piątek, 17 marca 2017

Rozdział 40 + Epilog

Rozdział 40


Na wstępie chciałybyśmy Was serdecznie przeprosić za tak długą nieobecność. Życie dało nam nieco w kość w ostatnim czasie i ciężko było nam znaleźć wolną chwilę na dopieszczenie tych ostatnich fragmentów naszej historii. 
Szkoła, zajęcia dodatkowe, praca... Ciężko to czasem pogodzić. 😉
Prosimy Was o wybaczenie i zapraszamy do lektury ostatniego rozdziału oraz epilogu.
Enjoy!


[Karol]

- Halo? Tak, tak, oczywiście, pani Agato, przyprowadzę go.

Byłem zdziwiony gdy odebrałem telefon od mamy Oli. Wszyscy byliśmy przygnębieni tą ciszą i niewiedzą. Olka zniknęła bez słowa, Piechocki wiedział dlaczego, ale nie chciał powiedzieć nam ani słowa. Podobnie pani Agata milczała przez cały ten czas, aż tu nagle dzwoni, że chce porozmawiać z Atanasijeviciem. Dotychczas za każdym razem gdy do niej dzwoniłem spotykałem się z cichą odmową wyjaśnienia tej sytuacji, czy chcociażby próby spotkania.

Szybko zgarnąłem klucze do mieszkania, wsunąłem na stopy buty i przeszedłem do mieszkania Alexa. Zgarnąłem niechętnego do wyjścia kumpla i zaprowadziłem go pod kawiarnię w której byliśmy umówieni z mamą Oli. A właściwie do której obiecałem jej, że przyprowadzę Atanasijevicia. 

Gdy weszliśmy do ciepłego pomieszczenia, powiedziałem Alexowi, że czeka na nas mama Oli, przez co Serb wyraźnie się ożywił. Zapewne myślał, że staram się go przywrócić do życia i wyciągnąć na miasto. Teraz miał poczucie, że być może dowie się czegoś o Rudej.

Przywitaliśmy się z ciocią (tak, mama Oli była dla mnie niczym rodzina) i zostawiłem ich samych. W głębi duszy wiedziałem, czułem, że to co się wydarzyło musiało być czymś złym, bardzo, bardzo złym. Inaczej Olka nigdy by nas tak nie opuściła. Bałem się, cholernie się bałem, że po raz kolejny jest w szpitalu i znowu jest z nią coś nie tak. Widziałem, że ostatnio była niemrawa, ale zrzuciłem to na karb zmęczenia Mistrzostwami i całym sezonem reprezentacyjnym. Nie wiedziałem wtedy jeszcze jak bardzo się myliłem...


[Alex]

Przywitałem się z mamą Oli i uważnie jej się przyjrzałem. Były na wskroś różne. Ola była wysoka, ruda i miała zielonobrązowe oczy. Jej mama była o głowę niższa, miała ciemne oczy i granatowe tęczówki, które były utkwione we mnie. Nie tak miało przebiec nasze pierwsze spotkanie. Miałem ją poznać dopiero w święta, mieliśmy spędzić czas razem z Olą, ciesząc się, planując wesele...

- Wiem, że się nie znamy, ale córka dużo mi o tobie opowiadała... 

- Nawet pani nie wie, jak bardzo żałuję, że poznajemy się w takich okolicznościach - odpowiedziałem szczerze i usiadłem na wprost niej. 

- Naprawdę nie wiem jak ona mogła być taka głupia i cię zostawić, bez słowa wyjaśnienia... Jest niesamowicie mądrą kobietą, ale jak przychodzi co do czego, to zachowuje się jakby tego swojego słynnego rozumu w ogóle nie posiadała - zaśmiała się sucho, niemalże histerycznie. - Alex, mogę się tak do ciebie zwracać? - Skinąłem głową w odpowiedzi. - Alex, wiem, że nie powinnam cię o to prosić, ale jeśli jeszcze ją kochasz, to musisz mi pomóc...

- Niech mi pani wyjaśni więc co się stało - poprosiłem, a mama Oli rozpoczęła swoją historię.

Słuchałem całej opowieści i nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. Nie pojmowałem sposobu jej myślenia. Jak ona mogła mnie zostawić, odrzucić z takiego powodu? Odprowadziłem panią Agatę do swojego mieszkania i wsiadłem do samochodu. Na całe szczęście nie miałem już dzisiaj żadnego treningu, a nawet gdybym miał i tak nie byłoby tam ze mnie żadnego pożytku.

Dwie godziny póżniej zaparkowałem pod wskazanym mi adresem. Wielki budynek instytutu nieco mnie przygnębił. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że boję się tego, co mogę tam ujrzeć. Ale byłem tu dla niej. Głęboki oddech uspokoił mnie na tyle, że dałem radę wejść do budynku. Znalazłem schody i szybkim krokiem wszedłem na drugie piętro. Zapytałem się napotkanego lekarza o drogę i od razu skierował mnie do odpowiedniej sali.

Małe pomieszczenie ze sterylnie białymi ścianami natychmiast mnie przyćmiło. Współczułem Oli, że spędziła tu prawie cały miesiąc. Mała szafeczka, stolik i dwa krzesła obok wielkiego łóżka dopełniały cały wystrój. Na łóżku leżała ona - skulona w kłębek, z kroplówką wkłutą w nadgarstek. Spała niemalże nie poruszając się. Łzy zapiekły mnie pod powiekami - wyglądała jak cień siebie. Schudła, bardziej przypominała anorektyczkę, niż szczupłą osobę, a wielkie sińce pod oczami dopełniały obrazu jej bladej twarzy.

Przez moją głowę przeleciało milion myśli i milion skrajnych uczuć. To wszystko odżyło, cała złość na nią i bezsilność. Po chwili już nawet nie pamiętałem tego, że mnie zostawiła. Kochałem ją, a taki widok po prostu rozdzierał mi serce. Przysunąłem jedno z krzeseł pod łóżko i usiadłem na nim. Nie mogłem się powstrzymać i delikatnie pogładziłem jej policzek, niechcący sprawiając, że zaczęła się budzić. Gdy otworzyła powieki widziałem w jej wielkich oczach szok i niedowierzanie.

- Co ty tu robisz? - zapytała cicho słabym głosem.

- Twoja mama u mnie była. Powiedz mi, co ty sobie myślałaś? - odpowiedziałem cicho, ale stanowczo.

Dziewczyna próbowała się podnieść, ale nie dawała rady, więc złapałem ją za ramiona i wygodnie posadziłem.

- Dziękuję - wyszeptała po chwili. - Alex, to nie jest już twoja sprawa... - zaczęła unikając mojego wzroku. - Moja choroba nie powinna cię nic obchodzić. Zakończyliśmy nasz związek...

- Zakończyliśmy? A czy ty dałaś mi jakikolwiek wybór? - wybuchnąłem. - Jak mogłaś być taką egoistką? Wiesz co ja sobie myślałem przez ten miesiąc? Zastanawiałem się co zrobiłem źle! Obwiniałem się o wszystko! Nie mogłem normalnie funkcjonować, bo martwiłem się o ciebie! I miałem rację... Jak mogłaś mnie odrzucić w takiej sytuacji? Przecież nigdy bym cię nie zostawił...

- Nic nie rozumiesz... Gdybym nie odeszła, ty pewnie opiekowałbyś się mną i zaniedbałbyś siatkówkę. A nie możesz tego zrobić. Mam pięćdziesiąt procent szans, rozumiesz? Jeśli przeszczep się nie uda, to będzie koniec, więc po co miałbyś tracić na mnie czas?

- Ola, to ty nic nie rozumiesz - powiedziałem kucając na wprost niej. Złapałem dłonią jej podbródek, tak, żeby nawiązać z nią kontakt wzrokowy. - Ja chcę być z tobą mimo wszystko. Oświadczając ci się, zadeklarowałem chęć bycia z tobą na zawsze - w zdrowiu i w chorobie, bo jesteś dla mnie najważniejsza. I nie mogę zrozumieć, co w twojej głowie się działo, że podjęłaś takie decyzje. Jesteś chora, ale przejdziemy przez to razem, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi, proszę... - Zbliżyłem się do niej jeszcze bliżej. - Kocham cię, Słońce... Wiem, że ty też mnie kochasz... - wyszeptałem i obawiając się jej reakcji, delikatnie musnąłem jej usta swoimi - raz, drugi, trzeci - aż wreszcie poczułem, że odwzajemniła pocałunek.

Usiadłem na łóżku i zgarnąłem dziewczynę na swojego kolana. Wyraźnie czułem, że schudła, bardzo schudła. Obejmując ją czułem wszystkie jej żebra. Ola wtuliła się w moje ramiona i po prostu zaczęła płakać, co jakiś czas szepcąc ciche "przepraszam"...

[Ola]

Wiedziałam, że tak to się skończy, wiedziałam, że mama wreszcie się złamie i o wszystkim mu powie... Ale jego widok obok mojego łóżka i tak był wielkim szokiem. Jak zwykle był opiekuńczy, pomógł mi usiąść, gdy tylko się zachwiałam i mimo moich próśb walczył. Starałam się z całych sił go odrzucić... Chciałam, próbowałam być silna, ale gdy kucnął obok mnie i popatrzył mi prosto w oczy, nie mogłam tego znieść...

- Kocham cię, Słońce... Wiem, że ty też mnie kochasz... - wyszeptał i zbliżył się do mnie.

Przymknęłam oczy nie mogąc wytrzymać jego smutnego, błagającego spojrzenia. To był błąd - poczułam jego usta na swoich. Delikatne, czułe muśnięcia. Wstrzymałam oddech. Nie mogłam się oprzeć i po chwili odwzajemniłam ten pocałunek, czując jak łzy napływają mi do oczu. Zepsułam wszystko. Byłam od niego uzależniona i nie potrafiłam mu odmówić. Poczułam, że chłopak wciąga mnie na swoje kolana i siada na łóżku. Wtuliłam się w niego i zaczęłam cicho szlochać. Musiałam dać upust emocjom.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam... - wyszeptałam w jego tors, mając nadzieję, że mnie usłyszy.

- Jesteś dla mnie najważniejsza, rozumiesz? Wyjdziemy z tego razem i będzie dobrze. Znowu będzie dobrze...

Czułam taką pewność w jego słowach, że niemalże w to uwierzyłam. Pomału zsunęłam się z jego kolan i usadowiłam się na łóżku. Czułam się podle, bo zrozumiałam jak bardzo go zraniłam, a on tak po prostu mi wybaczył... Rozmawialiśmy chwilę na błahe tematy, aż poczułam, że kręci mi się w głowie, musiałam się położyć. Alex przeraził się nieco, gdy zachwiałam się i prawie spadłam z łóżka, więc po raz kolejny sam mnie wygodnie umiejscowił.

Przesunęłam się maksymalnie na bok i poprosiłam go, żeby dołączył. Siatkarz szybko zrzucił z nóg buty i położył się tak, żebym mogła się w niego wtulić. Wciągnęłam w płuca zapach jego perfum i uśmiechnęłam się. Tak bardzo mi tego brakowało...

- Widzę, że wszystko jest już dobrze... - usłyszałam nagle Roberta, który z uwagi na obecność chłopaka mówił po angielsku. Nawet nie wiedziałem kiedy wszedł do sali. Alex się zmieszał i chciał zejść z łóżka. - Niech Pan zostanie, cieszę się, że nareszcie ktoś tu Pana sprowadził.

- Alex, to jest Robert, mój lekarz i mój przyjaciel. Robert, to właśnie Alex - przedstawiłam sobie obu panów.

- Mówiłem ci, że to był błąd, że go odtrąciłaś - skierował się do mnie onkolog. - Alex, jeśli mogę się do ciebie tak zwracać - mój chłopak kiwnął głową - mam nadzieję, że jakoś ją wesprzesz. Widzisz jak wygląda - niknie w oczach, nie chce nic jeść, więc może przemówisz jej do rozsądku. Będę ogromnie wdzięczny. Jakbyś miał jakieś pytania, śmiało przychodź lub dzwoń - Robert skończył swój monolog, wręczył atakującemu wizytówkę i wyszedł z sali.

Przeleżeliśmy razem całe popołudnie, a wieczorem musiałam siłą wyrzucać atakującego do domu. Czekała go jeszcze droga do Bełchatowa.

- Alex... Nie wiem jak ci dziękować... - Nie mogłam dokończyć, zostałam uciszona pocałunkiem.

- Ty nie masz mi za co dziękować...

- Mam. Za wybaczenie... Obiecaj mi jedno. Obiecaj mi, że nigdy nie zaniedbasz siatkówki. O to mi chodziło, gdy się odsunęłam, rozumiesz? Nie mogę ci tego odebrać. Nie przyjeżdżaj do mnie codziennie, skup się na treningach, na meczach, dawaj z siebie wszystko i graj tak jak kiedyś.

Niechętnie, ale po długiej rozmowie się zgodził.

[Kamila]

O wszystkim dowiedzieliśmy się od mamy Oli, która chciała porozmawiać z serbskim atakującym. Niestety bądź też stety jestem upartym człowiekiem i mimo usilnych starań Karola, nie odeszłam od pobliskiego stolika, chcąc wiedzieć co się dzieje. Usłyszeliśmy więc całą historię i wprost nie mogliśmy uwierzyć, że nasza Wiewiórka wpadła na tak absurdalny pomysł. Była we wczesnym stadium białaczki szpikowej i bojąc się, że przez nią zaniedbamy swoje obowiązki, postanowiła się od nas odciąć. Alex wyszedł z panią Abramowicz, a ja starałam się przekonać Szybkiego byśmy pojechali do stolicy do przyjaciółki.

- Kama, nie! Najpierw niech pojedzie tam Alex. To jemu nalezą się największe wyjaśnienia… My pojedziemy za niedługo…

Kłos zignorował moje dalsze protesty i bez skrupułów wyciągnął mnie siłą z kawiarni. Odstawił mnie do mieszkania, każąc mi się uspokoić, bo byłam gotowa zaraz zapakować się do auta i ruszyć za Serbem. Szybki sam udał się do swojego, by móc to wszystko jeszcze raz na wszystko przemyśleć.

Oj Rudzielcu, dlaczego podjęłaś taką, a nie inną decyzję?


[Ola]

W ślad za Alkiem parę innych osób dowiedziało się o chorobie. Następnego dnia, gdy tylko się obudziłam ujrzałam obok siebie Karola i Kamilę. Oboje zrobili mi wykład o tym, że rodziny się tak nie traktuje, ale bardzo mnie wsparli i podnieśli na duchu. Każdego dnia odwiedzał mnie ktoś inny - Srećko, Mariusz z Pauliną, Michał, Andrzej, cała drużyna, a nawet nasz sztab. Prawie padłam na zawał gdy zobaczyłam wchodzących do sali Falascę i prezesa Piechockiego. Nie wiedziałam jak się zachować, ale obydwoje rozmawiali ze mną na luzie, żartując i opowiadając anegdotki.

- Czekamy na ciebie. Wygrywasz z chorobą i wracasz do Ula - powiedział na koniec Konrad. Miałam łzy w oczach. - Jesteś częścią drużyny i potrzebujemy cię. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała dzwoń, rozumiesz? Zawsze możesz na nas liczyć.

- Dziękuję wam - wyrzuciłam z siebie wzruszona i przytuliłam obu mężczyzn.

Największym szokiem były dla mnie jednak odwiedziny trenera Antigi. Nawet nie byłam pewna skąd wie o mojej chorobie.

- Teraz przeszczep, prawda? - Przytaknęłam. - Pamiętaj będzie dobrze! A w maju wracasz do Spały, rozumiemy się? Nie widzę innej opcji. Nie chcę nikogo innego, ufam ci i wierzę, że wyzdrowiejesz. Jesteś silna, tylko musisz zadbać o siebie.

- Sokal miał rację... "Wykończyłam się"...

- Wiesz, że nie miał tego na myśli. Jak przyjedziesz na zgrupowanie będzie na ciebie dmuchał i chuchał - zaśmiał się Francuz.

Również się uśmiechnęłam - teraz zrozumiałam co straciłam. Gdybym nie odtrąciła tych wszystkich ludzi, byliby ze mną cały czas. Byłam im niesamowicie wdzięczna. Moja rodzina nadal odwiedzała mnie codziennie, Alex przyjeżdżał co drugi, trzeci dzień, jeśli grał mecz. Dzwonił do mnie co wieczór i pisał. Byliśmy w stałym kontakcie. Znowu zachował się jak dojrzały facet. Czułam dzięki temu jak mocno mnie kocha - skoro zdecydował się walczyć razem ze mną, musiał coś czuć. Inaczej by tak o mnie nie dbał. 


[Kamila]

Do Oli zawitałam kilka dni po tym incydencie. Ze łzami w oczach rugałam ją jak mogła mi nie powiedzieć o czymś tak ważnym! Zmęczona ciągłym płaczem, zamartwianiem się o nią, usiadłam na pobliskim krześle. Położyłam głowę na jej pościeli i ponownie zaczęłam cicho łkać. Ta jedynie zaczęła gładzić mnie po włosach i szeptała ciche przeprosiny przeplatane pocieszającymi słowami. Tylko co tu było do pocieszenia? Mogłam ją stracić! Dopiero w tej sytuacji dotarło do mnie, że byłam najgorsza przyjaciółką. Ola była dla mnie zawsze. A ja? Nigdy. Ta myśl bardziej mnie dobiła. Byłam pieprzoną egoistką i teraz musiałam za to zapłacić.

Dołączyłam do akcji chłopaków #żółtoczarnakrewdlaoli, namawiając innych ludzi do oddawania krwi. Nawet nie sądziłam, że tak dużo osób będzie chętnych. No ale co się dziwić, skoro do mediów wyciekło zdjęcie Oli i Alexa w szpitalu jak i sama wieść o chorobie dziewczyny. Jednak oni się tym nie przejmowali. Żyli miłością do siebie.

W dniu przeszczepu, nerwami dorównywałam Alexowi i Karolowi. Cała nasza trójka krążyła to w jedna to w drugą stronę po korytarzu albo na przemian udając się do bufetu po kawę dla pozostałych. Na nic były próby Andrzeja, który siłą sadzał mnie u siebie na kolanach, albo na pobliskim krześle. W końcu dał sobie spokój i dołączył do naszego „klubu włóczykijów”. 

Gdy było już po wszystkim nadal musieliśmy czekać. Ola obudziła się dopiero kilka godzin później. Była zamknięta w izolatce i nie mieliśmy do niej żadnego prawa wstępu. Zaraz po jej przebudzeniu, wybrałam numer jej komórki. Pozwalali tylko na takie rozmowy. Odebrała. Widząc ją, uśmiechającą się, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Momentalnie mój obraz przysłoniły łzy, a ja sama nie mogłam nic z siebie wydusić.

- Tak się cieszę – wyszeptałam cicho. Adrenalina opuściła mój organizm i cała się chwiejąc osunęłam się na podłogę. Zalałam się łzami. Tak bardzo się o nią bałam! Mój telefon przejął Kłos. Zaczął się ze mnie nabijać. Odpuściłam mu tym razem, ponieważ nie mogłam nawet ustać na nogach. Andrzej kucnął przede mną i bez zastanowienia przytulił.


[Ola]

Na każdym kroku spotykałam się z życzliwością ludzi. Gdy zaczęłam potrzebować codziennej transfuzji cała kadra Skry pojawiła się w szpitalu i oddała krew. Ba! Alex z Karolem zapoczątkowali akcję krwiodastwa. Co prawda byłam zła, że moja choroba ujrzała światło dzienne, połowa internetu rozpisywała się na ten temat, a szpitalne zdjęcie Alka i mnie z podpiętą kroplówką obiegło portale społecznościowe. Wszystko zaczęło się od tego, że oboje wstawili na swoje profile na Instagramie i Facebooku prośby o oddawanie krwi.

Informacja poszła dalej, Włodarczyk, Piechu, Wrona i Marechal zrobili widowiskowe selfie podczas oddawania krwi i rozpowszechnili akcję, która zrobiła furorę. #żółtoczarnakrewdlaOli - z takim hashtagiem pojawiały się setki zdjęć na Instagramie, Facebooku, czy Twitterze. Byłam niesamowicie wdzięczna tym wszystkim ludziom - pomagali nie tylko mnie, ale również innym. Mimo wielkiego szumu wokół mnie cieszyłam się, że może chociaż odrobinę przyczyniłam się do uratowania innych osób. Gdy tylko czułam się na siłach, brałam w dłonie tablet i komentowałam wszystkie te zdjęcia, bardzo dziękując wszystkim za pomoc.

Pomimo tego, że nie byłam znaną osobą, sam udział siatkarzy wystarczył - cała siatkarska Polska włączyła się w akcję, niczym przy niedawnej chorobie Grześka Boćka. Czułam się ogromnie wzruszona, gdy widziałam taki odzew ze strony kibiców i innych siatkarzy. Igła nagrał filmik zachęcający do dzielenia się krwią i dołączenia do akcji. Zaangażował całą drużynę. To było piękne, że w takich chwilach dwa najbardziej wrogie sobie kluby, starały pomóc sobie wzajemnie.

Codziennie dostawałam liczne maile i komentarze na portalach społecznościowych  od nieznajomych osób zachęcające do walki. Znajomi dzwonili do mnie z miłymi słowami. Byłam niejednokrotnie zmęczona tym szumem, ale czułam się wspaniale. Jakbym unosiła się nad ziemią. Gdy nadszedł dzień przeszczepu jednocześnie bałam się i byłam szczęśliwa - jeśli wszystko poszłoby dobrze byłabym zdrowa. Mogłabym wrócić do życia. Wyjść ze szpitala, wrócić do Bełchatowa... "Jeśli się uda"... Skarciłam się w myślach - musi się udać, będzie dobrze.

Przez ostatni tydzień byłam trzymana w izolatce, jednak rodzina i tak przychodziła. Alex również. Nie mogłam go dotknąć, ale rozmawialiśmy przez telefon, siedząc po dwóch stronach szklanych drzwi. Chemia którą mi podano całkowicie zniszczyła mój układ odpornościowy - każdy kontakt z bakteriami mógł się skończyć dla mnie tragicznie. Przed tym jak pielęgniarki wwiozły mnie na salę operacyjną ujrzałam twarz Alka. Wyczytałam z ruchu jego warg "jestem z tobą". Na wpół świadoma po lekach uniosłam delikatnie kąciki warg w niemym uśmiechu. Ostre światło raziło moje oczy, a kilka osób krzątało się wokół mnie. Anestezjolog założył mi maskę, a ja powoli odpłynęłam w niebyt...


[Alex]

Stałem przed salą i w myślach modliłem się żeby wszystko się udało. Pierwszy raz w życiu spotkałem kogoś tak wyjątkowego, a los znowu spłatał mi figla. Nie mogłem usiedzieć i krążyłem w kółko po korytarzu. Na ławce siedzieli przygnębieni rodzice Oli, zdenerwowany Karol, Kamila z Andrzejem i parę innych osób. Chwilę wcześniej odwiedziłem Kasię, siostrę Oli, która została dawcą szpiku. Na szczęście czuła się dobrze i po obserwacji mogła opuścić szpital.

Przeraźliwie bałem się że lekarze mogą popełnić jakiś błąd. Chciałem przenieść ją do najlepszej kliniki w Europie, jak to Ola - ale się nie zgodziła. Tak jak zawsze nie chciała żebym za nią płacił. Zapewniła mnie jednak że to najlepsze miejsce w Polsce i ma przy sobie najlepszych specjalistów. Godzinę później było już po wszystkim - teraz trzeba było czekać na to, czy szpik się przyjmie. Na to niestety nie mieliśmy żadnego wpływu...


[Ola]

Obudziłam się, to znaczyło, że było już po wszystkim. Co prawda, przeszczep w moim przypadku polegał tylko na przetoczeniu pobranych komórek, jednak lekarze zdecydowali, że ze względu na mój słaby stan ogólny uśpią mnie na parę godzin. Czułam się... Dobrze. Teraz czekały mnie kolejne dwa tygodnie w izolatce. Teoretycznie powinnam przez najbliższy rok pomału włączać się do życia, ale Robert stwierdził, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, za dwa, trzy miesiące wrócę do normalnego cyklu.

Codziennie rozmawiałam przez telefony z odwiedzającymi mnie ludźmi. Nie mogli wejść do mnie na salę, więc taki kontakt musiał wystarczyć. Przez pierwszy tydzień byłam nieustannie poddawana transfuzjom. Szpik nie pracował na pełnych obrotach. Teoretycznie taki stan rzeczy powinien się utrzymywać minimalnie dwa tygodnie, a nawet miesiąc, ale wszystkie badania wskazywały, że komórki się przyjęły i są zdolne do pracy. To rokowało bardzo dobrze. Zażywałam milion leków odpornościowych. Po tygodniu mogłam spotkać się z bliskimi.

Byłam autentycznie szczęśliwa - udało się. Odzyskałam apetyt, zaczęłam przybierać na wadze, a wyniki były fantastyczne. Miałyśmy z siostrą niemalże idealną zgodność komórkową. Gdy po miesiącu mogłam wyjść ze szpitala - rozpłakałam się ze szczęścia. Pożegnałam cały personel i razem z mamą i Alkiem opuściłam mury Instytutu.



[Kamila]

Po ponad miesiącu, Ruda w końcu odzyskała wolność. Czekałam na nią z podekscytowaniem w naszym mieszkaniu. Wciąż była słaba, więc nie mogłam sobie pozwolić na huczne powitanie. Usłyszałam szczęk kluczy przekręcanych w zamku. Jak torpeda wpadłam do przedpokoju. Ola otworzyła drzwi, a ja delikatnie ją przytuliłam, bojąc się, że ją uszkodzę…

Dzięki ciężkim namowa drużyny, sztabu, rodziców Oli i moją, Robert pozwolił naszej przyjaciółce udać się na klubową wigilię. Karol z Wojtkiem przygotowali wielki transparent. Ogółem zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by być z nią i ją wspierać…


[Ola]

Na początku nie mogłam wychodzić z domu, jedyne wizyty na świeżym powietrzu to krótkie seanse siedzenia na balkonie. Po tygodniu dostałam pozwolenie na piętnastominutowy spacer. Następnego dnia wymusiłam na Alku pół godziny. Trzeciego spędziłam godzinę na wolnym spacerowaniu po mieście. I tak codziennie przez tydzień wydłużałam czas. Codziennie pobierałam sobie krew, a któryś ze znajomych zawoził ją do szpitala na badania. Wyniki były dobre, a nawet bardzo dobre.

Pierwszy raz miałam znaleźć się w otoczeniu większego tłumu - mogłam wejść do galerii. I znowu pierwszego dnia - zaledwie dziesięć minut, kolejnego trzydzieści, a ostatniego Alex zabrał mnie do kina. Moje wyniki nadal były znakomite. Wyszystko szło znakomicie. Robert czuwał nad wynikami i gdyby nie on, jeszcze trzy miesiące siedziałabym zamknięta w domu, bez możliwości wyjścia gdziekolwiek. Byłam prowadzona nietypowym sposobem leczenia, ale jak widać skutki były bardzo dobre.

Moim marzeniem był powrót do pracy. Był grudzień, zaraz miały nadejść święta, a ja pragnęłam, aby w lutym zameldować się w Energii. Nadal dwa razy w tygodniu jeździłam na transfuzje, ale już niedługo miałam je ograniczyć do jednej tygodniowo, a następnie miesięcznie. Boże Narodzenie miałam spędzić tutaj w Bełchatowie. Rodzice Alka i moi mieli przyjechać do nas. Nie mogłam się doczekać. Poprosiłam Kłosa o zrobienie zakupów, ponieważ Alex nie chciał mi ich zrobić, żebym się nie męczyła, i zaczęłam piec ciasta. Pierniki, orzechowce, roladę, murzynka, pierniczki, babeczki i milion innych. Zrobiłam tego tyle, że wystarczyłoby dla całej armii.

Nic się nie zmarnowało, ponieważ większość rozdałam przyjaciołom, którzy śmiali się, że otworzę cukiernię. Byłam szczęśliwa, gdy Robert pozwolił mi iść na klubową wigilię. W dalszym ciągu wyglądałam jak początkująca anorektyczka, wszystkie spodnie na mnie wisiały, więc postawiłam na prostą, czarną sukienkę z dłuższym tyłem, a na ramiona zarzuciłam jasny, wełniany sweterek zakrywający wychudzone ręce. Tak przynajmniej mogłam się pokazać ludziom. Wiedziałam, że pewnie będę zmuszona zdjąć nakrycie, ponieważ zawsze było mi gorąco, i reszta i tak zauważy, że wciąż nie doszłam do siebie.

Alex wystroił się w klubowy garnitur i pojechaliśmy. Uroczystość miała odbyć się w jednym z luksusowych hoteli w Bełchatowie. Widząc liczbę samochodów na parkingu byłam pewna, że się spóźniliśmy. Nie spodziewałam się jednak tego, że wszyscy będę już na sali, po to, aby mnie przywitać. Widząc Karola i Wojtka z transparentem "Witamy w Ulu, siostro" popłakałam się. Wszyscy przywitali się ze mną gratulując mi wygranej walki. Skra to naprawdę jedna wielka rodzina. To było coś pięknego.

Zajęliśmy swoje miejsca, a głos zabrał prezes. Dziękował wszystkim za obecność, za dotychczasową pracę i złożył życzenia świąteczne. Po nim mikrofon przejął Mariusz, a następnie nasz dyrektor sportowy i paru innych gości, m.in. sponsorów. Nadszedł czas dzielenia się opłatkiem. Bałam się, że nie zdołam do wszystkich dotrzeć, jednak wszyscy znajdowali mnie. To nadal było bardzo miłe. Byłam autentycznie wzruszona, podczas niektórych szczerych życzeń. Dzięki chorobie, dzięki tej całej sytuacji poznałam, że mam tu tyle prawdziwych przyjaciół...

Po długim czasie wszyscy zasiedliśmy przy stole i zaczęliśmy zajadać pyszną kolację. Mogłam porozmawiać z osobami z którymi miałam słaby kontakt w ostatnim czasie, pośmiać się i pożartować. Na koniec zaproszono wszystkich do tańca, w tle leciały wolne ballady. Alex złapał mnie za rękę i powoli poprowadził na parkiet. Przez dwie, może trzy piosenki wolno kołysaliśmy do rytmu. Później wylądowałam w ramionach Facundo.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już wszystko dobrze. Bałem się o ciebie... - wyszeptał.

- Jestem silna, Facu. Chciałam wyzdrowieć, teraz musi być już tylko lepiej...

Po krótkiej balladzie przejął mnie Nico, a następnie Wojtek i Kacper. Po tych paru tańcach byłam wykończona, więc wróciłam do stołu. 

- Zbieramy się? - zapytał Atanasijević.

Przytaknęłam ruchem głowy i zaczęliśmy się żegnać ze wszystkimi obecnymi. Gdy wróciłam do domu, dosłownie padłam na łóżko. Nie miałam siły się umyć, ani nawet ściągnąć sukienki. Chciałam tak zasnąć, ale Alex uparł się, że będzie mi niewygodnie. Przygotował kąpiel i zaniósł mnie na rękach do wanny, a po szybkiej kąpieli odstawił do łóżka. Parę minut później położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego i ku jego zaskoczeniu pocałowałam. Gdy oderwaliśmy się od siebie obydwoje mieliśmy przyśpieszone oddechy.

- Dziękuję za to, że jesteś - wyszeptałam i ponownie zainicjowałam pocałunek. 

Czułam, że wszystko się ułoży.



EPILOG

*dwa i pół roku później*


[Kamila]

Dopiero przedwczoraj odbyło się wesele Oli i Alexa. Uroczystość była wspaniała, a Państwo Młodzi wyglądali niesamowicie. Karol doznał zaszczytu zostania świadkiem, natomiast ja postanowiłam udzielić błogosławieństwa małżonkom. Teraz jednak nadchodził czas na zmianę mojego życia.

Zakończyłam swoja przygodę w barwach Skry z powodu korzystnej oferty pracy w województwie opolskim. Miałam być fizjoterapeutką w kędzierzyńskiej drużynie. Środkowy wyjeżdżał razem ze mną. Podpisał dwuletni kontrakt z tamtejszą drużyną. Mieliśmy wsparcie w postaci państwa Atanasijeviców, Karola, a nawet całego Ula. Zaakceptowali naszą decyzję i chęć rozwijania się. Oczywiście nie rzucaliśmy się od razu na głęboką wodę. W Kędzierzynie czekał na nas Zator wraz z narzeczoną Agnieszką. Paweł grał już tam kilka ładnych sezonów, więc wyciągał również do nas pomocną dłoń.

Gotowa do opuszczenia Bełchatowa, czekałam teraz na swojego chłopaka obok jego auta. Z nostalgią popatrzyłam na czarne BMW x6 i delikatnie musnęłam dłonią jego dach. Wkrótce dołączył do mnie Andrew.

- Od tego auta wszystko się zaczęło – powiedział tuż przy moim uchu, a następnie pocałował w policzek.

Uśmiechnęłam się smutno i odwróciłam w jego stronę.

- Będzie mi brakować Bełchatowa… I tych wszystkich wariatów – przytuliłam się do niego.

- No wiecie co…? Tak sobie nieskromnie czułości okazywać, kiedy dzieci na dworze się bawią – zażartował Winiarski.

Spojrzałam w jego stronę. Cały Ul przyszedł nas pożegnać. Prezes i trener również. Siatkarze z żonami, Ola trzymała za rękę stojącego w pobliżu Alexa, Karol z Olą i pociechy naszych pszczółek. Zebrało mi się na płacz. Żal mi ich było wszystkich opuszczać. Z rozmyślań wyrwało mnie chrząkanie Wrony. Odwróciłam się ponownie w jego stronę by spostrzec, że ten przede mną klęczy. Zdezorientowana spoglądałam to na zebranych to na Ptaszysko. Dziobaty wyciągnął z kieszeni małego, brązowego misia z pudełeczkiem w kształcie serca.

- Jesteśmy ze sobą tyle lat, a mam wrażenie jakbym spotkał cię dopiero wczoraj. Oboje mamy swoje za uszami, ale wiem jedno - nie potrafię bez ciebie żyć. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ze mną na zawsze jako moja żona i matka moich dzieci? – spytał z powagą i otworzył pudełko.

Moim oczom ukazał się śliczny srebrny pierścionek z niebieską cyrkonią, która pobłyskiwała w promieniach słońca.

- Tak! Tak! I jeszcze raz tak! – odparłam szczęśliwa, wpijając się zachłannie w jego usta.

Wszyscy zaczęli wiwatować, a Andrzej wstał z klęczek. Ponownie złożyłam pocałunek na jego ustach i ponownie pożegnaliśmy naszych przyjaciół. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy ku wspaniałej przyszłości spędzonej we dwoje na zawsze razem…



[Ola]

Choroba potrafi nauczyć człowieka bardzo wiele. Zmienia jego życie na zawsze. To wielki skarb, gdy chory ma przy sobie rodzinę, ukochaną osobę i przyjaciół - takie wsparcie jest po prostu bezcenne. Udało mi się całkowicie wyjść z białaczki. W ciągu dwóch lat nie miałam żadnego nawrotu, ale nadal co miesiąc się badałam. Byłam niemalże ewenementem - po przeszczepie bardzo szybko wróciłam do pełnej aktywności. Tak jak planowałam w lutym zaczęłam ponownie pracować, a w maju stawiłam się na zgrupowaniu reprezentacji. Byłam w pełni aktywna.

Alex cały czas przy mnie był, wspierał i okazywał troskę. Nigdy w życiu mu się za to nie odwdzięczę. No właśnie - Alex. Nie wiem, jak to możliwe, ale nadal kochaliśmy się tak samo. A nawet mocniej. Wciąż okazywaliśmy sobie bezgraniczne uczucie, które dzisiaj miało zostać podkreślone. Tak, dokładnie, dzisiaj miałam stać się panią Atanasijević - brzmi to kosmicznie, wiem.

Ślub miał się odbyć w małym dworku pod Warszawą. Była to dla nas wygodna lokalizacja - moi znajomi i rodzina mogli swobodnie dojechać, a rodzina Alka i jego przyjaciele mogli przylecieć do Warszawy.

Siedziałam w przestronnej łazience, a wynajęta wizażystka sprawnie nakładała na moją twarz delikatny makijaż. Beżowo-złote cienie i ciemna mascara wystarczająco podkreślały moje oczy. Włosy ułożone były w delikatne fale, spływające kaskadą, aż do mojej talii. Z pomocą siostry ubrałam suknię. Była piękna, dokładnie taka o jakiej zawsze marzyłam. Opięta niczym gorset na torsie z delikatnym marszczeniem, podkreślała wcięcie w talii i kształtne biodra, od których linii stawała się rozłożysta. Cały dół był złożony z pofalowanego tiulu. Jedyną biżuterią były lejące się kolczyki i pierścionek zaręczynowy.

Gdy spojrzałam w lustro oniemiałam. Czułam się niesamowicie piękna, chyba po raz pierwszy w życiu. To był wyjątkowy dzień. Przygotowana czekałam na Alexa, który miał pojawić się już za moment. Zgodnie z tradycją, aby mnie zobaczyć musiał mnie wykupić u moich rodziców. Nie widziałam co im dał, ale jakoś ich udobruchał. Stałam w salonie, czekając niecierpliwie na niego. Wyglądał fantastycznie w dopasowanym, czarnym garniturze. Widziałam, że oniemiał, zatrzymał się w progu i znieruchomiał z wrażenia. Podobałam mu się - ucieszyłam się i obdarzyłam go promiennym uśmiechem.

Bez słowa podszedł do mnie i uklękliśmy razem, czekając na błogosławieństwo rodziców. Wzruszyłam się przeogromnie słowami naszych bliskich. Mieliśmy wynajęty zabytkowy samochód, który przypominał karocę. Weszliśmy do środka razem z naszymi świadkami - moją młodszą siostrą, Kasią i naszym najlepszym przyjacielem Karolem. Szybko znaleźliśmy się pod zabytkowym kościółkiem. Czekałam aż wszyscy goście zasiądą na miejscach. Atanasijević czekał na mnie przy ołtarzu.

Gdy rozbrzmiał marsz Mendelsona, przede mną wyruszyły dwie pary naszych zaprzyjaźnionych dzieciaczków. Antoś Winiarski z Polą Kubiak i Zosia Grzyb z Arkiem Wlazłym. Każda parka niosła razem malutki koszyczek z płatkami kwiatów i pięknie sypała je przede mną. Chwyciłam mocniej bukiet kwiatów, który trzymałam w rękach i ruszyłam za nimi. Zdecydowałam, że pójdę do ołtarza samotnie. Na widok uśmiechniętego Alka, na mojej twarzy również pojawił się olbrzymi uśmiech.

Pomału dotarłam do mojego narzeczonego i chwyciliśmy się za dłonie. Zaprzyjaźniony ksiądz rozpoczął mszę świętą w języku angielskim. Prawie nic nie pamiętałam z całej uroczystości, oprócz przysięgi. Ten moment utkwił mi w głowie do końca życia. Miałam łzy w oczach...

- Ja, Aleksandar, biorę Ciebie Aleksandro za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

- Ja, Aleksandra, biorę Ciebie Aleksandarze za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Po chwili obok nas pojawił się Oliwier Winiarski z poduszeczką, na której ułożone były nasze obrączki. Kapłan pobłogosławił je i Alex założył mi krążek na palec.

- Aleksandro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

- Aleksandarze przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powtórzyłam wsuwając złoty pierścień na palec mojego męża.

- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Pan Młody może pocałować swoją żonę - zakończył mszę świętą ksiądz.

Odruchowo obróciliśmy się w swoją stronę. Alex pogładził mój policzek i wpił się w moje usta. Słyszeliśmy oklaski, ale nie przejmowaliśmy się nimi, delikatnie pieszcząc swoje wargi. Przeszliśmy do zakrystii, gdzie podpisaliśmy wraz z naszymi świadkami akty zawarcia małżeństwa, a gdy wszyscy goście opuścili świątynie, wraz z dźwiękami Marszu Mendelsona wyszliśmy razem na zewnątrz. Tłum obrzucał nas ryżem i grosikami, a my po raz kolejny pocałowaliśmy się.

Zgodnie z tradycją musieliśmy pozbierać wszystkie rozsypane grosze, a gdy tylko się to udało, każdy z gości po kolei składał nam gratulacje i obdarowywał prezentem. Fotograf wykonał nam wspólne zdjęcia z wszystkimi zaproszonymi i pojechaliśmy na wesele. Przed dworkiem powitano nas chlebem  i solą, a następnie wznieśliśmy toast za nas i przy głośnym aplauzie "Gorzko! Gorzko!" znowu wpiliśmy się w swoje usta. Byłam niewiarygodnie szczęśliwa. Byłam w swoim małym niebie.

- Kocham cię - wyszeptałam, gdy wtuliliśmy się w siebie podczas pierwszego tańca.

- Kocham cię - powiedział z pełną powagą Atanasijević. - Jesteś dla mnie najważniejsza i obiecuję, że zawsze będę przy tobie...

THE END

__________________________________________________
Hachiko:

Nie mogę uwierzyć, że to już koniec *ociera łzy wzruszenia*. Będzie brakowało mi tego opowiadania, a wam? Mimo wszystko chciałbym wam podziękować w swoim imieniu za wszystko! I to dosłownie. Serio nie sądziłam, że to zostanie tak chętnie przyjęte. No i nie wiem dlaczego, ale strasznie obawiałam się tego, że nie polubicie Kamili oraz Andrzeja. Było dla mnie miłym zaskoczeniem to, ze tak miło o nich pisaliście i stwierdzaliście, że słodziaki z nich ^^ No i tak szczerze, to nawet nie łudziłam się, że stuknie 10k, a tu prawie 60k. Bardzo wam za to dziękuję <3
Macie miejsce w moim serduszku do końca świata i jeden dzień dłużej!


Iadala:

To jest już koniec, nie ma już nic... 😢 
Moi drodzy, nie wiem co napisać, nie wiem co powiedzieć, bo chociaż z perspektywy czasu widzę, że ta historia mogła być lepsza, to i tak mam do niej ogromny sentyment, jestem z niej zadowolona i muszę przyznać, że naprawdę poświęciłam jej sporo serca i pracy. Pamiętam wszystkie godziny, które spędziłam pisząc, a później redagując całą opowieść... Pamiętam wszystkie głupie pomysły, które przychodziły mi do głowy i które zostały tu ujęte. Łezka w oku się kręci. 😉
Dzięki tej historii (blogowi) poznałam dwie świetne osoby z którymi zaprzyjaźniłam się w prawdziwym świecie! Lulu/Cierpienie oraz Alex - czujcie się pozdrowione! 💕
Ktoś kiedyś powiedział, żeby podczas pisania mieć świadomość, że każde zdanie to czas jaki zabierasz swojemu czytelnikowi i żeby pisać tak, żeby czytelnik go nie żałował. Mam nadzieję, że wy nie żałujecie czasu straconego na czytanie tej historii. 
Dla wszystkich dla których końcówka była zbyt słodka - nie mogłam zakończyć tego opowiadania w inny sposób. Po prostu nie mogłam, chociaż myślałam o czarnym scenariuszu, który jednak złamałby moje serce, gdyż zbyt mocno przywiązałam się do wszystkich bohaterów. 😉
Nie chcę się żegnać, dlatego mówię "do zobaczenia". Może gdzieś indziej, może za dłuższą chwilę, ale mam nadzieję, że nie opuszczę blogosfery na wieczność. 😊

Jeśli przeczytałeś naszą opowieść - zostaw po sobie chociaż maleńki ślad! Będzie nam niezmiernie miło zobaczyć jak wiele duszyczek poznało Bełchatowskie Lovestory! 💋

6 komentarzy:

  1. Jak to się stało, że to już koniec? Ja się nie zgadzam, ja chcę jeszcze. Powiem Wam Kochane, że to opowiadanie bardzo szybko stało się jednym z moich ulubionych. Pokochałam Olę i Alexa z całego serca. O dziwo nie przeszkadzał mi Wrona, który zazwyczaj denerwuje mnie w opowiadaniach. Tutaj naprawdę polubiłam jego postać co dowodzi temu, że świetnie piszecie. Żal mi, że to już koniec, ale jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy. Dziękuję Wam z całego serca za to opowiadanie i mam nadzieję do zobaczenia wkrótce. Dajcie znać jak zaczniecie tworzyć coś nowego 😙

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierze, że to koniec tej cudownej historii :( macie szczęście, że się dobrze skończyło <3 mam nadzieje, że do zobaczenia niedługo :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam od początku i nie mogłam się doczekać końca. Jestem zła na to co zrobiłyście Olce i Aleksowi, ale cieszę się, że wszystko się ułożyło. Popieram końcówkę, było by już zbyt tragicznie gdyby coś się jeszcze stało Rudej. Kamila i Andrzej, eh... Nawet nie wiecie ile czekałam na to, aż w końcu to Ptaszysko jej się oświadczy ^^ Pokochałam tą historię z całego serducha i ciężko mi się będzie z nią pożegnać... Pewnie jak będę miała zły humor to otworzę jeszcze raz tego bloga i zacznę czytać od początku, bo nie raz doprowadzałyście mnie nim do łez śmiechu. Mam wielką nadzieję, że napiszecie jeszcze coś nowego ;) jeśli tak dajcie mi znać na moim blogu http://oswiecmojadroge.blogspot.com/
    I mam nadzieję, że do zobaczenia kochane ;*
    P.S. Dziękuję za to, że wpadłyście na pomysł tak świetnego bloga ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ❤ szkoda że to już koniec ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja..ja nie wiem co powiedziec

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też Cię pozdrawiam! XD
    Co z tego, że nawet nie wiem, jak duże mam zaległości i kiedy tutaj wpadnę. Ale pozdrawiam i gratuluję skończenia historii :D Dziubek :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś nasze opowiadanie, zostaw po sobie ślad i napisz nam co o nim myślisz - liczymy na wasze opinie :)
Dziękujemy za każdy motywujący komentarz! :)