem, trzeci zdobyli Niemcy. W czwartej partii wiedziałam że to wygramy, czułam to. Rozgromiliśmy ich 25:21 i znaleźliśmy się w finale Mistrzostw Świata. Mistrzostw Świata rozgrywanych na naszej ojczystej ziemi. Po chwili radości, wszyscy przełknęliśmy chwilową euforię - nasz cel był blisko, ale wciąż bardzo daleko.


[Kamila]

I tak oto doszliśmy do finału. Większość kibiców nie spodziewała się, że wejdziemy do najlepszej szóstki, a co dopiero tutaj. Na czternaście spotkań, trzynaście było zwycięskich, a jedyną porażką był mecz z Amerykanami. Liczby pokazywały jak wiele wysiłku nasi włożyli w ten sukces. Siedziałam w jednym z dolnych sektorów Spodka i nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. 

Czwarty set… Piłka meczowa dla polaków… Serwuje Piter… Przyjęcie Brazylijczyków… Lucarelli przebija. Na zagrywce Wallace de Souza… W defensywie Mika, podaje do Zagumnego… Wystawa… Do ataku szykuje się Mariusz… Wyskakuje i… MAMY TO! JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA! Chłopcy szaleją na boisku. Rezende bierze challenge… Wszyscy zamierają… Jednak na nic zdały się jego próby… Polska oficjalnie została Mistrzem Świata w siatkówce mężczyzn!

Po ceremonii dekoracji, na nogach jak z waty oraz ze łzami w oczach podeszłam do chłopaków. Pogratulowałam wszystkim i każdemu z osobna, a nawet załapałam się na selfie telefonem Igły, upamiętniające ten wielki dzień. Dopiero po dłuższej chwili zebrałam się w sobie i zaczepiłam również trenerów oraz sztab im również gratulując tego wielkiego, złotego debiutu.

[Ola]

Finału nie zapomnę nigdy. Jak przez mgłę pamiętam przegrany pierwszy set i dwa wygrane. W czwartej partii, mimo straty paru punktów wierzyłam, że to wygramy, że zakończymy tę rywalizację w tym secie. Biało-Czerwoni grali jak natchnieni. Rezende wrzeszczał, denerwował się, ale nic nie wyprowadziło nas z równowagi i zatriumfowaliśmy. Pokonaliśmy Canarinhos. Cieszyliśmy się jak głupi.

Dekoracja najlepszych zawodników, nagroda dla Karola i Mariusza oraz informacja o końcu kariery Wlazłego. To był cios dla kibiców. Później znowu euforia, żarty i wręczenie medali. Gdy rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego chłopcy dumnie wypięli piersi i razem z kibicami zaśpiewali nasz hymn. Gdy sama otrzymałam złoty krążek na swoją szyję nie mogłam w to uwierzyć. Popłakałam się ze szczęścia. Byłam częścią tej złotej drużyny. Tego szalonego projektu Antigi. Wtuliłam się po chwili w Alexa, który dzielnie kibicował nam na trybunach.







Gdy tylko media dały wszystkich spokój, wyruszyliśmy na dziką imprezę - raz w życiu można. Tańczyliśmy, bawiliśmy się i piliśmy. Mimo zmęczenia, każdy świętował i niestety prawie każdemu urwał się film. Nie wypiłam bardzo dużo, ale i tak czułam, że kręci mi się w głowie. Nad ranem eskortowałam razem z Alkiem, Mateuszem Miką i Marcinem Możdżonkiem całą ekipę do odpowiednich pokoi. Naprawdę, oprócz części sztabu, trenerów i gości, którzy wyszli koło trzeciej nad ranem, wszyscy spali w różnych dziwnych miejscach na sali w której imprezowaliśmy, bądź też zaczynali zasypiać.

Po godzinie wyczerpana zwaliłam się z Alexem na łóżko i od razu zasnęłam. To była najlepsza impreza w moim życiu - pomyślałam jeszcze, zanim odpłynęłam w ramiona Morfeusza...

[Kamila]

Zmęczeni udzielaniem wywiadów etc, wróciliśmy do hotelu. Tak ja również z nimi byłam. Jak cywilizowany człowiek, chciałam się ogarnąć i iść spać, ale oczywiście kto by kazał zrobić to siatkarzom?! Dostałam czas operacyjny - dwadzieścia minut - na wyszykowanie się i stawienie się w hotelowej restauracji. Imprez im się zachciało! Nawet Stephane dołączył się do tego orzeczenia. Bo w końcu trzeba to uczcić.

Zaryglowałam się w łazience. Przy nich wymóg takiego czasu to po prostu luksus. Pięciominutowy prysznic, szybkie wysuszenie włosów i garderoba. Chwilę mi zajęło skomponowanie zestawu z małej podróżnej torby, którą ze sobą wzięłam. Kombinując jak koń pod górę zdecydowałam się na dopasowaną sukienkę w kolorze kawy z mlekiem, ramo neskę i czarne platformy. Szybki makijaż w postaci smoky eyes i lekkiego pociągnięcia błyszczykiem. Zakręciłam włosy i wyszłam z pokoju.

Podeszłam pod restauracje. Z dala oślepił mnie blask fleszy. Spojrzałam przez zaszklone drzwi. Chmara nastolatek otoczyła większość siatkarzy, w tym mojego chłopaka. Chyba mu to nie przeszkadzało, ponieważ odpowiadał na ich pytania z firmowym, uwodzicielskim uśmieszkiem.

- „Wszystkie podróże Bodhisttva, w których poszukiwał uparcie mądrości doprowadziły go do tego, iż pięć fundamentów jest tak naprawdę pustych z natury. Całe cierpienie i nieszczęście pozostaje w prochach i kościach. Forma nie różni się od próżni, a próżnia nie różni się od formy.” – szeptałam zaciskając przy tym pięść w celu zaspokojenia swoich morderczych popędów.

- Co ona tam gada? – spytał zaciekawiony Nowakowski.

- Odmawia sutrę – odparł Wąski.

- Jaką Kamasutrę? - dopytywał Ignaczak.

- Nie KAMASUTRĘ, a SUTRĘ – sprecyzowała dobitnie Ola. – Jak zapewne nie wiecie - spojrzała na nich z udawaną wyższością - jest to forma buddyjskiej modlitwy… Takie tam mądrości życiowe, długo by tłumaczyć.

Chłopcy zgodnie pokiwali głowami, na znak tego, że przyjęli to wytłumaczenie.

- Cholerny playboy! – wycedziłam przez zęby i weszłam do pomieszczenia.

Usiadłam przy barze obok Winiara. Pogrążyliśmy się w rozmowie, ale Misiek przejrzał mnie na wylot i wiedział, że coś nie gra…

- Co jest? – spytał.

- Potrzebuję ramienia żeby się wypłakać…

- Nie, dzięki. Moja pierś jest zarezerwowana tylko dla słodkich dziewczyn!

- Jesteś bez serca!

- Też cie kocham, Słońce – puścił mi oczko.

- MICHAŁ! – wysyczała zdenerwowana Dagmara.

Jak jeden mąż wspólnie z Michałem odwróciliśmy się z przerażeniem wypisanym na twarzy do małżonki kapitana. Szybko się ulotniłam, pozwalając im na „spokojną” rozmowę. Usiadłam obok Kubiaka, który już dawno chyba przestał być trzeźwy. Zaraz dosiadł się do nas Konarski. Jako jeden z nielicznych wciąż trzymał się na nogach. Postawił przede mną kieliszek czystej, a zaraz obok niego szklankę soku grejpfrutowego.

- Napij się ze mną – rozkazał.

Nie mając nic lepszego do roboty, chwyciłam za kieliszek. Ponownie mu pogratulowałam i razem wznosząc toast wypiliśmy wszystko na raz, zgodnie popijając alkohol sokiem. Ruszyłam się z miejsca dopiero po kilku kieliszkach, dzięki którym mój świat stał się piękniejszy. Tak, byłam już lekko wcięta, ale postanowiłam, że więcej nie piję. Rozejrzałam się za Ptaszyskiem, ale usilnie przede mną uciekał.

- Jeżeli szukasz Dziobatego, to jest na basenie – zawiadomił mnie wstawiony już Piter.

Udałam się pod wskazane miejsce. Widziałam jego sylwetkę przez oszklone drzwi. Intensywnie nad czymś kontemplował. Po cichutku zaszłam go od tyłu i na powitanie cmoknęłam w policzek.

- Cześć Mistrzu! – przytuliłam się do jego pleców.

Nic jednak nie odpowiedział, tylko pociągnął na swoje kolana. Zaraz przytulił mnie do swojego torsu i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który z perspektywy osoby trzeciej mógłby wyglądać jakbyśmy nawzajem pożerali sobie twarze. Dopiero chwilę potem oprzytomnieliśmy i zorientowaliśmy się gdzie jesteśmy i co robimy. Niechętnie wstałam z nóg Ptaszyska i stojąc przed nim wyciągnęłam do niego rękę, by pomóc mu się podnieść.

- O. MÓJ. BOŻE! – zaczął. – ZOSTAŁEM SKALANY!... ALE TO CAŁKIEM NIEZŁE UCZUCIE…

Siatkarz zaczął się śmiać, widząc moje zdziwione spojrzenie. On to jest jednak czasami zdrowo kopnięty. Razem wróciliśmy do reszty drużyny. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, ale gdy tylko poczuliśmy pierwsze oznaki zmęczenia udaliśmy się do mojego pokoju.

~*~
Błagamy! Nie bijcie! Przepraszamy! Bardzo przepraszamy! Na prawdę brak nam słów, żeby was przeprosić. Strasznie was zaniedbałyśmy i tego bloga również. Jednak liczymy na wasze przebaczenie. Niestety szkoła daje nam popalić ;-; Zresztą nie tylko ona ;-; 
Mój sprzęt (Hachiko) odmawia jakiekolwiek współpracy, więc nawet nie mam jak pisać... #bóliżal
A mnie (Iadala) dobiło choróbsko - trzy tygodnie walki z zapaleniem płuc - zdecydowanie nie polecam! :/
Jednakże mamy nadzieję, że nie zawiodłyśmy was rozdziałem i jak zawsze czekamy na komentarze. Nawet najzwyklejszą kropkę ^^
Zadowoleni z rozpoczęcia +Ligi? 
Postaramy się teraz dodawać rozdziały znacznie szybciej <3
Hachiko&Iadala 

PS. Na przeprosiny dorzucamy takie fajne Gify, można powspominać, aż łezka się w oku kręci :')







2 komentarze:

  1. Wybaczam. Rozumiem, że nie zawsze można znaleźć czas na pisanie. Co do rozdziału to jak zwykle wspaniały. Prawie się popłakałam kiedy zobaczyłam zdjęcia i gify z Mistrzostw. Przepiękne wspomnienia, które zostaną w moim sercu na zawsze. Dużo weny dziewczyny i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem i po tym rozdziale wybaczam, bo jest świetny... Naprawdę, opłacało się czekać ;) Aż się przypomniały całe MŚ i finał z Brazylią... Co do imprezy, wiadomo, nasi panowie, gdzie oni by się bez tego obeszli XD Conte... No cóż... Przemilczę to... Andrzej i Kamila, robi się słodko... A Alek i Olka... No pozazdrościć tego, że tak trwają w tym uczuciu ;) Czekam co będzie dalej i wybaczę wszystko bo blog jest świetny :) Buziaki i weny kochane ;***
    P.S. Zapraszam też do mnie ;)
    http://oswiecmojadroge.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)