piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 35

Rozdział 35


Muzyka
[Ola]

Następnego dnia bolesny upadek na tyłek skutecznie i szybko mnie obudził. Nieprzytomnie rozejrzałam się wokół siebie, ale widząc rozmazany krajobraz tylko mruknęłam i sięgnęłam po leżące na szafce okulary. Dzisiaj odbywało się wesele Łukasza i Amandy, a ja z Alexem spałam na malutkim tapczaniku w pokoju gościnnym w domu rodzinnym dziewczyny. Dźgnęłam palcem w odkryte żebra mojego oprawcę, który z jękiem uchylił powieki.

- Nie za wygodnie ci? Zrzuciłeś mnie z łóżka grubasie!


- Yyy... Nieprawda! Sama spadłaś!

- Sama?! Chyba żartujesz! - zawyrokowałam i zaczęłam łaskotać chłopaka, który niemal natychmiast unieruchomił mi dłonie i znalazł się nade mną. - I co teraz zrobisz? - zapytałam prowokująco.

W odpowiedzi usta Serba znalazły się na moich i rozpoczęły krótki pocałunek. Gdy tylko oderwałam się od Atanasijevicia i złapałam oddech, wyczołgałam się spod jego cielska i udałam się do łazienki, która już za godzinę miała być oblegana przez Amandę. Przespaliśmy cały poranek, a za niecałe trzy godziny mieliśmy być w kościele. Wzięłam ekspresowy prysznic i wykonałam delikatny, niemal niewidoczny makijaż. Zaplotłam warkocza przy głowie, a resztę włosów rozpuściłam i ułożyłam w delikatne fale.

W samej bieliźnie weszłam do pokoju i oznajmiłam Alkowi, że ma jakieś 10 minut na ogarnięcie się, zanim reszta domowników zacznie dobijać się do łazienki na ostatnie poprawki. Zaśmiałam się z jego przerażonej miny i wyciągnęłam małą kosmetyczkę. Zdążyłam pomalować paznokcie białym lakierem, gdy Atanasijević wrócił do pomieszczenia w samym ręczniku.

- Kochanie, nie musisz mi teraz robić striptizu, możesz to odłożyć na noc - powiedziałam zachowując powagę.

- Kochanie, ale dlaczego mam tak długo czekać? - teatralnie jęknął.

Cmoknęłam go w usta i zaczęłam przeszukiwać torbę. Szukałam delikatnego wisiorka z serduszkiem z białego złota, który otrzymałam od Alka. Gdy tylko znalazłam zgubę poprosiłam chłopaka, aby zapiął go na moim karku. Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się - za piętnaście minut Łukasz miał tutaj przyjechać, a Alex był w proszku. Szybko jednak się ogarnął, założył garnitur i spakował naszą torbę.

Założyłam swoją sukienkę - miała biały gorset i czarną tiulową spódnicę z przedłużanym tyłem sięgającym aż do kostek. Uzupełnieniem był srebrny pas w talii wysadzany malutkimi kryształkami. Włożyłam na nogi sandałki na niskim obcasie i byłam gotowa. Obróciłam się wokoło przed moim partnerem.

- I jak? - zapytałam.

- Myślę, że tutaj zostaniemy... Wiesz, jeszcze ktoś mi cię odbije...

- Będę twarda, nie dam się się odbić - powiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam chłopaka przed dom.

Nie mieliśmy ani siły, ani ochoty na to, aby stać w rodzinnym tłumie podczas błogosławieństwa młodej pary, dlatego przespacerowaliśmy się do odległego o dziesięć minut pieszej wędrówki kościółka. Zajęliśmy dogodne miejsca i nie musieliśmy długo czekać - po paru minutach samochód nowożeńców zajechał przed świątynie, a goście zaczęli zajmować miejsca wokół nas.

Ceremonia przebiegła spokojnie, a Łukasz i Amanda powiedzieli sobie sakramentalne tak. Robiłam za tłumacza dla Alka, przekładając mu niezwykle zabawne kazanie miejscowego proboszcza. Ani się nie obejrzałam, a już byliśmy na sali i wznosiliśmy toast za Młodych.

Wesele było typową wiejską imprezą - milion osób, setki ciotek, kuzynów i kuzynek. Niestety nie wszyscy posługiwali się angielskim w komunikatywnym stopniu, więc zdarzało się, że po raz kolejny robiłam za etatowego tłumacza. Znaczną część zabawy spędziliśmy jednak na parkiecie tańcząc, bawiąc się i śmiejąc razem.

O dwunastej nadszedł czas na tradycyjne oczepiny. Para Młoda usadowiła się na dwóch krzesłach, stykając się plecami, po czym główny wodzirej zasłonił im oczy. Wszystkie "panienki" (w tym także i ja) miałyśmy ukucnąć na wprost Pana Młodego, a kawalerowie dokładnie na przeciwko. Amanda ściągnęła welon, a Łukasz muszkę i nadszedł ten moment. Znajdująca się obok mnie Kamila przymknęła oczy, a ja zrobiłam to samo słysząc okrzyki gości "trzy, dwa, jeden".

Po ułamku sekundy poczułam jak coś uderzyło o moje ramię. Zaklęłam pod nosem i uchyliłam powieki. Długi, biały welon wisiał na moim ramieniu. Nie zdążyłam nic zrobić, gdy w powietrzu zawirowała muszka i znalazła się w rękach Alka. Prowadzący wyciągnął nas na środek wśród ogólnej uciechy publiki.

- My to mamy szczęście... - powiedziałam cicho do Alexa.

- Zawsze jesteśmy w centrum uwagi - zaśmiał się.

Chłopak wpiął mi delikatnie welon we włosy, a ja zapięłam mu na karku muszkę i nadszedł czas na nasz taniec. Wtuliłam się w chłopaka i usłyszałam pierwsze takty utworu Seweryna Krajewskiego "Czekasz na tę jedną chwilę". Tradycyjnie balladę musieliśmy zwieńczyć pocałunkiem.

- Gorzko! Gorzko! - zawyli goście, a Alek uniósł mój podbródek i wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, po czym, zawstydzona obstrzałem spojrzeń, schowałam twarz w ramionach siatkarza...


[Alex]

Nie sądziłem, że kiedykolwiek, na jakimkolwiek weselu złapię muszkę i zostanę "nowym panem młodym". Dobrze wiedziałem też co oznaczał ten zwyczaj. Nikt jeszcze nie wiedział jak idealnie się złożyło, że to ja i Ola zostaliśmy "wybrani". Po krótkim tańcu pocałowaliśmy się i zapozowaliśmy do pamiątkowych zdjęć z nowożeńcami.

Niestety tuż po drugiej musieliśmy się zbierać. Zaliczyliśmy szybkie pożegnanie z wszystkimi zaproszonymi oraz z niektórymi ekspresową sesję "selfie". Obydwoje nie piliśmy alkoholu, poza symboliczną lampką szampana na wejściu, dlatego bez problemu zasiadłem za kierownicą i skierowałem nas w stronę Bełchatowa. Dwie godziny drogi i byliśmy na miejscu - po długim czasie wróciłem na bełchatowskie śmieci. Byliśmy wykończeni i niemalże natychmiast zasnęliśmy.

Po sześciu godzinach błogiego wypoczynku wyrwał nas z niego okrutny budzik. Oboje musieliśmy wrócić do swoich zobowiązań - za trzy tygodnie rozpoczynały się Mistrzostwa Świata. To i tak był cud, że trener pozwolił mi wyjechać na trzy dni. Równo o godzinie trzynastej stanęliśmy na łódzkim lotnisku, z którego odlatywałem do Belgradu.

- Hej, Kocie - powiedziałem zgniatając smutną dziewczynę w uścisku - widzimy się już za niecałe trzy tygodnie! Na pewno znajdziemy jakąś chwilę dla siebie, wynagrodzę ci to - dodałem mając po raz kolejny na myśli mój plan...


[Kamila]

Uch… Nienawidzę, gdy moi wredni kuzyni wyciągają „brudy” z mojej przeszłości i rozpowiadają o tym komu popadnie… Jeszcze się na nich odegram… Nawet na poprawinach…

Uwielbiam Łukasza za to, że jest przewidywalny. Wynajął kilka pokoi w hotelu, gdzie odbywało się wesele, więc odwożąc pijanych w sztok krewnych do domu, spakowałam dla nas najpotrzebniejsze rzeczy i zostaliśmy na noc w opłaconym pokoju…

Mimo iż położyliśmy się spać grubo po godzinie czwartej, obudziłam się tuż po dziesiątej. Poprawiny miały się odbyć dopiero o piętnastej, więc miałam dużo czasu na ogarnięcie się. Zamówiłam na recepcji dwie kawy i zrobiłam rezonans toreb zabranych ze sobą. Zdecydowałam się na delikatną, czarną, opiętą sukienkę z koronką. Po szybkim prysznicu, przebrałam się w przygotowany strój i sączyłam kawę. W tym samym czasie obudził się Wrona.

- Błagam! Dziewczyno! Zrób sobie makijaż, bo gdyby cię pies zobaczył, to by się o własną budę zabił…

- Za to ty wyglądasz jak Hugo w dolinie paproci… - odgryzłam się. - Lepiej się pośpiesz, bo zaraz idę okupować łazienkę…

- Teraz to zabrzmiałaś jak prawdziwy faszysta – zażartował Andrzej. – Pokaż, gdzie schowałaś te hitlerowskie korzenie…

Przewróciłam oczami. Jego głupota po prostu czasem, aż boli. Stwierdzając, że jednak mi niewygodnie, zdecydowałam się na inny zestaw. Chwyciłam beżowe cygaretki, biały top na ramiączkach, czarną marynarkę i zabarykadowałam się w łazience. Widocznie Wronie nie spieszyło się do skompletowania swojej garderoby. Przebrana, opuściłam pomieszczenie, wpychając do niego na siłę Andrzeja. Jako dodatki do mojego stroju dobrałam cienki, brązowy pasek, tego samego koloru skórzaną torebkę i białe, krótkie converse. Do zrobienia pozostał mi tylko makijaż. W tym samym czasie siatkarz opuścił łazienkę z wielkim hukiem, przepasany tylko ręcznikiem. Spojrzałam na niego, nadal stojącego w progu.

- Mam mega zaawansowaną technikę robienia rozpierduch – odrzekł.

Nawet tego nie skomentowawszy, chwyciłam swoją kosmetyczkę i wyminęłam Ptaszysko. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś wrednego. Będąc tuż za nim chwyciłam jego jedyną część garderoby i zatrzasnęłam za sobą drzwi, zza których usłyszałam donośny krzyk.

- CIECHANOWICZ JAK TYLKO WYJDZIESZ TO PRZEŁOŻĘ CIĘ PRZEZ KOLANO I TAK ZŁOJĘ TYŁEK, ŻE NAWET HEMOROIDY PRZY TYM TO PIKUŚ!!!! PAN PIKUŚ!!!

- Ucisz się… Czasami jesteś gorszy niż nie jedna teściowa…

Szybko podkręciłam włosy na lokówce i bez chwili wahania delikatnie podkreśliłam oczy czarną kredką. Wytuszowałam rzęsy i nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Odczekałam chwilę i wyjrzałam zza drzwi. Czysto. Teraz mogłam spokojnie wyjść. Po cichutku zamknęłam łazienkę i na paluszkach postanowiłam udać się do salonu. Jednak tuż po chwili znajdowałam się ponad podłogą, na rękach Dziobatego, na szczęście już ubranego w ciemne, dopasowane jeansy i białą koszulę. Spojrzałam na niego z mordem w oczach, natomiast on starał się mnie zwieść firmowym uśmieszkiem od, którego podobno miękły kolana. Na ten widok zaniosłam się niepohamowanym śmiechem.

- Z czego rżysz? – mina mu zrzedła.

- Bo właśnie sobie wyobraziłam jak na taki widok mdleją hotki – nadal się śmiałam. Zapewne dogryzłabym mu jeszcze, ale zadzwonił mój telefon. Wyswobodziłam się z jego uścisku spojrzałam na wyświetlacz. Stephane. Odebrałam.

- Tak, słucham – powiedziałam kulturalnie.

- Zmiana planów… Andrzej musi dzisiaj wrócić. Nagły wypadek – rozbrzmiał głos trenera.

- Nie ma problemu… Już się zbieramy.

Zakończyłam rozmowę i odwróciłam się do siatkarza.

- Zbieraj manatki! Jedziemy do Spały…

Po kilkugodzinnej podróży byliśmy na miejscu. Reszta już na nas czekała. Nadszedł czas by się pożegnać. Szybko wszystkich pożegnałam i życzyłam powodzenia. Zatrzymałam się przed dwójką najlepszych przyjaciół i rzuciłam im się na szyję.

- Mała… Przecież Spała to nie koniec świata – stwierdził Karol, ale odwzajemnił uścisk. - Pamiętaj o tym, że jest jeszcze skype, fb, etc…

Jeszcze raz ich przytuliłam i podeszłam do Andrzeja. Odetchnęłam i przytuliłam się do niego. Ten nie pozostał mi dłużny… Uniósł mój podbródek i złączył nasze usta w pocałunku. Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Nie sądziłam iż ta rozłąka tak na mnie podziała. Wkoło było słychać westchnienia i słodkie „Aww”.

- Hej… Nie będzie mnie tylko przez tydzień – szepnął mi we włosy.

- Właśnie… TYLKO…

- Nie martw się… Będziemy go pilnować – zażartował Karollo.

Wsiadłam do samochodu i postanowiłam skierować się w stronę Bełchatowa. Po dwóch godzinach weszłam do mieszkania. Wszystko było tak jak zostawiłyśmy. Nosz kurde! Nie sądziłam, że będzie mi się TAK cholernie nudzić po ich wyjeździe! Ogarnęłam walizkę i po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka…


[Ola]

Dwa "weselne" dni, mimo wszystko pozwoliły mi wypocząć. Naprawdę, nigdy nie sądziłam, że będę tak wykończona pracą w reprezentacji. Byłam niemalże stuprocentowo pewna, że po powrocie na zgrupowanie w Spale czeka mnie kazanie doktora Sokala lub samego Antigi - dwa dni przed "urlopem" dwukrotnie zasłabłam. Wiedziałam, że wystarczy, że zacznę zażywać większą dawkę żelaza - od dobrych dziesięciu lat mam problemy z nawracającą anemią. Ale nie! Oczywiście oni muszą wszystko sprawdzić - w efekcie zostałam pokłuta przez Sokala, który uparł się, że musi zbadać moją krew.

Gdy tylko Alex wyleciał do Belgradu, prosto z łódzkiego lotniska skierowałam się do Spały. Na miejscu powitał mnie piękny widok - chłopcy biegali wokół ośrodka z wywalonymi na twarz językami. Przyzwyczaiłam się do uroku takich obrazków - im ciężej trenowali, tym lepiej. Prawie niezauważona wtargnęłam do budynku i odebrałam na recepcji kluczyk od swojego pokoju. Czerwony brelok z napisem "214" wywołał nieznaczny uśmiech na mojej twarzy, z tym pomieszczeniem wiązało się już wiele wspomnień.

Postawiłam torbę na komodzie, wyjęłam z szafy moje reprezentacyjne dresy, w które szybko się przebrałam i ruszyłam w stronę "staffowego" gabinetu. Przywitałam ze wszystkimi obecnymi - brakowało tylko Wojtka, Pawła i Tomka, którzy jak się dowiedziałam pilnowali joggingu. Zgarnęłam do ręki butelkę wody i przysiadłam się do męskiego grona, zgarniając teczkę ze statystykami z ostatnich dwóch dni. Usłyszałam chrząknięcie i wtedy rozpoczęło się kazanie.

- Czy ty dziewczyno w ogóle o siebie dbasz? - zapytał Sokal. - Wiesz jakie masz tragiczne wyniki?! Przy tak niskim poziomie żelaza i hemoglobiny dziwię się, że normalnie funkcjonujesz bez konieczności natychmiastowej transfuzji! - kontynuował swój wywód doktor. Wyłączyłam się na chwilę bo nie mogłam tego słuchać.

- Jaki mam poziom żelaza? - przerwałam mu po chwili.

Sokal spojrzał na mnie wilkiem i podał mi jakąś kartkę. Przejrzałam ją szybko. Tragedii nie było, niejednokrotnie było ze mną gorzej, ale stąpałam już po kruchej granicy.

- Doktorze, spokojnie. Nie jest źle, naprawdę, znam swój organizm. Wielokrotnie miałam o wiele gorsze wyniki, a teraz wystarczy, że zwiększę ilość przyjmowanego żelaza i będzie dobrze.

- Z takim podejściem wykończysz się na własne życzenie dziewczyno - powiedział wyraźnie przygnębiony Sokal i wyszedł z pomieszczenia, a między nami zapanowała dziwnie ciążąca mi na sercu cisza.

Obiecałam sobie kiedyś, że bez względu na wszystko będę się starała normalnie żyć... Miałam ciężkie dzieciństwo, wada serca, choroba Hashimoto, nieustanna anemia sprawiły, że niejednokrotnie leżałam w różnych szpitalach. Z jednej strony wiedziałam, że nie powinnam się męczyć, że powinnam dużo więcej spać, że powinnam bardziej dbać o zdrowie, ale nie potrafiłam... Chciałam czerpać z życia pełnymi garściami, a nie dmuchać i chuchać na siebie...

Wiedziałam, że to zapewne źle się dla mnie skończy, wiedziałam co mi grozi, gdyż dodatkowo byłam obciążona genetycznie chorobami nowotworowymi... Dwukrotnie byłam diagnozowana z podejrzeniem białaczki i raz z powodu guza tarczycy - to były najgorsze chwile w moim nastoletnim życiu...

Coraz gorsze myśli zaczęły krążyć w mojej głowie. Gdy poczułam, że pierwsze łzy napływają mi do oczu, złapałam dokumenty i wyszłam do swojego pokoju. Zakluczyłam drzwi i bezradnie usiadłam na łóżku, ocierając dwie mokre strużki z twarzy. Wiedziałam, że nikomu o tym nie powiem, bo nikt nie potrafił mnie zrozumieć. Byłam całkowicie świadoma tego, że mogę umrzeć - w końcu prędzej czy później każdego z nas to spotka. Nie bałam się, w końcu to "choroba, która dotyka 100% ludzkości".

Było to dziwne podejście, zadziwiłam tym nawet moją psycholożkę. Ale gdybyście w wieku dwunastu lat usłyszeli podczas "zwykłej" wizyty u lekarza, że macie guzy, które wyglądają na ostre zmiany nowotworowe i prawdopodobnie czeka was operacja, to będąc ponad dwa razy starszym chyba liczylibyście się już poważnie z takim ryzykiem, prawda?


"Bać się śmierci, o szlachetni, jest tym samym co mieć się za mądrego nim nie będąc; gdyż jest to mniemać, że się wie to, czego się nie wie. Nikt nie wie, czy śmierć nie okaże się największym błogosławieństwem dla ludzkiej istoty, a jednak ludzie boją się jej, jak gdyby posiadali niezbitą pewność, że jest największym z nieszczęść." - dawno temu natchnęłam się przypadkiem na taki cytat Sokratesa i mocno w niego wierzyłam.


Zakończyłam te smutne rozważania i wzięłam się do pracy. Przejrzałam zaległe statystyki, opracowałam plany o które prosił mnie mailowo Antiga, wysłałam je do wszystkich i stawiłam się na wieczornym treningu. Tym razem wyjątkowo nie miałam żadnego zapału do rozmów i żartów z chłopakami...


[Kamila]

Wstałam zanim budzik raczył zadzwonić. Wstawiłam wodę na kawę. Ubrałam się w czarne, przetarte rurki, biało czarną koszulę w pionowe pasy i białe converse. Zrobiłam lekki makijaż, włosy związałam w niedbałego kucyka. Woda jeszcze nie była gotowa, a budzik również nie rozpoczął swych śpiewów. Spojrzałam na zegar. No tak… Do pierwszych taktów, irytujących każdego ranka dźwięków, został kwadrans…

Nie mając co ze sobą zrobić, wcześniej wyszłam do pracy. Na miejscu nie spotkałam nikogo oprócz zabieganego prezesa. Ze spotkania na spotkanie… Zabrałam ze sobą potrzebne dokumenty i zaszyłam się w swoim gabinecie

Z wiru pracy, wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Nie musiałam ich nawet otwierać, gdyż zza nich wyłoniła się sylwetka trenera. Zawołał mnie skinięciem głowy. Zaprowadził mnie na halę. Ku mojemu zdziwieniu, stało tam kilku rosłych mężczyzn. Podeszłam do nich i każdemu zostałam przedstawiona jako jedna z fizjoterapeutek.

- Miło mi was wszystkich poznać. Liczę na owocną współpracę – powiedziałam po angielsku, wiedząc, że mam do czynienia w większości z obcokrajowcami.

- Nawzajem. Jestem Nicolas Marechal, przyjmujący – odparł francuz i jak na gentelmana przystało, musnął ustami moją dłoń. Typowy, francuski gentelman.

- Aleksa Bdrjović, rozgrywający.

- Ferdinand Tille, libero.

- Wojciech Włodarczyk, przyjmujący.

Nakreśliłam im zasady współpracy ze mną. ONI nie wkurzają mnie, JA nie wkurzam ich. Proste i logiczne - tylko dla Andrzeja za trudne. Chłopaki mieli kilka dni wolnego, dlatego wpadli zapoznać się z nowym klubem. Zaraz potem od razu na zgrupowanie. Wróciłam do siebie…

Ten tydzień, dłużył mi się niemiłosiernie. Dziś w nocy mieli przylecieć kadrowicze. Niestety, nie chciało mi się stać w oknie do 3 nad ranem, więc gdy tylko poczułam znużenie położyłam się spać.

Smacznie śpiąc, przekręcałam się na drugi bok. Chciałam się wygodniej ułożyć. Gdy uniemożliwiła mi to pewna przeszkoda. Lekko uchyliłam powieki. Przede mną leżał niezidentyfikowany obiekt. Wciąż zaspana, w wyniku zaskoczenia, wykopałam go z łóżka piszcząc przy tym w niebo głosy. Dopiero chwile po tym incydencie, gdy Karol i Ola wpadli do mnie do pokoju i tarzali się ze śmiechu, zdałam sobie sprawę co jest grane. Spojrzałam na zwłoki, leżące pod łóżkiem.

- Andrzej… Żyjesz tam? – spytałam.

- Nie, kuźwa… Czekam na zbawienie – warknął, masując sobie obolałą głowę. – Dziewczyno… Tobie na mózg padło?

- Czyli nic ci nie jest – skwitowałam i wstałam z łóżka.

Przywitałam się z przyjaciółmi i zniknęłam w czeluściach łazienki. Pozbywszy się pidżamy, zmienionej na okrycie wierzchnie wpadłam do kuchni. Wyszukałam wzrokiem mojego chłopaka i jak gdyby nigdy nic, przeszłam obok niego.

- A ze mną to już się nie przywitasz? – zapytał z fochem.

- Witam cię. Dzień dobry – wyciągnęłam rękę na przywitanie.

- Jestem na nie, dziękujemy pani. Wylatujesz z Mam Talent.

Wstał z wcześniej zajmowanego miejsca i również podał mi rękę. Jak gdyby nigdy nic, jednym ruchem podciął mi nogi, że gdyby nie to, że mnie trzymał to wyrżnęłabym pięknego orła. Spojrzałam na niego wzrokiem, którego nawet bazyliszek by się nie powstydził i przepełniona morderczymi myślami, rzekłam:

- Zrobiłeś to specjalnie!

- No coś ty! Nie śmiałbym! Przecież jestem taaaki milutki! – odparł z cwanym uśmieszkiem.

Postawił mnie do pionu, ale nadal nie puścił. Korzystając z chwili mojej nieuwagi, przyciągnął mnie do siebie. Wplatał rękę w moje włosy i pocałował. Uwielbiam kiedy robił to z zaskoczenia.

- Karol, proszę o pozwolenie na popełnienie samobójstwa.

- Masz moje błogosławieństwo – odparł zainteresowany.

- Mała… Musimy się zbierać – powiedział ze smutkiem Andrew.

- Wiem… Przyszliście tylko na chwilę… Pocieszam się tylko tym, że będziecie w Bełku…

___________________________________
JEDZIEMY DO RIO!!!!! KTO SIĘ CIESZY??? 
GŁUPIE PYTANIE... WSZYSCY!!!!!!
No i jak wam się podoba ten o to rozdział?
Dzisiaj jesteśmy te ZUE i żerujemy na komentarze ♥
Hachiko&Iadala

8 komentarzy:

  1. Wszystko fajnie, ale uważam, że powinnyście umieszczać tu więcej dialogów. Załatwiacie jakieś wydarzenia w bardzo krótkim czasie, bo tylko opisujecie co się działo - przykład wesele. Czasami fajne taki przyspieszenie, ale stosujecie to coraz częściej i jest mało dialogów (brakowało mi takich na weselu, np. między Alkiem i gośćmi), a jeśli już jakieś dajecie to jest to przekomarzanie się Kamili i Andrzeja (co już się robi trochę nudne... w końcu są razem, czy oni potrafią normalnie rozmawiać?) Bo ja tak dalej pójdzie to całe MŚ opiszecie w 5 linijkach, np. "Wygraliśmy ten mecz, potem był trening, kolejny wygrany mecz. Finał z Brazylią, wygraliśmy. Później świętowaliśmy." (wiem, że przesadziłam, ale czasem po porostu tak to się czyta...chcę żebyście wiedziały o co mi chodzi)
    I tak uwielbiam to opowiadanie, pomysł świetny, ale tak się zastanawiam, nie straciłyście trochę weny?
    Pozdrawiam
    PS. W czwartek chyba wszyscy tańczyli sambę hahaha, Rio naszeeee!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie świetne!!! Czekam z niecierpliwoscią na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też uważam, że mogłoby być więcej dialogów :) I Andrzej z Kamila mogliby być poważniejsi XD Ale blog i tak jest jednym z najlepszych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie nowy ? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój Boże!! To jest wspaniałe, cudowne, fenomenalne!! Kocham Was!! Świetna, szybka akcja, wciągająca fabuła, wspaniali, oryginalni bohaterowie, z którymi można się utożsamić-Alek, Kamila i Karol-najlepsi! Humor i ironia, które porównałabym do tych z książek Cassandry Clare-BRAWO!! To jest najlepsze fanfiction siatkarskie jakie kiedykolwiek czytałam (aż wstyd mi za swoje hahah :D)! Uczy naprawdę pięknych wartości, a jednocześnie dostarcza nam wiele ciekawych informacji ze świata siatkówki-bardzo podoba mi się z jaką dokładnością opisujecie mecze, treningi i rozgrywki!! Kawał dobrej roboty! Oby tak dalej! Dla tego ff zarywałam noce, lekcje angielskiego, historii, biologii i wos-u. Zakochałam się w nim i tydzień po jego skończeniu wciąż żyłam życiem bohaterów! Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały!! Dziękuję <3 i Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam pytanie czy bedziecie kontynułować tą historie ? Czekam na nowy rozdział. Dajcie jakiś znak :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No przeczytałam jak tylko wrzuciłyście, już prawie miesiąc, a tu nic... Czekam co dalej bo jestem ciekawa i doczekać się nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest 01:40, nie mogę odejść do krainy Morfeusza, więc postanowiłam nadrobić zaległości. Oczy mi się kleją i niezbyt ogarniam, więc przepraszam za wszystko, co tu napiszę xD
    Po pierwsze: coraz bardziej lubię Kamilę i Andrzeja. Jak się tak nad tym zastanowię, nie wiem, jak dwie tak władcze i dominujące osoby mogły stworzyć związek. Mimo wszystko podobają mi się jako para. Urzekła mnie scena, kiedy Kamila wyobrażała sobie zazdrość hotek. W ogóle lubię, gdy ich wyśmiewanie pojawia się w opowiadaniach (spoiler: hotki już wkrótce u mnie xD).
    Dwa: Alex i Ola, awww <3 czy muszę pisać więcej? Kocham ich relację, uwielbiam ich delikatność itd. Myślałam, że przyszłą parą młodą zostaną Andrzej i Ola LUB Alex i Kamila. Ale nie, jednak postawiłyście na przyszłych Atanasijeviców (: Swoją drogą, dawno nie byłam na żadnym weselu. I chyba nieprędko na jakimś będę Oo Iadalo, musisz się szybko hajtnąć z Alkiem, bo to może być najbliższa okazja (albo mój ślub z moim mężem if you know what I mean).
    Mam nadzieję, że Oli nic się nie stanie i że lada dzień wszystko z jej zdrowiem wróci do normy.
    Następny rozdział ma być słodki, więc ja już nie mogę się doczekać. Czekam na romantyczne sceny <3 i oby to nie był romantyzm w szpitalu.
    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za jakość komentarza. Chyba mi gorzej, skoro postanowiłam go pisać na telefonie.
    Całuję :*
    zostan-z-nami
    uciekam-przed-miloscia

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)